Wrobiony w ojcostwo?
Ireneusz Mitko twierdzi, że nie jest ojcem drugiego dziecka swojej byłej żony, na które płaci alimenty. Wykonał prywatnie testy DNA i krwi, które to potwierdzają, ale dla prokuratury to za mało, by zająć się sprawą. - To jest chora sytuacja - ocenia.
Pan Ireneusz i pani Ewa byli parą przez kilkanaście lat. W 2004 roku wzięli ślub, urodziła się ich córka Patrycja. Ale między panem Ireneuszem a jego żoną nie układało się najlepiej.
- Nie pracowała, spodobał jej się ktoś inny, młodszy, kto się nią zajmował – twierdzi Ireneusz Mitko.
Mężczyzna wystąpił o rozwód. Kiedy okazało się, że pani Ewa jest w kolejnej ciąży, podejrzewał, że dziecko nie jest jego, ale jak twierdzi kochał żonę i chciał ratować rodzinę. Ona także deklarowała, że chce utrzymać małżeństwo. Dlatego pan Ireneusz zawiesił sprawę rozwodową.
- Cały czas twierdziła, że to moje dziecko. Dopiero, jak pół roku minęło, okazało się, że tak nie jest. Sama się do tego przyznała w kościele. Ja o terminie chrztu nic nie wiedziałem, pojechała je ochrzcić i chciała mieć tylko biologicznego ojca. Ksiądz, który nam udzielał ślubu, zapytał ją, co i jak, i nie zezwolił na chrzest – mówi Ireneusz Mitko.
- Ona w rodzinie się nie kryła. Nieraz Irek pojechał gdzieś z nami, a ona dojechała, to gdy pytaliśmy o dziecko, odpowiadała, że jest z ojcem. To z jakim ojcem, jak Irek był z nami – dodaje Stanisław Podolak, ojciec byłej żony pana Ireneusza.
Kiedy dziecko skończyło pół roku, pani Ewa wystąpiła o rozwód. Zdaniem pana Ireneusza świadczy to o celowym działaniu, bo wtedy mężczyzna nie mógł już wystąpić do sądu o zaprzeczenie ojcostwa. Każdy ma prawo to zrobić nawet będąc w związku małżeńskim, ale ma na to tylko 6 miesięcy. Mężczyzna twierdzi, że nie wiedział o tym terminie.
- Pani sędzia ogłasza wyrok: na jedno dziecko przyznaje alimenty ode mnie 400 zł, a na drugie 100 zł, bo „wiemy, że nie pańskie dziecko, to tak symbolicznie” – przytacza słowa sędzi pan Ireneusz.
Mężczyzna zrobił badania DNA i krwi, które potwierdziły, że nie jest ojcem 6-letniego dziś Gabrysia. Dwukrotnie zwracał się do prokuratury w Jarosławiu, żeby w jego imieniu wystąpiła do sądu o zaprzeczenie ojcostwa, ale ta nie chce tego zrobić.
- Przedstawione dowody, czyli prywatna opinia genetyczna, a także przesłuchania stron nie dostarczyły stuprocentowej pewności, że małoletni nie jest dzieckiem tego pana. Pana intencje nie do końca są czyste i klarowne. Klarowne są tylko w zakresie, w jakim to jego ojcostwo przeszkadza mu w związku z tym, że musi płacić alimenty – uważa Marta Pętkowska z Prokuratury Okręgowej w Przemyślu.
- Uważam, że więcej dowodów nie trzeba. Jeżeli pan Ireneusz chce sfinansować badania i zaprasza matkę z dzieckiem do instytutu państwowego na badania, a ona się nie zgłasza. To dla prokuratury powinien być sygnał, że coś jest nie tak – argumentuje Michał Muzyczka, pełnomocnik pana Ireneusza.
- Nie jestem ojcem tamtego dziecka. Ja bym sobie nie wybaczył, gdybym miał płacić na to dziecko, gdzie ojciec biologiczny cały czas z nim mieszka i przyznaje się do niego. Do przedszkola razem wożą to dziecko, a mi komornik zabiera ostatnie pieniądze z zasiłku. Coś jest nie tak – dodaje pan Ireneusz.
- On (pan Ireneusz – red.) dużo rzeczy mówi, mnie to nie interesuje. Niech mówi, co chce. To nie jest prawda – oświadczyła matka Gabrysia.
Pan Ireneusz nie może pogodzić się z decyzją prokuratury. Jeszcze raz złożył wniosek o zaprzeczenie ojcostwa. Jeszcze nie został rozpatrzony.
- Uważam, że każdy człowiek ma prawo wiedzieć od kogo pochodzi. Dzisiaj to dziecko jest małe i tego nie rozumie, ale kiedyś będzie chciało wiedzieć, kto jest jego biologicznym ojcem – zauważa Michał Muzyczka, pełnomocnik pana Ireneusza.
Pan Ireneusz nie chce płacić 300 złotych alimentów na, jak twierdzi, nie swoje dziecko. Tym bardziej, że od czterech lat to on samotnie wychowuje córkę Patrycję.
- Jaka to jest kobieta, która przez cztery lata nie uczestniczyła w życiu Patrycji, nigdy nie była na wywiadówce w szkole? – pyta Ireneusz Mitko.*
* skrót materiału
Reporter: Paulina Dzierzba
pbak@polsat.com.pl