Tony niebezpiecznych odpadów w samym środku wsi!

Odpady od 5 lat zalegają w środku wsi Czołówek w województwie kujawsko-pomorskim. Zgodnie z podpisaną ze starostwem umową, co roku miały być wywożone, a w ich miejsce firma z Budzynia miał przywozić nowe. Firma jednak zniknęła, a odpady zalegają w puszkach i beczkach. Te gniją, rdzewieją lub co jakiś czas wybuchają, przez co niebezpieczne substancje wsiąkają w glebę.

Wieś Czołówek położona jest niedaleko miejscowości Radziejów. W 2011 roku po środku miejscowości zaczęto składować niebezpieczne odpady: puszki, beczki i odpady medyczne niewiadomego pochodzenia. Dlaczego? Ówczesny starosta wydał pozwolenie na prowadzenie takiej działalności.

- My żeśmy interweniowali od pierwszego dnia. Starostwo nam odpowiedziało, że nie jesteśmy stroną, że nie będzie przeszkadzać w inwestycji – powiedział nam Józef Ignasiak, sołtys Czołówka.

- Tam są beczki metalowe i plastikowe. Do końca nie wiemy, co jest w nich składowane. One  zaczynają gnić – mówił Grzegorz Tomczak, mieszkaniec Czołówka.

- Przychodzi firma, z dokumentami. Czy już mamy prawo podejrzewać, że ona próbuje zrobić jakiś przekręt? – pytał Jarosław Kołtuniak, starosta radziejowski.
Reporter: Ale odpady niebezpieczne między domami? W środku wsi?
- Ja wiem. Ja nie byłem wtedy starostą, nie badałem tej kwestii.

Firma, która składowała odpady we wsi Czołówek miała umowę rotacyjną, to znaczy, że co roku miała magazynowane śmieci zabrać i na ich miejsce złożyć kolejną partię. Firma nie wywiązała się z tej umowy. Starosta Radziejowa cofnął pozwolenie przedsiębiorstwu na składowanie odpadów, ale mimo to śmieci nie zostały usunięte do dziś.

- Latem to te beczki strzelają, dosłownie. Strach stać w otwartym oknie – powiedziała Henryka Magalska, mieszkanka wsi.

Ludzie obawiają się też eksplozji. - Tam nieraz chodzą złomiarze, wystarczy, że jeden  wejdzie z papierosem – dodał Ryszard Tomczak z Czołówka.

Na inny problem zwracała uwagę  miejscowa radna Mariola Bogucka: „Jeżeli ci złomiarze wchodzą i próbują ten metal uzyskać, to oni po prostu otwierają te beczki i wylewają ich zawartość, więc to wszystko wsiąka w ziemię” – podkreśliła.
Starostwo wszczęło procedury egzekucyjne wobec firmy z Budzynia. Niestety komornik i urząd skarbowy nic nie wyegzekwowali. Okazuje się, że firma zajmująca się odpadami zmienia właścicieli, adresy i nazwy. Nikogo nie można zmusić do usunięcia niechcianych i niebezpiecznych substancji, bo firmy nie ma.

- Ona jest w tej chwili nieosiągalna, nienamierzalna. Sprawa zawisła w prokuraturze – oceniła radna Bogucka.

Nam również nie udało się dotrzeć do osób, które są odpowiedzialne za pozostawione odpady.

Starosta radziejowski twierdzi, że „nie ma możliwości prawnej”, by rozwiązać problem. - Decyzja została podjęta przez ówczesnego starostę, została cofnięta. Na drodze administracyjnej zostały wykorzystane wszystkie środki - stwierdził.

W problem wikłać nie chce się również resort środowiska. „Posiadacz odpadów, któremu cofnięto zezwolenie, powinien zostać obciążony kosztami ich usunięcia. Wsparcie ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej jest jednak niedopuszczalne i stanowiłoby tylko zachętę do takich procederów " – głosi jego komunikat.

Mieszkańcy boją się żyć w sąsiedztwie odpadów nieznanego pochodzenia. Nikt do końca nie wie, co tak naprawdę znajduje się w beczkach w Czołówku. Od 5 lat nie można usunąć nieczystości. Dlaczego? Wójt i starosta twierdzą, że nie mają możliwości i pieniędzy.

- Gmina z własnych środków nie może sobie pozwolić na to, by sama to zutylizowała. Uważam, że to starosta wydał decyzję i on powinien wziąć na siebie odpowiedzialność za zagospodarowanie tych odpadów – stwierdził Marek Szuszman, wójt gminy Radziejów.

- Mamy problem z wyłożeniem pieniędzy, bo nie jesteśmy już stroną. Tak działa prawo, które jest niedoskonałe – przekonywał starosta radziejowski Jarosław Kołtuniak.*

* skrót materiału

Reporter: Klaudia Szumielewicz-Szklarska

kszumielewicz@polsat.com.pl