Nieświadomy kurier przestępców
Jacek Sola z Lublina sądził, że znalazł w internecie pracę w polsko-niemieckiej firmie kurierskiej. Szefa nigdy nie spotkał. Miał podpisać umowę po jego rzekomym powrocie do kraju. Sola dostawał zlecenia na telefon i zdążył odebrać dwie paczki kurierskie. Z tą drugą zatrzymała go policja. Okazało się, że przewoził pieniądze z oszustw na tzw. policjanta. Stanie przed sądem.
46-letni Jacek Sola w 2015 roku rozpaczliwie szukał pracy. Miał na utrzymaniu małe dziecko, żona pracowała za 7 zł za godzinę jako pokojówka, a właściciel wynajmowanego mieszkania domagał się natychmiastowego uregulowania zaległego czynszu. W internecie zamieścił ogłoszenie, że poszukuje pracy jako kurier lub kierowca. W końcu odebrał telefon.
- Powiedziałem, jaki mam samochód i doświadczenie. Ta osoba powiedziała, że ma polsko-niemiecką firmę kurierską. Miałem być mobilny od 8 do 16. Za każde zlecenie miał płacić 150 zł – wspomina Jacek Sola, oskarżony o oszustwo.
Pracodawca przedstawiający się jako Artur Ząb twierdził, że jest za granicą. Kontaktował się z panem Jackiem wyłącznie telefonicznie. Instruował mężczyznę, gdzie ma odbierać paczki i gdzie je zawozić. Kierowca twierdzi, że nie wie, co przewoził.
- Paczki były oklejone taśmą, opieczętowane. Do głowy mi nie przyszło, że to może być oszustwo, że cała ta moja praca może być zainscenizowana, żeby kogoś oszukać – twierdzi.
Pan Jacek mówi, że odebrał tylko dwie paczki. W grudniu 2015 roku został zatrzymany przez policję, tuż po tym, jak odebrał przesyłkę.
- Policjanci zajechali mi drogę, rzucili mnie na glebę, skuli i powiedzieli, że dokonałem oszustwa. Dopiero jak otworzyli paczkę, zobaczyłem, że są tam zapakowane pieniądze. Po przeliczeniu okazało się, że to 29 tys. zł. Zostałem zatrzymany – opowiada.
Zdaniem policji i prokuratury pan Jacek miał być członkiem grupy przestępczej zajmującej się wyłudzeniami pieniędzy metodą na tak zwanego wnuczka i policjanta. Mimo że zatrzymano telefony i nawigację, którą posługiwał się pan Jacek, organom ścigania nie udało się ustalić, kim jest pracodawca zatrzymanego mężczyzny.
- Oszustwo polegało na tym, że do osoby pokrzywdzonej dzwonił telefon. Ta osoba otrzymywała informację, że ktoś z jej najbliższych był uczestnikiem wypadku, w którym poważnie poszkodowana została inna osoba. Padała propozycja, że w związku z tym ta osoba powinna przekazać funkcjonariuszom policji określoną kwotę pieniędzy w zamian za odstąpienie od prowadzenia postępowania – wyjaśnia Agnieszka Kępka z Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
Pokrzywdzone kobiety nie chcą rozmawiać przed kamerą na temat oszustwa. Wstydzą się swojej naiwności.- Nie będę udzielała żadnych informacji, ja już zapomniałam o tym, to był dla mnie straszny stres. Nie chodziło o pieniądze, tylko o syna. Ten „policjant” powiedział, że syn miał wypadek, że zabił kobietę – usłyszeliśmy nieoficjalnie od jednej z nich.
Pan Jacek pół roku spędził w areszcie. Jak twierdzi, był to dla niego bardzo trudny czas, bo czuje się niewinny. Pierwszy raz zobaczył córkę po czterech miesiącach. - Żona jej mówiła, że tata pracuje za granicą. Dużo mi pani psycholog pomagała – wspomina.
W Sądzie Rejonowym Lublin Zachód toczy się proces Jacka Soli. Grozi mu do ośmiu lat więzienia. Mężczyzna ma nadzieję, że nie trafi już do zakładu karnego. Jest bezrobotny. Znowu szuka pracy.
- Wierzę w sprawiedliwość, że potwierdzi się, iż ktoś użył mnie jako narzędzia. Nie jestem osobą, która tym kierowała – zapewnia.
- Nie można przyjąć, że to zwalnia z odpowiedzialności. Można sobie wyobrazić taką sytuację, że na przykład w tych paczkach są narkotyki czy substancje niedozwolone. Wówczas osoba, która jest jedynie dostawcą, też nie jest zwolniona z odpowiedzialności karnej – mówi Agnieszka Kępka z Prokuratury Okręgowej w Lublinie.*
* skrót materiału
Reporter: Paulina Dzierzba
pbak@polsat.com.pl