Chory syn i kontrowersyjna interwencja policji

19-letni Dominik Kołodziej miewa napady lękowe, bywa wtedy agresywny. Wówczas rodzice wzywają policję i pogotowie. Tak było 1 maja. Funkcjonariusze weszli do domu i jak wynika z relacji matki, zachowywali się prowokacyjnie i agresywnie w stosunku do jej syna. Kobieta twierdzi, że również została brutalnie potraktowana, gdy próbowała interweniować. Policjanci mówią, że to pani Justyna była agresywna.

Państwo Tomczykowie z Radomia od 2 lat zmagają się zdużym problemem. W wyniku pobicia ich 19-letni syn ma poważne zaburzenia psychicznie. Miewa napady lękowe, w czasie których bywa agresywny. Jego rodzice często w takich momentach potrzebują fachowej pomocy.

– Po tym pobiciu u syna powstał zespół stresu pourazowego. Rok czasu był na zwolnieniu lekarskim. Dostał leki uspokajające – opowiada Justyna Tomczyk-Kołodziej.

- 1 maja miał właśnie jeden ataków, który towarzyszy tej chorobie. Musiałem akurat iść na drugą zmianę do pracy, więc poprosiłem policję o pomoc. Zaznaczyłem, że syn leczy się psychiatrycznie, przyjmuje psychotropy, ma napady agresji i żeby po prostu przyjechali, pomogli, zrobili coś – mówi Krzysztof Kołodziej.

Mężczyzna twierdzi, że nie było sensu wzywać pogotowia, bo robił to wcześniej już kilka razy i za każdym razem pogotowie odmawiało, jeśli najpierw nie wezwał policji.

- Gdy policja przyjechała, w domu był spokój, cicho. Weszli do Dominika pokoju. Pytał, co chcą od niego, skoro jest spokojny, mówił podniesionym głosem, bo już się zaczął denerwować – wspomina Barbara Martynowska, babcia Dominika.

- To było takie: „A co tam? A po co taki się robisz? O! chory jesteś, a nie widzę żebyś był chory”. W czasie tej rozmowy Dominik zaczynał robić się nadpobudliwy. Wtedy policjant wziął mu ręce do tyłu i skuł kajdankami – twierdzi Justyna Tomczyk-Kołodziej.

- Na widok munduru ten młody człowiek zrobił się jeszcze bardziej agresywny. Stan zachowania dał podstawy do zastosowania kajdanek – przekonuje Alicja Śledziona, rzecznik mazowieckiej policji.

Policjanci nie czekając na przyjazd pogotowia założyli chłopakowi kajdanki, co zdaniem matki wpłynęło na zaognienie sytuacji. Pani Justyna twierdzi, że próbowała prosić funkcjonariuszy, żeby tego nie robili. To jednak tylko pogorszyło sprawę.

- Kiedy sanitariusz zmierzył ciśnienie Dominikowi, doszedł policjant i powiedział, że znowu go zapina w kajdanki. Poprosiłam, żeby ich nie zakładał, bo wiedziałam, jakim lękiem znowu zareaguje Dominik. Nie to, że go szarpnęłam, że go trąciłam. Absolutnie nie! Na to pan policjant już wtedy zaczął krzyczeć, że szarpię go za mundur. Zapiął mu te kajdanki, pchnął go w stronę drzwi używając słów: wyp… – opowiada matka Dominika. I dodaje: stanęłam tak bokiem do policjanta i pytam: jakie wyp…? A policjant nic nie odpowiedział, tylko mnie pchnął na wersalkę.

Rzecznik policji przekonuje, że pani Justyna naruszyła nietykalności cielesną funkcjonariusza.

- Akurat miałem do żony bezpłatne minuty i słyszałem, jak tam się ten policjant zachowywał, jakich słów używał. I pierwsze co mi przyszło do głowy, to zgłosić to jeszcze raz na numer 997. Powiedziałem jaka jest sytuacja i poprosiłem o przyjazd drugiego patrolu czy kogoś z jego przełożonych. Dyspozytor była zdziwiona – mówi Krzysztof Kołodziej, ojciec Dominika.

Wyjaśnieniem wydarzeń w domu państwa Kołodziejów zajęła się Prokuratura Rejonowa Radom – Wschód. Efektem tego jest jak na razie przedstawienie zarzutów znieważenia funkcjonariusza Justynie Kołodziej i odmowa wszczęcia postępowania przeciwko interweniującym policjantom. Na tę decyzję państwo Kołodziejowie złożyli zażalenie.

- Jeżeli teraz byłaby sytuacja, że Dominik będzie potrzebował pomocy, to nie mogę ich wezwać, bo przyjadą jak do zbirów. Pogotowie bez policji też nie przyjedzie. Nie wie co zrobię – podsumowuje ojciec Dominika.*

* skrót materiału

Reporter: Jan Kasia

jkasia@polsat.com.pl