Bez pieniędzy za tragiczny wypadek w pracy

Piotr Głąb uległ koszmarnemu wypadkowi w pracy. Podczas cięcia drewna w głowę uderzył go odłamek drzewa odrzucony przez piłę tarczową. Mężczyzna zapadł w śpiączkę. Dziś nie widzi na jednego oko, nie ma węchu i traci pamięć. Sąd uznał, że winny wypadku jest pracodawca pana Piotra, który nie zadbał o jego bezpieczeństwo. Robert K. miał zapłacić 30 tys. zł zadośćuczynienia. Płaci po 50, 100 zł miesięcznie.

Do naszej redakcji napisała pani Dorota z miejscowości Tarzymiechy Drugie koło Zamościa. Poprosiła o pomoc w imieniu jej 25-letniego syna Piotra. Mężczyzna nie może doprosić się od swojego byłego pracodawcy należnego mu zadośćuczynienia.

W lipcu 2013 roku pan Piotr poszedł do pracy w pobliskiej suszarni owoców. Tam podczas cięcia drewna doszło do tragedii, która na zawsze zmieniła jego życie. W głowę uderzył go odłamek drewna odrzucony przez piłę tarczową.

- Syn stracił przytomność. Mózg był na wierzchu, a kolega, który z nim rżnął drzewo, nie wezwał pogotowia, tylko zadzwonił po pracodawcę. Ten przyjechał, włożył go do samochodu i zawiózł do ośrodka zdrowia. Dopiero tam wezwano pogotowie – opowiada Dorota Mazur, matka poszkodowanego pana Piotra.

Mężczyzna dopiero po kilku miesiącach ocknął się w szpitalu.

- Najpierw jeździł na wózku, potem chodził o balkoniku, teraz sam chodzi, ale boimy się puszczać go samego, bo ma zaniki pamięci. To przez zmiany w mózgu. Nie widzi zupełnie na jedno oko, niedowidzi na drugie, nie ma węchu – mówi pani Dorota.

Zarówno prokuratura, jak i sąd nie mają żadnych wątpliwości. Winę za wypadek ponosi właściciel suszarni Robert K. To przez jego liczne zaniedbania pan Piotr będzie kaleką do końca życia.

- Prokuratura oskarżyła Roberta K. o to, że nie zachował odpowiednich zaleceń związanych z BHP. Pilarka tarczowa nie posiadała odpowiednich osłon i prowadnic. Sam poszkodowany nie był przeszkolony do pracy na niej i nie posiadał wymaganej odzieży ochronnej – informuje Bartosz Wójcik z Prokuratury Okręgowej w Zamościu.

Robert K. został skazany na rok więzienia w zawieszeniu na 3 lata. Została mu też wymierzona kara grzywny. Dodatkowo sąd zasądził od oskarżonego na rzecz pokrzywdzonego 30 tys. zł. zadośćuczynienia.

Rodzina pana Piotra, która ledwo wiąże koniec z końcem, twierdzi, że Robert K. unika spłaty zadośćuczynienia. Cały majątek, wart kilkaset tysięcy złotych, przepisał na swoją obecną żonę.

- Teraz płaci po 50 złotych, po 100 zł miesięcznie – mówi Dorota Mazur.

- Pieniądze przeznaczylibyśmy na leki, czy operację czoła i rehabilitację. Na leki dużo wydajemy. On chodzi do kilku specjalistów: neurologa, laryngologa, okulisty, psychologa, psychiatry. Jak każdy da leki, to robi się duża kwota – mówi Patrycja Kijowska, partnerka pana Piotra.

Robert K. nie zgodził się na oficjalną wypowiedź przed kamerą. Poszkodowany mężczyzna będzie osobą niepełnosprawną do końca życia. Nie może sam wyjść z domu czy nawet zaopiekować się 4-letnią córeczką. Tym bardziej niezrozumiałe jest zachowanie Roberta K.*

* skrót materiału

Reporter: Artur Borzęcki

aborzecki@polsat.com.pl