"Cud" w sądzie. Po reportażu sprawa ruszyła z dnia na dzień!

Rodzina Kołodziejczyków mogła stracić dom, bo pieniądze potrzebne do spłaty jej długów utknęły w sądzie. Na kilkadziesiąt tysięcy złotych z licytacji wspólnego z byłym mężem majątku pani Ewa czekała przez 1,5 roku. Kiedy odwiedziliśmy ją z kamerą, miała miesiąc na uregulowanie swoich zobowiązań. Nasz reportaż zmienił wszystko.

- Bardzo się denerwowaliśmy, ponieważ mogliśmy stracić dom, nie mielibyśmy gdzie pójść. To dzięki państwu, Interwencji. Wcześniej nic się w sprawie nie działo – mówi Magda, córka pani Ewy.

W październiku 2016 roku pokazywaliśmy historię Ewy Kołodziejczyk z Gawartowej Woli koło Grodziska Mazowieckiego.
Pani Ewa po rozwodzie z mężem postanowiła wybudować nowy dom dla siebie i swoich dzieci: autystycznego Mateusza, Marzeny, Asi i Magdy.

- Rozeszłam się z mężem z powodu jego alkoholizmu. Musiałam się wyprowadzić. Postawiłam dom – opowiadała nam wówczas Ewa Kołodziejczyk.

Kobieta wzięła kredyt na wykończenie domu. Problem pojawił się, kiedy zachorowała na raka. Czas spędzany w szpitalach praktycznie uniemożliwiał jej podjęcie pracy. Z powodu zadłużenia i niemożliwości spłacania kredytu 10 listopada miała się odbyć licytacja jej nowego domu.

- Choroba złamała mnie: mam nowotwór, jestem nieuleczalnie chora. Okazało się, że zamiast być w pracy, musiałam zamknąć swoją działalność, bo byłam więcej w szpitalu niż w domu – tłumaczyła.

Ratunkiem dla rodziny mogłyby być pieniądze z licytacji wspólnego majątku pani Ewy i jej byłego męża oraz zaległych alimentów - łącznie ok. 90 tys. zł.  Przez ponad 1,5 roku te pieniądze leżały w sądowym depozycie, a sąd nie wypłacał ich pani Ewie.

- Trudno podać konkretną datę wypłaty pieniędzy. Postępowania związane z egzekucją z nieruchomości są postępowaniami długotrwającymi – powiedziała nam w październiku Dorota Trautman, rzecznik Sądu Okręgowego w Warszawie.

- Sąd tłumaczy zwłokę brakiem ludzi do pracy. To jest dla mnie śmieszne – komentował wówczas pani Ewa.
Po naszej interwencji sprawa nadzwyczaj przyspieszyła. Z dnia na dzień podejmowane były decyzje, dokonano planu podziału i w końcu wypłacono pani Ewie pieniądze. Do licytacji nie dojdzie. Kobieta jest bardzo szczęśliwa, że nie straciła domu.

- Po waszej Interwencji wszystko ruszyło. Szybko dokonali planu podziału uzyskanej sumy i wypłacili pieniądze. Decyzje zapadały z dnia na dzień. Okazało się, że nagle mieli ludzi do pracy – podsumowuje Ewa Kołodziejczyk.

- Bardzo się cieszymy, że możemy tu mieszkać i spędzimy tu święta – dodaje Magda, córka pani Ewy.*

* skrót materiału

Reporter: Dominika Grabowska

dgrabowska@polsat.com.pl