Tragiczna śmierć męża i długa droga po rentę z ZUS-u
Spawacz Leszek Kozłowski zginął tragicznie w wybuchu na niemieckim tankowcu, zacumowanym w stoczni w Duisburgu. Pozostawiona przez niego rodzina od 9 miesięcy walczy o rentę wypadkową i jakiekolwiek odszkodowanie. Choć mężczyzna pracował legalnie w polskiej firmie, to jego bliscy czują się pozostawieni w tej tragedii sami sobie.
Leszek Kozłowski miał 47 lat. Mieszkał z rodziną w Budzisławiu Kościelnym nieopodal Konina. 30 marca 2016 roku jak zwykle zostawił w domu żonę, troje dzieci i maleńkiego wnuka i pojechał do pracy – spawać niemieckie tankowce. Tyle, że tym razem już do domu nie wrócił. Zginął w eksplozji podczas pracy na barce do przewozu paliw.
- Eksplozja nastąpiła około 8:40. Natychmiast pojawiła się policja i straż. Zaczęliśmy poszukiwania trzeciego zaginionego pracownika. Dwóch znaleźliśmy w odległości ponad 200 metrów od statku, co pokazuje, jak potężny był wybuch – mówi Ramon van der Maat z policji w Duisburgu.
- W związku z tym zdarzeniem zginęli pracownicy szczecińskiej spółki, którzy wykonywali na tym statku prace remontowe – wyjaśnia Małgorzata Wojciechowicz, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Szczecinie.
- Podobno tam chemik był, który miał wszystko miał „odchemić”. Podobno trzy barki odchemił, a tej nie. Tam jakieś się gazy zebrały i wybuchło, jak otworzyli – opowiada Paweł Kozłowski, syn pana Leszka.
Mężczyzna nie miał żadnych szans. Wdowę o jego śmierci poinformowała szczecińska firma, w której pracował. Uczyniła to… telefonicznie.
- Czuję ból i samotność. Dobrze, że są dzieci i wnuk, bo tak to nie wiem... pustka – rozpacza Nina Kozłowska.
Kiedy rodzina po 3 tygodniach zdołała pochować pana Leszka, rozpoczęła batalię o rentę wypadkową i odszkodowanie od ZUS-u. Skoro zginął tak tragicznie, sądziła że to formalność. Niestety, z każdą jej wizytą ZUS żądał nowych dokumentów.
Reporter: Czy te wszystkie dokumenty, o które państwo występują, są naprawdę konieczne? Protokoły z sekcji zwłok, protokoły wypadkowe?
Marlena Nowicka z ZUS-u w Poznaniu: Protokół wypadkowy jest dokumentem niezbędnym do przyznania świadczeń w związku z wypadkiem przy pracy.
- Wszystkie inne też? Chociażby protokół z sekcji zwłok?
- Dokładnie nie powiem, jakie dokumenty były w tym wypadku żądane. Obecnie czekamy na uprawomocnienie się orzeczenia lekarza orzecznika. Jest to orzeczenie, które stwierdza, że śmierć męża pani Niny nastąpiła w związku z wypadkiem przy pracy.
- Są jakieś wątpliwości, że ta śmierć wystąpiła nie w wyniku tego wypadku, skoro była eksplozja, skoro tam zginął?
- Nie ma żadnych wątpliwości, jest to wymóg proceduralny.
Inaczej na działania urzędników patrzą bliscy zmarłego pana Leszka.
- Cały czas jeździmy i składamy dokumenty, bo przysyłają negatywne decyzje. Wszystko dowozimy i ciągle jest odmowa – komentuje Paweł Kozłowski, syna pana Leszka.
- W tej chwili wstrzymali mi decyzję, bo nie pasuje im jedno zdanie w protokole i proszą firmę o wyjaśnienia – mówi Nina Kozłowska, żona pana Leszka.
Państwo Kozłowscy czują się pozostawieni sami sobie. Ciężar utrzymania rodziny spadł na panią Ninę – kobieta pracuje jako sprzątaczka w bibliotece. Twierdzi, że firma, która zatrudniała jej męża, nie interesuje się losem jej rodziny.
- Chyba najbardziej boli mnie brak kontaktu z firmą, zrozumienia z jej strony. Najpierw mówili, że wiedzą, że będę potrzebowała pomocy, bo zostały sieroty, a później nie ma żadnego kontaktu – mówi pani Nina.
Chcieliśmy dowiedzieć się, czy szczecińska firma czuje się odpowiedzialna za los swojego pracownika. Najpierw firma zgodziła się na rozmowę przed kamerą, a tuż przed ustalonym terminem, odwołała je.
W przesłanym oświadczeniu firmy czytamy, że o zadośćuczynieniu nie może być mowy, dopóki nie skończy się postępowanie, a przebieg niemieckiego śledztwa wskazuje na wysokie prawdopodobieństwo winy… niemieckiego kontrahenta. Ale przed naszą kamerą pojawiło się światełko nadziei ze strony ZUS-u.
- Sprawa pani Niny jest właściwie na finiszu. Decyzje zostaną wydane w pierwszych dniach stycznia, myślę że 2-3 stycznia, kilka dni później powinny być przekazane pieniążki – oświadczyła Marlena Nowicka z ZUS-u w Poznaniu.
- Widzę w telewizji: zginęli w Smoleńsku, zginęli górnicy, a ich rodziny zostały otoczone opieką. Czy my to nie ludzie? Czy moje wnuki to nie ludzie? – pyta Anna Kościelska, mama pani Niny.*
* skrót materiału
Reporter: Irmina Brachacz-Przesmycka
ibrachacz@polsat.com.pl