Kaloryfery zakręcone, a rachunek rośnie
Dopłaty do rachunków za centralne ogrzewanie dostało kilkudziesięciu mieszkańców białostockiego osiedla „Słoneczny Stok”. Choć w lokalach zamontowano indywidualne urządzenia do pomiaru ciepła, to więcej zapłacą nawet ci najbardziej oszczędni. Rachunek rośnie, nawet gdy kaloryfery są zakręcone, bo administracja dolicza ciepło bijące od rur doprowadzających ogrzewanie do mieszkań w pionie.
Zofia Tułowiecka z osiedla „Słoneczny Stok” ze swojej skromnej emerytury - 1300 zł uczciwie reguluje wszystkie opłaty, w tym czynsz za mieszkanie, w który wliczona jest zaliczka za centralne ogrzewanie. Do tej pory wysokość czynszu pokrywała roczne zużycie ciepła przez 66-letnią kobietę, jednak w tym roku sytuacja uległa zmianie.
- Po raz pierwszy, a 34 lata tu mieszkam, dostałam rozliczenie, którym byłam zszokowana. Płacę cały rok zaliczki na centralne ogrzewanie, które wynoszą ponad 800 zł i przyszło mi dopłacić do tego interesu ponad 300 zł – mówi pani Zofia.
Opłaty rosną, nawet gdy kobieta zakręca grzejniki. Dlaczego? Pani Zofia usłyszała, iż musi płacić za ciepło płynące od rury przebiegającej przez jej mieszkanie, która zasila w gorącą wodę kaloryfery w lokalach w całym pionie. - A nade mną są cztery mieszkania – zauważa pani Zofia.
- Gdy weszłam do domu, mama siedziała w kuchni i płakała, że przyszła dopłata. Miała żal, że się oszczędzało, a trzeba dopłacić. My odkręcamy kaloryfer wtedy, kiedy jesteśmy w pomieszczeniu i to na pół godziny, na godzinę, aż się nagrzeje – tłumaczy Marta Tułowiecka, córka pani Zofii.
Na osiedlu „Słoneczny Stok” nie tylko Zofia Tułowiecka została obciążona tzw. wirtualnymi kosztami za ogrzewanie. Podobne dopłaty musi uiścić bardzo wielu mieszkańców. Niektórzy z nich - znacznie wyższe niż pani Zofia.
- Takich osób jest z 50. Pokazywali mi dokumenty, że muszą dopłacić po 1200 zł, po 1800 zł. Niektóre kobiety płakały – opowiada Mariusz Doliński, który pracuje w kiosku przy osiedlu.
- 250 złotych to musiałem dopłacać za samą łazienkę. To jest wirtualne. Ceny wzięte z kosmosu – twierdzi pan Paweł, mieszkaniec „Słonecznego Stoku”.
Jedna z kobiet mieszkających na osiedlu policzyła, że w ciągu dwóch lat cena ogrzewania jej lokalu wzrosła o połowę. – Za rok płacę 1250 zł, a było 860zł. Ja się z tym nie zgadzam. Dwa razy pisałam odwołanie, ale wszystko jest na „nie” – mówi kobieta.
Z relacji mieszkańców osiedla wynika, że administracja na wnioski o wyjaśnienie całej sytuacji odpowiada wymijająco albo nie odpowiada wcale. Ponadto mieszkańcy twierdzą, że nie zostali poinformowani o zmianie systemu naliczania opłat. Dopłaty były dla nich zaskoczeniem.
- W związku z tym, że zmieniło się prawo energetyczne, wprowadziliśmy opomiarowanie pionów. Ustawodawca nie wskazał, jak trzeba dzielić te koszty. W związku z tym doszliśmy do wniosku, że jeśli ktoś grzeje na IV piętrze, to ta rura przez cały pion jest ciepła – wyjaśnia Ewa Danilewicz z administracji osiedla.
Reporter: Ta kobieta ma 1300 zł emerytury i ona ma nagle dopłacić 440 zł za ogrzewanie, bo sąsiad na górze korzysta z ciepła?
Przedstawicielka administracji: Nie 400, tylko 300.
Reporter: Bo nadpłaciła wcześniej, ale ten dodatkowy koszt (440 zł) pojawił się w stosunku do zeszłego roku nie wiadomo skąd, a pani ma „0” na kaloryferze. Z czego ta pani ma zrezygnować? Z leków? Z czynszu? Z czego?
Przedstawicielka administracji: Nie, proszę pana, rozłożyć na raty i zapłacić.
Reporter: Ale za co?
Przedstawicielka administracji: Za ciepło, które zostało dostarczone do jej mieszkania.
Reporter: Wbrew jej woli?
Przedstawicielka administracji: Tak działa instalacja.
- Wyraźnie napisano, że lokator płaci za jednostki ciepła, które są na podzielnikach i nagle zaczęły występować te wirtualne jednostki. Nie godzę się z tym, żeby płacić za coś, na co nie mam wpływu – mówi Zofia Tułowiecka, mieszkanka osiedla „Słoneczny Stok”
Reporter: Jan Kasia
jkasia@polsat.com.pl