"Trzeszczy cały blok!" Kamienica jak tykająca bomba
"Budynek grozi zawaleniem. Zakaz przebywania" - taki komunikat wisi przed wejściem do budynku przy ul. Folwarcznej 5 na warszawskich Szmulkach. Choć kamienica jest w tragicznym stanie i stoi tylko dzięki temu, że jest spięta specjalnymi klamrami, to wciąż mieszkają w niej ludzie!
23 rodziny z kamienicy przy ul. Folwarcznej 5 decyzją Państwowej Inspekcji Nadzoru Budowlanego powinny w trybie natychmiastowym zostać przesiedlone. Budynek rozpada się. Aby nie runął wraz z mieszkańcami, zamontowano na nim żelazne klamry.
- Trzecia klatka została spięta naokoło właśnie ze względu na stan techniczny budynku, żeby się nie zawalił. Żeby nas nie poskręcali, toby budynek nie istniał – mówi Beata Auguścik, lokatorka kamienicy.
- Robotnicy przyszli, ale zrobili tylko część dachu, bo bali się o swoje życie. Żeby pokryć dach, trzeba na nim stanąć – dodaje Sebastian Warciarek.
Już w kwietniu Państwowa Inspekcja Nadzoru Budowlanego informowała mieszkańców oraz Urząd Dzielnicy, że kamienica jest w katastrofalnym stanie, nakazała wtedy w trybie natychmiastowym opuścić lokatorom jedno z mieszkań.
- Śpię i nie wiem, kiedy mi sufit spadnie na głowę. Belki na strychu są spróchniałe, ktoś mi je podwiązał sznurkiem – mówi lokatorka Małgorzata Baryłka.
- Mieszkam na czwartym piętrze, to mi na łóżko deszcz pada – twierdzi Grażyna Grabowska.
- Na strychu są ustawione miski, wanny stare, pełnimy dyżury, wylewamy wodę przez okna – dodaje Beata Auguścik.
Kamienica przy Folwarcznej mieści się na Starej Pradze, trzy kilometry od Starówki. Dzielnica ma eleganckie, świąteczne przybranie na głównych ulicach, obok straszą slumsy, które w każdej chwili grożą zawaleniem się. Mieszkają w nich ludzie.
- Robią nam przepiękne trawniki, ulice, tylko dlaczego nie dbają o dobro lokatorów? - pyta Marta Borkowska, mieszkanka kamienicy.
Lokatorzy zapewniają, że regularnie płacą czynsz i budynek nie jest zadłużony.
- W mieszkaniach jest pioruńsko zimno, a jeszcze pokasowane mamy piece. Ogrzewamy tylko prądem. Chodzimy w grubych kamizelkach – twierdzi Jadwiga Ossowska.
W mieszkaniach panuje wilgoć, a ze ścian wychodzi grzyb. Miesiąc temu nadzór budowlany nakazał opuszczenie domów.
Na umówione spotkanie z burmistrzem przyszła delegacja mieszkańców, którzy nie mieli żadnych informacji, co z nimi będzie. Na miejscu okazało się, że burmistrza nie ma, bo dzień wcześniej do późna uczestniczył w bożonarodzeniowej szopce. Dlatego kolejny raz przyszli, tym razem w grupie.
Wojciech Zabłocki: burmistrz dzielnicy Praga-Północ: Rozumiem, że pani chce robić tu jakiś materiał sensacyjny.
Lokatorzy: Nie, jaka sensacja?
Burmistrz (do reporterki): Pani jest rzecznikiem? Czy pani ma wiedzę o sytuacji, czy ma pani ekspertyzy?
Reporterka: Tak, byłam tam. A pan był tam?
Burmistrz: Tak, byłem.
Lokatorzy: Kiedy pan był, panie burmistrzu? Myśmy nie widzieli.
Panie burmistrzu, pan tam był drzewka sadzić. Tak, to prawda. No, barwo!
Burmistrz: Spokojnie. Rozmawiamy rzeczowo?
Podczas spotkania mieszkańcy przedstawili swoje argumenty. Burmistrz wyjaśnił, że „aby znaleźć mieszkania zamienne, potrzeba około trzech miesięcy”.
- Wiem, że dzisiaj do państwa docierały osoby z Zakładu Gospodarowania Nieruchomościami celem wypowiedzenia umów pierwszym rodzinom – oświadczyła Bożena Salich, dyrektor Zakładu Gospodarowania Nieruchomościami Dzielnicy Praga-Północ.
Wymówienia najmu lokalu są początkiem procedury przesiedlania.
Reporter: Małgorzata Pietkiewicz
mpietkiewicz@polsat.com.pl