Zdrada, pobicie, śmierć - nie ma winnych
Zaskakujący zwrot ws. śmierci 54-letniego pana Andrzeja z Sulisławia koło Kalisza. Mężczyznę dotkliwie pobił i zostawił rozebranego na mrozie kochanek jego partnerki. Pan Andrzej zmarł z wychłodzenia. Krzysztofa G. skazano na 12 lat, ale mężczyzna złożył apelację i… wyszedł na wolność. Biegły stwierdził bowiem, że pan Andrzej zmarł, bo był pod wpływem alkoholu i leków, a nie dlatego, że ktoś porzucił go pobitego w zimę.
Krystyna H. miesiącami wmawiała kochankowi, że jest bita i upokarzana przez konkubenta. Krzysztof G. uwierzył i ubiegłej zimy postanowił mu wymierzyć sprawiedliwość. Pobił Andrzeja H. i porzucił rozebranego. Kiedy mężczyzna umierał z wyziębienia, G. spędzał noc w objęciach jego konkubiny. W czasie zbrodni wielokrotnie do niej dzwonił. Rodzina zmarłego podejrzewa, że to ona wszystko starannie zaplanowała.
Andrzej H. miał 54 lata. Mieszkał w Sulisławiu, niewielkiej wsi koło Kalisza. Był kawalerem, ale od ponad 20 lat mieszkał ze swoją partnerką. 56-letnią Krystyną H.
- Nie mam nic do powiedzenia. Nic nie zrobiłam, o niczym nie wiedziałam. Jestem niewinna – mówi Krystyna H.
W październiku 2014 r. w życiu pani Krystyny pojawił się inny mężczyzna: 56-letni Krzysztof G. Kobieta nawiązała z nim romans. Potajemnie spotykała się z nim pod nieobecność pana Andrzeja. Często opowiadała Krzysztofowi G. o tym, jak bardzo jest nieszczęśliwa.
- Cały czas mu wmawiała, że mówi brat się nad nią znęcał, że ją bił – twierdzi Bernarda Sikora, siostra nieżyjącego pana Andrzeja.
- One tak sobie ubzdurały i na mnie psy wieszają! – odpowiada Krystyna H.
Jest 21 lutego 2015 r., Krzysztof G. podjeżdża samochodem przed dom pani Krystyny. Około godziny 2, znienawidzony przez niego rywal wychodzi na zewnątrz i idzie w kierunku sklepu. Potem wszystko toczy się błyskawicznie.
- Oskarżony zadał mu kilkanaście uderzeń, co ustalił biegły. Sam oskarżony wymienił, że tych uderzeń mogło być dużo więcej – opowiada Piotr Feliniak z Sądu Apelacyjnego w Łodzi.
- W polu go niby rozebrał i zostawił. Wiedział, że tam zamarznie i umrze – uważa Bernarda Sikora, siostra nieżyjącego pana Andrzeja.
Pan Andrzej zmarł z wyziębienia. W jego krwi wykryto alkohol i silne leki uspokajające. Były to leki przepisane dla… pani Krystyny. Dalsze śledztwo wykazało, że podczas zabójstwa Krzysztof G. kilkadziesiąt razy kontaktował się z nią telefonicznie. Po wszystkim, pojechał do jej domu i... spędził z nią noc.
- Wiedziała, że on w polu kona, a sobie w najlepsze jeszcze seks uprawiała – mówi Bernarda Sikora.
- Ja o niczym nie wiedziałam. On dzwonił, bo nalegał, żebym ja pojechała do niego – twierdzi Krystyna H.
Za zabójstwo pana Andrzeja Krzysztof G. został skazany na 12 lat więzienia. Krystyna H. nie otrzymała ani jednego zarzutu. Kilka miesięcy później Krzysztof G. odwołał się od wyroku. Sąd Apelacyjny postanowił powołać w sprawie kolejnego biegłego. Po jego ekspertyzie Krzysztof G., jak gdyby nigdy nic, wyszedł na wolność.
- Biegły stwierdził, że powodem śmierci mógł być stan nietrzeźwości pokrzywdzonego, a co istotne, przyjmowane przez niego leki, których skutkiem ubocznym była senność – uważa Piotr Feliniak z Sądu Apelacyjnego w Łodzi.
Krzysztof G. nie chciał z nami rozmawiać. O tajemniczej śmierci pana Andrzeja mówiliśmy państwu już kilka miesięcy temu. Po naszej interwencji, prokuratura postanowiła jeszcze raz przyjrzeć się osobie Krystyny H. We wrześniu wszczęto śledztwo w sprawie ewentualnego podżegania do zabójstwa. Na razie kobieta jest jednak jedynie świadkiem.
- Z jakiej racji ja mam iść do więzienia, jeśli ja nic nie zrobiłam, o niczym nic nie wiedziałam? – dziwi się Krystyna H.
- Niech będzie obojętnie jaki wyrok, będziemy musieli się z tym pogodzić, ale nie uwierzymy, że on nie chciał śmierci brata – mówi Barbara H., siostra nieżyjącego Andrzeja.*
* skrót materiału
Reporter: Rafał Zalewski
rzalewski@polsat.com.pl