Interwencja 2016, przypominamy: Ratują córkę - w pokoju obok piją bezdomni
23 maja pokazaliśmy reportaż o Agnieszce Czerkawskiej. Wraz z partnerem i dwojgiem dzieci zajmuje ona mieszkanie, które z powodu długów zlicytował komornik. Eksmitować rodzinę byłoby ciężko, ponieważ ich malutka córeczka walczy z rakiem. Nowy właściciel mieszkania znalazł inny sposób. Wprowadza dzikich lokatorów i bezdomnych, którzy rozkładają zabrudzone, śmierdzące materace i piją piwo.
Pani Agnieszka ma 39 lat. Od kilku dni koczuje z dwojgiem małych dzieci w hotelu. Dotychczasowe mieszkanie kojarzy jej się tylko z jednym - dzikimi lokatorami próbującymi z nią zamieszkać. To opis jednej z sytuacji:
Pani Agnieszka: Gdzie pan będzie tu mieszkał? W którym pokoju? W którym pokoju będzie pan mieszkał?
Obcy mężczyzna w mieszkaniu: W którym pani wskaże.
- Ja nie wskażę, bo to są pokoje dzieci. W pokoju córki?
- Może być i pokój córki.
- W pokoju córki? Gdzie?
- Ale ja nie będę nigdzie mieszkał, moi pracownicy będą tu mieszkali.
- Nie mam pan prawa, nie wyrażam zgody.
A to innej:
Pani Agnieszka: Proszę zamknąć drzwi!
Obcy mężczyzna w mieszkaniu: Nie.
- Ja mam godzinę zmieniania opatrunku, w tym momencie przeszkodziliście mi. Muszę dziecku przepłukać opatrunek, bo się zrobi zator do serca i będziecie za to odpowiedzialni.
- Niech pani nie robi szopki, tylko się zajmie dzieckiem.
- Nie szopki! W jaki sposób mam się zająć? Teraz mam się zająć dzieckiem?
- Tak.
- W jaki sposób? Że będziecie plądrować mi dom?
Historia dramatu Agnieszki Czerkawskiej zaczyna się kilka lat temu. Kobieta wraz z poprzednim partnerem prowadziła dobrze prosperujący sklep z pieczywem. Wiodło jej się doskonale. Do czasu.
- Najemca lokalu dogadał się z moim franczyzodawcą i przejęli mój interes w białych rękawiczkach. Od tego momentu się zaczęło. Partner, z którym prowadziłam tę działalność, oszukał mnie, zostawił mnie tego samego dnia, co zamknęłam sklep i pozostawił z długami – opowiada pani Agnieszka.
- Agnieszka została w tej całej sytuacji sama, z małym dzieckiem. Założyła drugą działalność gospodarczą, ale niestety nie podołała temu wszystkiemu – mówi Łukasz Bialic, obecny partner kobiety. Parze urodziła córka. Razem usiłowali wyjść z długów. Pan Łukasz wyjechał do pracy za granicę. Wziął też 100 000 zł kredytu, by ratować mieszkanie pani Agnieszki.
- Spłacaliśmy na bieżąco te raty, które podpisaliśmy z bankiem, ugodowe. Wierzyciel wystąpił do komornika, żeby zlicytował to mieszkanie za dług w wysokości ponad 30 000 zł, co jest śmieszne. Ten dług był za faktury za pieczywo. Trzy miesiące minęły, przyszła nam córeczka na świat i się okazało, że jednak jest licytacja – opowiadają pani Agnieszka i pan Łukasz.
Około 130-metrowy lokal, z czego 80 metrów kwadratowych to powierzchnia mieszkalna, zlicytowano za 288 000 zł. Według Łukasza Bialica mieszkanie jest warte około 700 tys. zł. Para twierdzi, że zamierzała się wyprowadzć, ale wtedy nadeszło najgorsze… U ich maleńkiej córeczki zdiagnozowano złośliwy nowotwór.
- Zachorowała na nowotwór złośliwy IV stopnia z przerzutami do płuc, nazywa się to jeszcze piękniej… bo to jest potworniak. Ratowalliśmy jej życie. Nie trzymała moczu, guz wypełnił jej cały brzuch. Zajmował 7,5 cm w brzuchu u 11-miesięcznej dziewczynki – opowiada pani Agnieszka.
- Prosiłem Boga, żeby całe zło jakie dostała moja córka, przekazał na mnie, żebym zdechł natychmiast pod płotem, ale żeby moje dziecko żyło – mówi pan Łukasz.
Zmuszeni przez los dalej mieszkali w zlicytowanym mieszkaniu. W marcu tego roku komornik oficjalnie wprowadził nowego właściciela. I jak twierdzi para, wtedy zaczął się koszmar.
- Otworzyły się drzwi i z impetem wszedł rosły mężczyzna, który stwierdził, że jest biznesmenem i on tutaj wynajął swoim pracownikom pokój - mówi Łukasz Bialic.
To fragment tej sytuacji:
- Nie wyrażam zgody, żeby pan wprowadzał tutaj obcych ludzi, ja nie znam pana, nie wiem, czy pan jest przestępcą, gwałcicielem, czy mordercą.
- Pan jest najemcą.
