Do więzienia nie poszedł, bo ma… kredyt

Sylwester D. wsiadł pijany za kierownicę samochodu i spowodował wypadek, w którym zginął mąż pani Urszuli, a ona sama doznała ciężkich obrażeń. Usłyszał wyrok dwóch lat pozbawienia wolności, ale nie spędził za kratami nawet dnia. Sąd odraczał mu wykonanie kary np. ze względu na kredyt, kłopoty zdrowotne czy dobrą opinię znajomych i… księdza.

W maju 2011 roku pani Urszula i jej mąż wybrali się na urlop na Mazury do córki. Niestety za Pasymiem zza zakrętu z naprzeciwka z dużą prędkością wyjechał samochód kierowany przez pijanego Sylwestra D. Doszło do wypadku, w wyniku którego zginął mąż pani Urszuli, a ona została poważnie ranna. Chociaż od tego czasu minęło 5 lat, kobieta nie może się z tym pogodzić. Z mężem przeżyła ponad 40 szczęśliwych lat.

Kiedy doszło do rozprawy w sądzie, obrońca Sylwestra D. stwierdził, że jego klient chce się dobrowolnie poddać karze 2 lat pozbawienia wolności i 4 lat zakazu prowadzenia pojazdów. Pani Urszula mówi, że i prokurator, i jej pełnomocnik namawiali ją, żeby się zgodziła. Kobieta uznała, że nie chce łamać życia sprawcy, nie ma siły jeździć na kolejne rozprawy, więc się zgodziła. I jak dziś wspomina, to był błąd.

Okazało się, że Sylwester D. nigdy nie trafił do zakładu karnego. Sąd był dla niego wyjątkowo łaskawy. Dwukrotnie odraczał mu wykonanie kary, a za trzecim razem zawiesił jej wykonanie na cztery lata.

Jakie było uzasadnienie tych decyzji? Że skazany spłacił zasądzone w wyroku jako zadośćuczynienie dla rodziny zmarłego 12 tysięcy zł, na ten cel wziął kredyt, więc pójście do więzienia spowodowałoby dla niego kłopoty. Że ma kłopoty ze zdrowiem, bo leczy się u neurologa, że ma dobrą opinię wśród znajomych i od księdza. P

Pani Urszula jest tym zbulwersowana, nie rozumie decyzji sądu, ma też żal do prokuratury i swojego pełnomocnika, że nikt nie poinformował jej o tym, że taki wyrok (do dwóch lat pozbawienia wolności) może spowodować, że sprawca nigdy nie pójdzie do więzienia. Dziś nie może nic z tym zrobić, ale ostrzega innych.

- Sąd kierował się skutkami, które mogłyby powstać, gdyby skazany natychmiast trafił do zakładu karnego.Chodziło przede wszystkim o spłatę kredytu, który był zaciągnięty, żeby naprawić szkodę pokrzywdzonym. Po drugie stan zdrowia skazanego był zły. Z informacji, które posiadam, on też wcześniej nie był karany, miał pozytywna opinię  - tłumaczy decyzję sądu Olgierd Dąbrowski-Żegalski, rzecznik Sądu Okręgowego w Olsztynie.

- To uzasadnienie jest śmieszne, to że ksiądz wydał mu opinię, jaki z niego katolik, jaki parafianin… A co mnie to obchodzi, jaki on jest parafianin? On mi zabił męża, moim dzieciom ojca – rozpacza pani Urszula.

Sąd był dla Sylwestra D wyjątkowo łaskawy. Dwukrotnie odraczał mu pójście do zakładu karnego na pół roku, a następnie w ogóle zawiesił mu wykonanie kary.

- Zgodnie  z obowiązującymi wówczas przepisami, po dwukrotnym odroczeniu kary skazany może starać się o warunkowe zawieszenie jej wykonania, jeśli kara nie przekracza dwóch lat pozbawienia wolności – informuje Olgierd Dąbrowski-Żegalski, rzecznik Sądu Okręgowego w Olsztynie.

- Nie mam ochoty udzielać na ten temat wywiadów.Wszystko odbyło się zgodnie z prawem – mówi sprawca wypadku Sylwester D.

- Każdy z nas ma rozum. Jeśli ktoś wsiada do samochodu po alkoholu, to tak jakby miał broń w ręku. Chyba się liczymy z tym, jakie możemy ponieść konsekwencje za taki czyn, a tu nic. Jestem zbulwersowana – ocenia Katarzyna Kurgan-Romańczuk, córka zabitego w wypadku pana Aleksandra.*

* skrót materiału

Reporter: Paulina Dzierzba

pbak@polsat.com.pl