Posłuchali urzędniczki – stracą mieszkanie!

Gdańscy urzędnicy wyrzucają z mieszkania komunalnego 33-latka, który zajmował je od urodzenia. Najemcą lokalu przez prawie pół wieku była babcia pana Grzegorza. Mężczyzna twierdzi, że kiedy kobieta zmarła, urzędniczka poleciła mu, by zanim wystąpi o przepisanie lokalu, wymeldowała się jego mama. A tylko ona, wedle przepisów, mogła odziedziczyć mieszkanie.

O 33-letnim Grzegorzu z Gdańska sąsiedzi mówią, że to chodzące wielkie serce. Zawsze wyróżniał się nie tylko wzrostem, ale i dobrocią. Od urodzenia mieszkał w mieszkaniu  babci wraz ze swoją rodziną.
- Babcia była pierwszym najemcą, bodajże w 1969 r. albo na początku lat 70. dostała to mieszkanie i wprowadziła się z moją mamą – opowiada pan Grzegorz.

- W 1982 roku urodził się pierwszy syn, a w 1983 Grześ. Było ciasno, ale była zgoda – wspomina Elżbieta Maciejewska, mama pana Grzegorza.

- Mama wyjechała później do Hamburga i została tam na stałe, później brat do niej dojechał, a ja zostałem z babcią w mieszkaniu – dodaje pan Grzegorz.

Mężczyzna był ulubionym wnukiem pani Danuty. Nie wyobrażał sobie życia bez babci, dlatego nigdy nie chciał wyjechać za granicę do mamy. Pracował w stoczni jako magazynier, później założył własną firmę i wspólnie z babcią wiódł spokojne życie.

W 2014 roku w marcu zawiozłem babcię do szpitala, bo miała silną anemię i lekarz stwierdził u niej nowotwór żołądka . Nie dało się go - zoperować. Babcia była też za słaba na chemię. Odebrałem ją ze szpitala i przywiozłem do domu – mówi pan Grzegorz.

- On tak zajmował się moją mamą, jak nikt na świecie. Nosił ją na rękach do wanny i toalety, bo mama była na tyle dumna ,że nie chciała żadnej pieluchy. Nie mogłam przy niej być, a on był całym sercem i duszą – opowiada Elżbieta Maciejewska.

Stan zdrowia babci pana Grzegorza szybko się pogarszał. Zmarła pod koniec 2014 roku. Miała 77 lat. Mieszkanie, w którym został pan Grzegorz, jest komunalne. Jedynym najemcą była jego babcia .Wnuczek chciał uregulować stan prawny lokalu i złożył wniosek do urzędu miasta z nadzieją, że uda się mieszkanie przepisać na niego.

- Urzędniczka poradziła nam, żebym wymeldowała się wraz ze starszym synem. Tylko wtedy Grzegorz miał mieć szansę na otrzymanie tego mieszkania – twierdzi Elżbieta Maciejewska.

- I tak żeśmy zrobili. Później kazano mi złożyć wniosek o to, żeby została mi przyznana decyzja mieszkaniowa. Niestety, odpowiedź była taka, że oni się do tego wniosku nie przychylają – mówi pan Grzegorz.

Co więcej, mężczyzna dostał pismo z urzędu miasta, że ma natychmiast opuścić mieszkanie. Termin minął w ubiegłym tygodniu. Zrozpaczony poprosił adwokata o pomoc

- Zależy mi na tym, żeby mój syn dostał to mieszkanie. Zasłużył na nie z całego serca. Gdzieś ta sprawiedliwość musi być. To nie jest jakieś stumetrowe mieszkanie, to są 32 metry z ciemną kuchnią. Wszystko, co w tym mieszkaniu jest zrobione, zrobił mój syn i robi dalej z nadzieją, że tam zostanie – przekonuje Elżbieta Maciejewska.

- Mieszkania komunalnego nie dostaje się za zasługi, za opiekę. Działamy w świetle przepisów prawa, a prawo mówi prosto. Jeśli chodzi o mieszkania komunalne, może je dziedziczyć bezpośrednio albo współmałżonek, albo dziecko najemcy. Natomiast to prawo nie przechodzi na wnuki – informuje Michał Piotrowski z Urzędu Miasta w Gdańsku.

- Gmina nie próbuje zbadać sytuacji rodzinnej pana Grzegorza. Podjęła decyzję dość arbitralnie i bezceremonialnie. Jej pismo to jakby zapowiedź powództwa eksmisyjnego, czyli pozbawienia go dachu nad głową – mówi Jacek Szynkowski, prawnik pana Grzegorza.

- Całe życie tutaj mieszkam i nagle dostaję pismo, że mam się stąd wyprowadzić. I dokąd ja mam pójść? – pyta pan Grzegorz.

Mogę pocieszyć pana Grzegorza, że na to mieszkanie czekają inne osoby, to są osoby w trudnej sytuacji. Czyli to nie jest tak, że to mieszkanie będzie stało puste. Pojawi się w nim nowa, potrzebująca osoba – twierdzi Michał Piotrowski z Urzędu Miasta w Gdańsku.*

* skrót materiału

Reporter: Małgorzata Frydrych

mfrydrych@polsat.com.pl