- Ten pan jest najemcą, legalnie wynajmuje mieszkanie!
- Pan jest najemcą? Ja mam chore dziecko, które jest w tej chwili brudne po chemioterapii, bo z niego leci. Proszę wyjść z domu, nie wyrażam zgody.
- Dobrze, wchodźcie do salonu w takim razie, materace rozkładajcie tutaj na środku (Wchodzą bezdomni).
- No i git.
- To są pracownicy pana?
- Tak. Tu jest wasze miejsce, rozkładajcie się.
- Wprowadził panów z brudnymi materacami, na których jeszcze były ślady fekaliów. Ci panowie rozłożyli sobie materace, jeden w tych brudnych rzeczach rozsiadł się na łóżku, na którym co drugi dzień musimy zmieniać opatrunek naszej chorej córeczce – opowiada pan Łukasz.
Dalszy opis wprowadzenia bezdomnych do mieszkania:
- Niech pan idzie, błagam pana, niech pan wyjdzie, ona ma nowotwór, niech pan wyjdzie, bo ja nie wytrzymam (płacze).
- Widzę, że dziecko jest chore.
- Niech pan wyjdzie, błagam pana.
- Niech mi pani tylko da na wino. K… żebym wiedział…
- Ma pan, mam 7 zł, może być?
- Dobrze, Wyjdę. Niech pani to wyp… przez balkon, bo widzę co jest.
- Ten pan nawet nie wystąpił o eksmisję nas, bo jemu nawet komornik jasno powiedział, że nie może do niej przystąpić. On ma tego świadomość, dlatego za wszelką cenę chce się nas pozbyć. Bóg wie, co jeszcze temu człowiekowi przyjdzie do głowy, co jest w stanie zrobić – mówi pan Łukasz.
Udało nam się dotrzeć do nowego właściciela zlicytowanego mieszkania. Nie zgodził się na pokazanie twarzy. Przekonuje, że jest w bardzo ciężkiej sytuacji i to on jest ofiarą.
Reporter: Czy wprowadzanie bezdomnych do mieszkania, gdzie jest chore dziecko, to jest dobry pomysł?
Nowy właściciel: Ja wynająłem to mieszkanie. Mam jedno mieszkanie na utrzymaniu, bo na takie mnie było stać, mam drugie, bo teraz płacę za tamto, bo nikt się nie poczuwa do zapłaty grosza za to mieszkanie i muszę jeszcze oddać pieniądze, które pożyczyłem, żeby to mieszkanie kupić.
- Pan został przez komornika wprowadzony w posiadanie tego mieszkania. A poszedł pan o krok dalej, czyli chce eksmitować tych ludzi?
- Ale co ma na celu eksmisja, to ja zaraz będę tym niedobrym, który wyrzuca ludzi na bruk.
- A teraz jest pan dobrym, jak przyprowadza pan osoby, które przyprowadzają bezdomnych?
- (Milczy) Może inaczej. Co by pani w mojej sytaucji zrobiła?
Obecnie w spornym mieszkaniu przebywa tylko pan Łukasz. By pilnować całego dobytku, musiał zrezygnować z pracy za granicą. Pani Agnieszka pomocy szuka wszędzie. Złożyła zawiadomienie do prokuratury i szukała ratunu w Urzędzie Miasta w Piasecznie.
W ubiegły czwartek doszło do spotkania pani Agnieszki, jej partnera i nowego właściciela. Ten ostatni przyszedł z kolegą, który… zaproponował, że zapłaci za wynajem innego lokalu. Do porozumienia nie doszło.
Para zapewnia, że gdyby dostała więcej czasu, wyprowadziłaby się z mieszkania. - Ja bym wrócił do pracy, zarobił i wynajął mieszkanie. Nie byłoby problemu. Jednak w chwili obecnej nie jestem w stanie opuścić mieszkania, jak żołnierz na warcie, muszę pilnować rodziny, muszę ją chronić, bo co zrobi kobieta sama, kiedy przyjdzie dwóch rosłych mężczyzn? – mówi pan Łukasz.
Pani Agnieszka: Prosiliśmy pana na samym początku, żeby dał nam czas, nic nam nie robił. To pan się rozsiadł na kanapie i już chciał wymieniać zamki. Widział pan, że dziecko jest łyse, chore.
Nowy właściciel: Proszę pani…
- A potem pan nas nęka i teraz mówi, że nie chcemy przyjąć pieniędzy! Nie będę rozmawiała z wami! Mam dosyć tego! Komornik mnie ostrzegł przed panem, komornik!
Reporter: Będzie pan tam jeszcze przyprowadzał kolejnych chętnych do zamieszkania, jakichś bezdomnych?
- Ja nie wiem, kto tam zechce zamieszkać. W tym momencie to już jest taka sytuacja, że tam nikt nie zechce zamieszkać. To co ja mam zrobić?
- Ale szuka pan dalej najemców?
- Jest ogłoszenie w internecie.*
* skrót materiału
Reporter: Irmina Brachacz-Przesmycka
PS. Po naszej interwencji bezdomni przestali nachodzić panią Agnieszkę, a miasto obiecało znaleźć dla rodziny jakieś mieszkanie.