Ma stwardnienie rozsiane. Myśleli, że jest pijany
Dariusz Barcicki twierdzi, że dwaj mężczyźni zatrzymali jego samochód, otworzyli drzwi i wyrwali mu kluczyki ze stacyjki. Mówi, że mężczyźni pobili go i próbowali wyciągnąć wraz z 70-letnim ojcem z samochodu. Ci zaprzeczają. Tłumaczą, że zatrzymali pojazd, bo podejrzewali, że kierowca jest pod wpływem alkoholu. Po tym zdarzeniu pan Dariusz podupadł na zdrowie.
43-letni Dariusz Barcicki z Komorowa niedaleko Opoczna nie może powstrzymać emocji przeglądając rodzinne albumy. Był zdrowym, wysportowanym mężczyzną. W 2000 roku lekarze zdiagnozowali u niego stwardnienie rozsiane. Nie poddał się chorobie, ożenił się, ma dwóch synów. Ciężko pracował, aby utrzymać rodzinę. Po wydarzeniu sprzed 3 lat stan zdrowia pana Dariusza drastycznie się pogorszył.
- Wszędzie żeśmy jeździli z mężem, on normalnie prowadził samochód – mówi Sylwia Barcicka, żona pana Dariusza.
Reporter: Widzi pani bezpośredni związek z tym zdarzeniem, a pogorszeniem się stanu zdrowia męża?
Pani Sylwia: Oczywiście, że tak. On nie mógł po nocach spać, nie mógł sobie tego darować, że ktoś go tak potraktował.
- Jestem pod stałą kontrolą lekarzy i zawsze, gdy biorę dany lek, to pytam, czy mogę prowadzić auto – zapewnia pan Dariusz.
Był 7 kwietnia 2014 roku. Pan Dariusz wraz z ojcem, jak co miesiąc, jechali do Łodzi na kontrolne badania w klinice neurologii. W drodze powrotnej około 10 km przed domem zdarzyło się coś, czego obydwaj nie potrafią zapomnieć do tej pory.
- Czułem się bardzo dobrze. Jechałem normalnie z bezpieczną prędkością 40, 50 km/h. W pewnym momencie zauważyłem, że ktoś jedzie za mną, używa sygnałów dźwiękowych i świetlnych. Podejrzewam, że zainteresowało ich, iż jechałem wolno, był duży ruch i nie mogli mnie wyprzedzić. W końcu zajechali mi drogę i uniemożliwili dalszą jazdę – opowiada pan Dariusz.
- Do samochodu doszli i wyciągają nas. Dobrze, że te pasy wytrzymały i nas nie wyciągnęli, bo nie wiem, co by z nami zrobili – mówi Henryk Barcicki, ojciec Dariusza.
- Wyrwali kluczyk ze stacyjki, zasłoniłem się lewą ręką, to bili mnie po ręce jak i twarzy – dodaje pan Dariusz.
Na miejsce przyjechała policja, która sprawdziła jego trzeźwość. - Takie były przypuszczenia pana, który podjął tę czynność. Okazało się, że kierujący jest trzeźwy. Przekazano policjantom informację, że doszło ewentualnie do naruszenia nietykalności cielesnej. Funkcjonariusze poinstruowali pana Dariusza, że może na drodze cywilnej złożyć zawiadomienie o naruszeniu nietykalności cielesnej – informuje Barbara Stępień, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Opocznie.
I tak się stało. Dariusz Barcicki złożył do Sądu Rejonowego w Opocznie prywatny akt. Sąd w 2016 r. wydał wyrok, uznając że mężczyźni, którzy zatrzymali samochód pana Dariusza są winni i wymierzył im karę grzywny.
- Wydaje mi się, że to taka cicha zemsta tych właśnie panów. On zjeżdżał na przeciwny pas ruchu, wjeżdżał na pobocze, wyjeżdżał z pobocza. Stwarzał zagrożenie. Korzystaliśmy z CB radia i było słychać, jak inni kierowcy dają komunikaty, że jedzie pijany kierowca, żeby uważać – powiedział nam jeden z mężczyzn, którzy zatrzymali samochód państwa Barcickich.
- Jakbyśmy wężykiem jechali, to byśmy daleko nie ujechali. Tam jest ruch duży - komentuje Henryk Barcicki, ojciec pana Dariusza.
Sprawcy zatrzymania samochodu pana Dariusza odwołali się od wyroku Sądu Rejonowego. Sąd Okręgowy w Piotrkowie Trybunalskim po ponownym rozpatrzeniu sprawy zmienił wyrok całkowicie i uniewinnił ich.
- Przede wszystkim sąd uznał, iż naruszenie nietykalności cielesnej oraz znieważenia oskarżycieli posiłkowych nie ma potwierdzenia w żadnych dowodach w sprawie – mówi Agnieszka Leżańska, rzecznik Sądu Okręgowego w Piotrkowie Trybunalskim.
- Jak tak można kogoś uniewinnić za to, co zrobił? To nie był zabity komar, tylko pobity człowiek. My z ojcem nie zrobiliśmy nikomu krzywdy, a tak nas podle potraktowano – podsumowuje Dariusz Barcicki.
Reporter: Małgorzata Frydrych
mfrydrych@polsat.com.pl