Asia pomogła chorej mamie - urzędnicy chcą jej odebrać zasiłki
Historia 9-letniej Asi, która wywiesiła na osiedlu kartkę z informacją o kiermaszu, by zdobyć pieniądze dla ciężko chorej mamy, poruszyła serca Polaków. Odzew był ogromny. Niestety, ze 101 tys. zł mama Asi nie wydała do dziś złotówki, bo wciąż czeka na informację ze skarbówki na temat wielkości podatku do zapłacenia. W dodatku urzędnicy chcą jej odebrać wszystkie przyznane zasiłki!
- Asia mi powiedziała krótko: mamusiu, nie tak to miało być. Nie wiem, jak mam jej wytłumaczyć, dlaczego nie jest tak, jak ona sobie wyobrażała – mówi Anna Jagła.
Kobieta od lat cierpi na padaczkę lekooporną i szereg bardzo poważnych chorób, które długo mogłaby wymieniać.
Jej stan stale się pogarsza. Nawet siedzenie i leżenie sprawia jej ogromne cierpienie. 9-letnia Asia nie mogła dalej słuchać, jak mama krzyczy z bólu. To, co zrobiła, poruszyło całą Polskę. Na swojej klatce schodowej na osiedlu Batorego w Poznaniu przykleiła ogłoszenie, które rozpoczęła słowami: "Mam na imię Asia, zbieram na leczenie i rehabilitację mojej mamusi."
- Wymyśliłam, żebyśmy zrobili kiermasz – opowiadała wówczas.
Babcia Asi tłumaczyła, że dziewczynka usłyszała rozmowy dorosłych. Między innymi o tym, że jej mama dostała pilne skierowanie na rehabilitację, ale „pilne” oznacza w Polsce trzy miesiące czekania. Tymczasem rehabilitacja potrzebna jest od zaraz. Zresztą nie tylko ona.
- Materiał na odleżyny i lekarstwa są bardzo drogie – mówi babcia Asi.
Swoją dojrzałością dziewczynka zaskoczyła najbliższych i sąsiadów, którzy pomagali jej w organizacji kiermaszu.
- Ja bym bardzo chciała, żeby moja mama była zdrowa – mówiła wówczas Asia.
Jej mama - Anna Jagła już wówczas nie czuła się najlepiej. Z bólu przestępowała z nogi na nogę, tłumacząc, iż jej córka nazywa to „tańcem ała, ała”.
Wcześniejsze dwa miesiące Anna Jagła spędziła w szpitalu. Przeszła operację kręgosłupa szyjnego.
Wrześniowa zbiórka się udała. - Ludzie dają nam pieniądze i nawet nic nie kupują, tym też jestem bardzo zaskoczona – komentowała na gorąco Asia.
O mały włos, a kiermaszu by jednak nie było, bo znaleźli się „życzliwi” sąsiedzi, którzy donieśli na Asię do Urzędu Skarbowego, twierdząc, że zbiórka jest nielegalna. Pomogła „Fundacja Drużyny Szpiku”, która ma pozwolenie na publiczne zbieranie pieniędzy. W ciągu zaledwie 4 godzin poznaniacy do puszek Fundacji włożyli ponad 100 tys. zł.
Pani Anna nie mogła być podopieczną tej fundacji, bo jej schorzenia nie kwalifikują jej do tej opieki. Zebrane pieniądze nie mogły więc zostać na koncie Fundacji.
- Calusieńka kwota, co do grosza została przelana na prywatne konto pani Ani, zgodnie z jej życzeniem – informuje Dorota Raczkiewicz, prezes ”Fundacji Drużyna Szpiku” w Poznaniu.
Mama Asi chciała przelać pieniądze na konto Fundacji Votum z Wrocławia, ponieważ jej przypadek jest zgodny ze statutem organizacji. Została jej podopieczną, ale pieniędzy przelać nie może.
- Poinformowano mnie, że nie mogę przelać tych 101 tys. zł ze zbiórki Asi, ponieważ najpierw trzeba uregulować ewentualny podatek. Trzeba wiedzieć, z jakiego tytułu i w jakiej kwocie go zapłacić. Gdyby te pieniądze zostały przelane na konto fundacji Votum, później fundacja Votum nie mogłaby zapłacić podatku. Po prostu jej statut na to nie pozwala. Miałabym gigantyczny problem – mówi pani Anna.
Kobieta jeszcze we wrześniu złożyła pismo do urzędu skarbowego, aby się dowiedzieć, ile podatku od zebranej kwoty ma zapłacić. Dalej czeka na odpowiedź. Ponieważ jest podopieczną Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie, poinformowała również tę instytucję o tym fakcie, aby nie mieć żadnych problemów.
- U mnie w domu pojawił się pracownik socjalny, który zna moją sytuację nie od dziś. Była pani kierownik, był spisany protokół. Wyraźnie podkreśliłam i podpisałam, że do momentu wyjaśnienia przez urząd skarbowy kwestii prawnej, te pieniądze nie będą przeze mnie spożytkowane. Bank wydał też stosowne oświadczenie do MOPR, że z pieniędzy nie korzystałam – opowiada pani Anna.
Jednak to nie wystarczyło. Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie w Poznaniu 8 listopada przysłał pani Annie zawiadomienie o wszczęciu postępowania administracyjnego uchylającego przyznane jej zasiłki. Pani Anna przeżyła szok.
- Według ich interpretacji mam dochód. Wyliczono go dzieląc całą kwotę na 12 miesięcy. Wyszła niebagatelna suma – mówi mama Asi.
- Bank stara się pani Ani pomoc. Były oświadczenia o możliwości i celach przeznaczenia tych środków. To nie są pieniądze, które pani Ania może sobie zwyczajnie wziąć i pójść na imprezę, bo mniej więcej tak wygląda interpretacja urzędników - komentuje Justyna Lachor-Adamska, prawniczka pomagająca pani Annie.
Zaświadczenia, że pieniądze nie zostały tknięte, że kobieta ma subkonto w banku na nic się zdały. - Pieniądze po prostu są jeszcze na koncie osobistym, do dyspozycji pani Anny – tłumaczy Sylwia Grocholska z Miejskiego Ośrodek Pomocy Rodzinie w Poznaniu.
- Kompletnie mnie przerosła ta sytuacja. Nie potrafię odpowiedzieć córce na pytanie, dlaczego tak fajnie się zaczęło, a nie ma pięknego finału – podsumowuje mama Asi.*
* skrót materiału
Reporter: Małgorzata Frydrych
mfrydrych@polsat.com.pl