Metalową rurą skatował swojego pracownika!

Daniel W. wpadł w szał i na terenie swojej firmy metalową rurą brutalnie uderzył 64-letniego pracownika. Witold Maciąg z Kielc z pękniętą czaszką trafił do szpitala. Zmarł dwa tygodnie później. Wyrok dla W. to zaledwie 4,5 roku więzienia.

64-letni Witold Maciąg z Kielc był zatrudniony w zajmującej się produkcją ogrodzeń firmie Daniela W. 4 listopada 2015 roku między mężczyznami doszło do kłótni. Daniel W. miał pretensje do pracownika o źle wykonany spaw w bramie.

- Ubliżył strasznie mojemu mężowi, a to był starszy człowiek i też sobie nie pozwoli. Widocznie musiały pójść grube słowa – oceniła Grażyna Maciąg, wdowa po panu Witoldzie. Mężczyzna zdecydował się natychmiast odejść z pracy. Ruszył spakować swoje rzeczy. – Wówczas on dorwał tę rurkę i za moim mężem zaczął biec – dodała Grażyna Maciąg.

- Oskarżony, będący pracodawcą pokrzywdzonego, zaatakował go na terenie zakładu pracy. Zadał mu kilka obrażeń metalowym przedmiotem – powiedział Daniel Prokopowicz z Prokuratury Okręgowej w Kielcach.

Udało nam się porozmawiać z jednym ze świadków zdarzenia. Powiedział, że pan Witold został uderzony metalowym fragmentem rury o średnicy koło pięciu cm, który miał około metra długości i „sporo” ważył. – Widziałem, jak od razu padł na ziemię. Normalnie, dziura była w głowie, u góry.   Tam taki Ukrainiec ręką zastawiał mu tę dziurę – opowiedział.

– To był szereg ciosów, które skutkowały złamaniem kości ciemieniowej, skroniowej i stłuczeniem mózgu. Czyli obrażenia realnie zagrażające życiu – poinformował Jan Klocek, rzecznik Sądu Okręgowego w Kielcach.

Witold Maciąg w ciężkim stanie trafił do szpitala. Jego pracodawca został aresztowany. Prokurator przedstawił mu zarzut usiłowania zabójstwa.

- Mąż po 13 dobie zmarł. W nodze dostał skurcz. Zawieźli go na salę intensywnej terapii i zaczęli reanimować. No i niestety… - powiedziała Grażyna Maciąg.

- Prokuratura zakwalifikowała to zdarzenie jako usiłowanie zabójstwa. Jednakże sąd, po przeprowadzeniu szeregu dowodów, przesłuchaniu ponad 20 świadków, odebraniu opinii od 6 biegłych, doszedł do przekonania, że sprawcy nie można przypisać zamiaru pozbawienia życia.
Biegli jednoznacznie wskazali, że śmierć pokrzywdzonego nastąpiła w skutek zatoru, który nie miał związku z zachowaniem się sprawcy – wyjaśnił Jan Klocek, rzecznik Sądu Okręgowego w Kielcach.

Prokuratura podkreśla, że jej zarzut dotyczył usiłowania zabójstwa, a nie jego dokonania. 

- Wiedzieliśmy, że bezpośrednią przyczyną śmierci pokrzywdzonego był zator, powstały w procesie leczenia. Gdyby śmierć nastąpiła bezpośrednio po, to nie mówilibyśmy wtedy o usiłowaniu zabójstwa, tylko o jego dokonaniu – zauważył Daniel Prokopowicz, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Kielcach.

– Orzeczona kara to 4,5 roku pozbawienia. Z tym wyrokiem się nie zgadzamy. Będziemy pisać apelację wolności poinformował Tomasz Kokowski, oskarżyciel posiłkowy.

Taki wyrok sądu oznacza również, że wdowa po Witoldzie Maciągu nie otrzyma żadnego zadośćuczynienia od Daniela W. Sprawą zajmie się teraz Sąd Apelacyjny w Krakowie.

- On pokazywał, że uderzył z całej siły. I (dla sądu – red.) to tylko pobicie? Pobicie to jak uderzysz człowieka w głowę i ma on ślad. To był zamach! (Z krzykiem: zabije cię? – wtrącił reporter) Tak, i z obelgą jeszcze. Pracodawca… - podsumowała Grażyna Maciąg.*

* skrót materiału

Reporter: Jan Kasia

jkasia@polsat.com.pl