Pożyczki nie do spłacenia – nowe ofiary

Zaledwie 11 dni temu pokazaliśmy historię państwa Grudników, którzy mając 70 tys. zł długów, skorzystali z oferty Moniki K. W efekcie 5-osobowa rodzina straciła dom wart pół miliona zł. Po emisji materiału zgłosiły się do nas kolejne poszkodowane osoby. To, co opowiadają, mrozi krew w żyłach.

32-letnia pani Agnieszka z Gliwic i jej mąż stracili dorobek życia. Rodzinę z ich własnego mieszkania wyrzuciła Monika K., właścicielka firmy pożyczkowej z Wrocławia. Pani Agnieszka niemal codziennie na nie patrzy.

- Widzę je pracy, bo blok stoi na wprost. Tylko płakać się chce, codziennie. Jak mnie wyrzucali, to ją nie obchodziło, że nie mam się gdzie podziać. Powiedziała, że ją to g… obchodzi, po prostu mam opuścić mieszkanie, bo jest jej – opowiada pani Agnieszka.

Do Moniki K. dotarliśmy kilka tygodni temu. Państwo Grudnikowie potrzebowali szybkiej pożyczki. Rok temu podpisali z nią umowę. Była to umowa sprzedaży domu za 230 tys. zł. Po pół roku  Grudnikowie mieli mieć możliwość odkupienia swojej nieruchomości za 240 tys. złotych.

- Zdawaliśmy sobie sprawę, że będzie to podpisanie umowy pożyczki, do kiedy pani notariusz nie zaczęła jej czytać. Powiedziała, że to umowa kupna-sprzedaży. Spytałam: jak to?. K. powiedziała przy pani notariusz, że trzecia umowa musi być tak zawarta, nie może być w inny sposób. Usłyszałam: „niech się pani nie denerwuje, to jest umowa kupna sprzedaży z prawem odkupu” – twierdzi Bogumiła Grudnik.

Państwo  Grudnikowie chcieli po pół roku dom odkupić, ale jak się okazało nie stać ich było już na to, bo same odsetki za 3 miesiące wynosiły 90 tys. zł.  Stracili dom i działkę wartą pół miliona zł.  Kilka miesięcy temu Monika K. wyrzuciła 5-osobową rodzinę na bruk. 

Podobny los spotkał 32-letnią pani Natalię Witczak z Zawiercia. Kobieta potrzebowała 20 tys. zł. Podpisała z Moniką K. umowę  na pół roku - straciła mieszkanie warte ponad 60 tys. zł.

- Ja tylko pod takim warunkiem podpisałam tę umowę, że ona faktycznie będzie przedłużana. To jest tak, jakbym sprzedała za 20 tys. zł mieszkanie  - żali się Natalia Witczak.

Zapytaliśmy Monikę K., czy porozmawia z nami przed kamerą. - Nie widzę takiej potrzeby , mam sumienie w porządku - odpowiedziała.

Po emisji reportażu zgłosiły się kolejne osoby, które czują się przez nią poszkodowane: pani Agnieszka oraz pani Teresa z Koszalina. Pani Agnieszka potrzebowała 79 tys. zł. Pani Teresa - 60 tys. Obie potrzebowały gotówki szybko. Wzięły pożyczki pod zastaw mieszkań, a zwrot miał także, jak u innych, nastąpić po pół roku.

- Zauważyłam, że coś jest nie tak, jak Monika K. przyjechała ze swoim mężem, jak jej dałam na przedłużenie. Zapytałam, ile kosztuje to przedłużenie. W końcu wyszło, że pierwszy miesiąc 10 tys. zł, a kolejne 8 tys. zł,  więc brałam kolejne kredyty – mówi pani Agnieszka. 

- Kiedy chciałam przedłużyć swoją pożyczkę, Monika K. kazała mi ją opłacić, a nawet w umowie tego  nie mam. 3 tys. zł za każdy miesiąc – twierdzi pani Teresa.

Umów Monika K. nie przedłużyła. Pani Agnieszka straciła 70-metrowe mieszkanie warte ponad 200 tys. zł.  Monika K.  wyrzuciła rodzinę  z małymi dziećmi na bruk. Identyczny los spotkał panią Teresę z Koszalina, która straciła mieszkanie warte ponad 130 tys. zł. 

- Weszła ona, jej mąż i dwóch „goryli”. Zaczął mnie wyzywać, brzydko do mnie mówić. Traktował mnie jak śmiecia . Zostałam na bruku, nie wiedziałam, gdzie mam się podziać – wspomina pani Agnieszka. Najbardziej żal jej córki, która tęskni za swoim pokojem.

Kiedy dotarliśmy do innych poszkodowanych, okazało się,  iż łączy ich nie tylko  Monika K., ale także pośrednik w załatwianiu pożyczek - Tomasz R. 

- Tomasz R. obiecywał, że załatwimy inny kredyt, że to będzie polegało na tym, że spłacimy panią Monikę i resztę kredytów, która nam została – mówi pani Agnieszka.

- On jest centralną postacią tego dramatu. Schemat jest wszędzie identyczny, myślę , że mają to w najdrobniejszych szczegółach dopracowane – dodaje Natalia Witczak, która straciła mieszkanie.

Próbowaliśmy porozmawiać z Tomaszem R. Mężczyzna nie chciał wystąpić przed kamerą. Stwierdził jedynie, że nie ma sobie nic do zarzucenia.

Sprawą firmy pożyczkowej z Wrocławia zajmuje się prokuratura w Katowicach. Poszkodowani chcą wspólnie walczyć o odzyskanie ich majątków życia.

- Prokurator doszedł do wniosku, że doszło do naruszenia zasad współżycia społecznego i zostały przekroczone swobody umów. W związku tym zdecydował się na wystąpienie z pozwem o unieważnienie umowy pożyczki i unieważnienie przeniesienia własności mieszkania – mówi o sprawie Marta Zawada-Dybek z Prokuratury Okręgowej w Katowicach.*

* skrót materiału

Reporter: Żanetta Kołodziejczyk-Tymochowicz

interwencja@polsat.com.pl