Ściąga długi, ale nie oddaje!
Firma Bogdana D. zajmuje się skupowaniem długów. W zamian za prowizję odzyskuje należności firm, ale ich potem nie oddaje. Zbigniew Sosnowski z Jarocina od 2014 r. czeka na zwrócenie około 130 tys. zł. Ma wyrok sądu, ale komornik nie znalazł majątku firmy.
68-letni Zbigniew Sosnowski wraz z synem prowadzi firmę zajmującą się między innymi układaniem kabli światłowodowych. W 2014 roku inwestor, który zamówił u niego usługi, nie zapłacił faktury - ponad 100 tys. zł. Pan Zbigniew postanowił sprzedać ten dług warszawskiej firmie.
- Sama się do mnie zgłosiła, proponując skupowanie długów. W ciągu dwóch tygodni miałem otrzymać pieniądze – opowiada Zbigniew Sosnowski.
Umowę podpisał w lipcu 2014 roku. Twierdzi, że do grudnia prosił o pieniądze, a w styczniu napisał pozew o zapłatę.
- Sprawa trafiła do sądu i w końcu zapadł wyrok o bezwzględną zapłatę z odsetkami i kosztami procesu, w sumie około 130 tys. zł. To był rok 2015.
I okazuje się, że na koncie w firmie L. siedzi już dwóch komorników. I nie ma nic – mówi Sosnowski.
Stefan Żak przedsiębiorca budowlany z Sosnowca oraz Dorota Markowska z firmy spożywczej spod Sieradza także padli ofiarami 63-letniego Bogdana D. Mężczyzna od lat trudni się skupowaniem długów. Należności firm odzyskuje, ale ich potem nie oddaje. Z wyroków sądów nic sobie nie robi.
- To była kwota prawie 37 tys. zł. Powiedziałem, że zadawala mnie 33 tys. zł, a reszta to prowizja tego biura. I jako strony przystaliśmy na taką transakcję. To jest oszust, łajdak i złodziej - opowiada Stefan Żak.
- Ta firma znalazła mnie. Załatwiliśmy formalności, podpisałam umowę, a pieniędzy nie ma do dzisiaj. W styczniu 2013 r. odzyskał pieniądze moje. Jest rok 2017, to jak można to nazwać? To oszust – mówi Dorota Markowska, straciła 23 tys. zł.
Odwiedziliśmy siedzibę firmy L. w Warszawie. Okazało się, że adres widniejący w KRS to wirtualne biuro, do którego przychodzi korespondencja. Nie udało nam się skontaktować z Bogdanem D. również telefonicznie.
Pomimo wyroku sądu, Zbigniew Sosnowski nie mógł ściągnąć długu z firmy Bogdana D. Oddał sprawę do prokuratury w Warszawie. Prokurator dwa razy umarzał postępowanie.
- Prokuratura doszła do wniosku, że nie ma podstaw do tego, aby przyjąć, że doszło do umyślnego wyłudzenia pieniędzy na szkodę pokrzywdzonego – informuje Michał Dziekoński z Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
- Ten pan stwierdził, na drugim przesłuchaniu, u pani policjant prowadzącej dochodzenie, że jak firma będzie miała pieniądze, to zapłaci. A pieniądze, które ściągnął, zostały przeznaczone na bieżącą działalność. Bieżąca działalność u niego, to jest wirtualne biuro, komputer i wszystko – mówi Zbigniew Sosnowski.
- Firma będąca nabywcą tych wierzytelności w czasie jej nabywania, nie miała kłopotów finansowych, pojawiły się później – wyjaśnia Michał Dziekoński z Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Stefan Żak, który stracił około 30 tys. zł uważa, że było to zaplanowane ze strony firmy. - Chodziło o uzyskiwanie dochodów łatwym kosztem. Niech mi nikt nie próbuje wmówić, że on nie odłoży sobie nigdzie pieniędzy, robiąc takie oszustwa – podsumował.*
* skrót materiału
Reporter: Małgorzata Pietkiewicz
mpietkiewicz@polsat.com.pl