Pożyczyli 65 tys. zł – stracili majątek wart pół miliona
Starsze małżeństwo z Przyborów koło Tarnowa przez pożyczkę wartą 65 tys. zł straciło rodzinny dom i działki – majątek wart w sumie prawie pół miliona zł. Państwo Bujakowie twierdzą, że padli ofiarą lichwy. Jak mówią, musieliby odkładać 570 zł dziennie, by uregulować zaległości. Pożyczkodawcy twierdzą, że wszystko odbyło się zgodnie z prawem.
Krystyna i Józef Bujakowie mają po siedemdziesiąt lat. Mieszkają w miejscowości Przyborów niedaleko Tarnowa. Oboje przez całe życie ciężko pracowali. Oboje chorowali na nowotwory. Państwo Bujakowie marzyli o spokojnej starości.
Niestety, dziś zamiast spełniania marzeń, muszą walczyć o dach nad głową.
- Możemy w każdej chwili być wyrzuceni na bruk. Moje serce już by tego na nie wytrzymało – mówi Józef Bujak.
Cztery lata temu państwo Bujakowie popadli w kłopoty finansowe. Potrzebowali natychmiast 65 tysięcy zł pożyczki. Znaleźli Małgorzatę K., która miała pośredniczyć w udzieleniu kredytu.
Państwo Bujakowie podpisali z firmą pożyczkową z Poznania umowę na 65 tys. zł. Pieniądze mieli zwrócić w pół roku.
Po odliczeniu wszelkich kosztów dostali 47 tysięcy złotych. Szybko okazało się, że podpisując umowę pożyczki jednocześnie sprzedali firmie pożyczkowej swój dorobek życia: dom i działki. Majątek wart prawie pół miliona złotych.
- Nie wiedziałam, że oni się staną od razu właścicielami – mówi pani Krystyna.
- Te pół roku to mieliśmy na załatwienie kredytu . I byłby załatwiony, tyle że nie mieliśmy zabezpieczenia, bo już nie mieliśmy domu – tłumaczy pan Józef.
- Czy 24-procentowe oprocentowanie jest duże ? Czy to jest lichwa ? Ono jest bardzo duże i nie powinno mieć miejsca. Wartość zabezpieczenia jest wyższa niż wartość udzielonej pożyczki. Można to kwalifikować jako wyzysk, ale i rażącą niewspółmierność. Taka umowa nie powinna mieć miejsca – komentuje Przemysław Ligęzowski, radca prawny.
Pani Krystyna tłumaczy, że dziennie musieliby odkładać 570 zł, by regularnie spłacać raty i zachować swój majątek.
Próbujemy porozmawiać z pośredniczką Małgorzatą K., która poleciła państwu Bujakom firmę pożyczkową z Poznania. Kobieta zapewnia, że nie wiedziała, jakie warunki zostaną przedstawione.
- A skąd miałam wiedzieć? Jak państwo Bujakowie tu przyjechali, byli na miejscu, to mogli odstąpić od umowy. Ja z takimi firmami już nie współpracuję – oświadcza.
Skontaktowaliśmy się także z przedstawicielami firmy pożyczkowej z Poznania. Nie zdecydowali się porozmawiać przed kamerą. Przesłali oświadczenie, w którym wskazali, że „zawarcie tego typu umowy było zachowaniem zgodnym z prawem. Przewidziane umową odsetki kapitałowe nie były nadmierne i nie przekraczały wysokości odsetek dopuszczalnych prawem.”
Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów w 2015 r. nałożył na firmę 8 000 zł kary.
- Stwierdziliśmy, że spółka naruszyła zbiorowe interesy konsumentów. Chodziło o kredyt konsumencki, spółka zastrzegała sobie pobieranie kar umownych w przypadku zwłoki za spłatę kredytu, tymczasem takiego prawa nie miała. Mogła jedynie żądać odsetek. W dodatku konsumenci podpisujący umowę nie otrzymywali informacji m.in. o rzeczywistej, rocznej stopie oprocentowania. Brak też było informacji o warunkach odstąpienia od umowy – wyjaśnia Maciej Chmielowski z UOKiK w Warszawie.
Sprawa przeciwko firmie pożyczkowej trafiła od sądu. Państwo Bujakowie wierzą, że uda im się odzyskać utracony majątek. Jednak zdrowia i straconych pieniędzy już nikt im nie zwróci.*
* skrót materiału
Reporter: Żanetta Kołodziejczyk-Tymochowicz
interwencja@polsat.com.pl