Walczy o niewinność. Przez wyrok stracił pracę

Kontrowersyjny wyrok sądu. Zawodowy kierowca z ponad 30-letnim stażem pracy stracił prawo jazdy po tym, jak w jego pojazd uderzył motocyklista. Zbigniew Witkowski nie zgadza się w wyrokiem. Twierdzi, że odpowiednio wcześniej włączył kierunkowskaz, sygnalizując manewr skrętu w lewo. Choć motocyklista jechał za szybko, a świadkowie zdarzenia są jego znajomymi, to dla sądu sprawa była oczywista.

9 sierpnia 2013 r Zbigniew Witkowski ze Szczecina wracał z trasy. Na ulicy podczas wykonywania manewru skrętu w lewo, 58-latek poczuł silne uderzenie.

- Włączyłem kierunkowskaz zbliżając się do osi jezdni, gdy spojrzałem w lusterko, nie było nikogo.
Wjeżdżając na chodnik wyczułem uderzenie w auto – opowiada pan Zbigniew.

Okazało się, że w samochód pana Zbigniewa uderzył wyprzedzający go motocyklista, który odniósł ogólne obrażenia. Za zdarzenie został skazany prawomocnym wyrokiem pan Zbigniew. Mężczyznę ukarano 4 miesiącami więzienia w zawieszeniu na 2 lata. Musi też ponieść koszty sądowe, a co najgorsze dla niego, odebrano mu prawo jazdy. Kierowca nie zgadza się z wyrokiem.

- Jestem w 100 procentach pewny, że nie spowodowałem tego wypadku – zaznacza.

- W uzasadnieniu wyroku przyjęto, że nie zamanifestował odpowiednio wcześnie zamiaru skrętu w lewo. Sąd miał do dyspozycji zeznania świadków oraz materiał z kamery przemysłowej – wyjaśnia Tomasz Szaj, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Szczecinie.

- Mąż tę trasę znał od co najmniej 15 lat, bo tyle lat tam pracował. Jeździł nią kilka razy dziennie, więc jest niemożliwością, żeby nie włączył tego kierunkowskazu. On nigdy nie miał wypadku, był zdziwiony, że ten motocykl się tam wziął. Stwierdził, że motocyklista musiał bardzo szybko jechać – mówi Dorota Witkowska, żona pana Zbigniewa.

Biegły sądowy przyznał, że na podstawie nagrania z monitoringu nie da się ustalić momentu włączenia kierunkowskazu, a co za tym idzie przypisania sprawstwa panu Zbigniewowi. Sąd dysponował jeszcze zeznaniami świadków. Według pana Zbigniewa są one niewiarygodne. Ponadto sąd nie wziął pod uwagę, że motocyklista jechał za szybko i nie miał ważnych badań technicznych.

- Biegły stwierdza, że mam kierunek włączony w momencie skrętu, ale wcześniej widok zasłaniają bannery. Jestem winny, bo on nie może ustalić, w którym momencie miałem włączony kierunkowskaz. Z kolei świadek zeznał na policji, że nie miałem w ogóle włączonego kierunkowskazu, co jest nieprawdą. Później, w sądzie, stwierdził on, że nie jest pewny, w którym momencie go włączyłem – opowiada Zbigniew Witkowski.

- Oceniając całokształt zeznań świadków, a było ich dwóch, sąd uznał, że mimo wszystko kierowca nie zasygnalizował odpowiednio wcześniej zamiaru skrętu – mówi Tomasz Szaj, rzecznik Sądu Okręgowego w Szczecinie.
Reporterka: Jeden z nich stwierdził, że kierunkowskaz w ogóle nie był włączony. Wiemy, że to nieprawda. Potem zmienił zeznania. Obaj są znajomymi poszkodowanego, czy sąd brał to pod uwagę?
Rzecznik: Tak. Ta znajomość nie miała takiego znaczenia sensu stricto, jeden ze świadków kiedyś pracował z pokrzywdzonym.
Reporterka: Czy sąd wziął pod uwagę, że motocykl po pierwsze jechał za szybko, a po drugie mógł być niesprawny, bo nie miał ważnych badań technicznych?
Rzecznik: Sąd oceniał całokształt okoliczności i uznał, że nie miało to znaczenia.

Próbowaliśmy porozmawiać ze świadkami zdarzenia, a także poszkodowanym motocyklistą. Niestety nie zgodzili się oni z nami spotkać. W rozmowie telefonicznej stwierdził jedynie, że z wypadku nic nie pamięta.

Pan Zbigniew jest załamany wyrokiem sądu. Twierdzi, że spotkała go duża niesprawiedliwość. Ponadto obawia się o swoją przyszłość, bo jak twierdzi, prowadzenie samochodu to jego jedyne źródło utrzymania.

- Mąż nic innego nie umie robić. Żyje kierownicą i samochodem. W tym momencie jest bardzo ciężko. Utrzymujemy się z mojej pensji, a zarabiam około 1400 zł na rękę – dodaje Dorota Witkowska, żona pana Zbigniewa.*

* skrót materiału

Reporter: Dominika Grabowska

dgrabowska@polsat.com.pl