Prezes wypoczywał na Bali, ludzie nie dostali pieniędzy
To miał być staż marzeń: płatny, z premiami oraz zwrotami za dojazdy i opiekę nad dziećmi. Na internetowe ogłoszenie odpowiedziało około 60 młodych osób. Dziś czują się one oszukane, bo ich praca w call center skończyła się z dnia na dzień, a one zostały bez pieniędzy. - Prezes wyjechał z rodziną na Bali. Jak wrócił, to na koncie nie było pieniędzy – mówi jedna z pracownic firmy.
Niedaleko Mińska Mazowieckiego mieszka Małgorzata Lech. Młoda kobieta pod koniec zeszłego roku szukała pracy. Znalazła bardzo interesujące ogłoszenie, na które odpowiedziała. Dziś czuje się oszukana i wykorzystana.
- Znalazłam ogłoszenie do pracy biurowej w Mińsku Mazowieckim. Miała być to umowa o pracę, a okazało się, że to 4-miesięczny staż jako doradca klienta w branży elektrycznej. Wypłata powinna być przed Świętami, niestety jej nie dostaliśmy – mówi Małgorzata Lech.
W Mińsku Mazowieckim spotkaliśmy się z innymi osobami, które są w takiej samej sytuacji co pani Małgorzata. Firma zamiast umowy o pracę zaoferowała im 4-miesięczny, płatny staż, za około tysiąc złotych miesięcznie.
- To był typowy call center. Mieliśmy dzwonić i namawiać klientów, oferować energię. Wypowiedzenie umowy dali nam w piątek po pracy. Jak się dowiedziałam od prawnika są one nieważne, bo mają jedno zdanie, że projekt jest zakończony – mówi Martyna Duczek.
- W umowie mieliśmy zapisane, że jesteśmy doradcami klienta w branży energetycznej, a pracowaliśmy jako brokerzy informacji usług hotelarskich. Proponowaliśmy pomoc w organizacji imprez biznesowych – mówi o swoich zadaniach Justyna Bodecka.
Takich osób jest więcej. Stażyści z siedleckiego biura oprócz problemów z wypłatą wynagrodzeń za ich pracę, nie otrzymali również zwrotów, które mieli zagwarantowane w umowie. Z dnia na dzień otrzymali wypowiedzenie.
- Problemy zaczęły się po pierwszej wypłacie. Wypłacono tylko wynagrodzenie stażowe - 997 zł. Nie dostaliśmy zwrotu kosztów dojazdu oraz zwrotów kosztów nad opieką nad dzieckiem do lat 3 – informuje Alicja Gochnio.
- Jedna dziewczyna chciała zrezygnować, to firma straszyła ją zwrotem kosztów w wysokości 16 tys. zł, które niby ponosi organizując staż – twierdzi Lidia Soszyńska.
- Gdy już dostaliśmy wypowiedzenie, jak już wiadomo było, że to koniec, wyszło nowe ogłoszenie w internecie, że otwierają nową siedzibę w Olsztynie – dodaje Aleksandra Granat.
Koordynatorka w oddziale firmy w Siedlcach również czuje się poszkodowana. - Na początku przekładane były te zwroty dojazdu, że za tydzień, dwa, potem prezes wyjechał z rodziną na Bali. Jak wrócił, to na koncie nie było pieniędzy - mówi.
Na projekty w Siedlcach i Mińsku Mazowieckim firma miała otrzymać 2,5 miliona złotych z funduszy europejskich. Z pierwszej zaliczki, ok. 200 tys. zł, powinny być wypłacane wynagrodzenia dla stażystów – tak się nie stało. Kiedy Wojewódzki Urząd Pracy w Warszawie rozpoczął kontrolę w Siedlcach i Mińsku, wstrzymał wypłatę kolejnej transzy.
- Prezes myślał, że młodych ludzi można naciągnąć na pieniądze, że mieszkają u rodziców i łatwo zdobędzie dochody – komentuje koordynatorka w oddziale firmy w Siedlcach.
- Jeżeli to było ze środków unijnych i transze zostały zablokowane, to powinni ze swoich pieniędzy wypłacać. Była umowa i powinni się wywiązać – uważa Martyna Duczek.
Pojechaliśmy do Dąbrowy koło Poznania, do głównej siedziby firmy. Niestety nie zastaliśmy prezesa. Dostaliśmy zapewnienie, że się z nami skontaktuje. Do tej pory Andrzej S. tego nie zrobił.
Stażyści to młodzi ludzie, dla których wynagrodzenie za wykonaną pracę było jedynym dochodem. Postanowili walczyć o swoje i zgłosili sprawę do prokuratury.
- Myślę, że oni chcieli zarobić większe pieniądze, a nas po prostu oszukać i tak zrobili – podsumowuje Małgorzata Lech.*
* skrót materiału
Reporter: Angelika Trela
atrela@polsat.com.pl