Czeka na odszkodowanie. Sąd chce przesłuchać świadka, który wypadku… nie widział

Choć jechał zgodnie z przepisami i miał pierwszeństwo przejazdu, to został uznany przez prokuraturę za sprawcę wypadku. Arkadiusz Ziółkowski najpierw stoczył sądową batalię o uznanie, że to nie on jest winny, a teraz walczy o 500 tys. zł odszkodowania. Sprawa o odszkodowanie przeciąga się, bo sąd chce przesłuchać świadka, który wcześniej zeznał, że… wypadku nie widział.

36-letni Arkadiusz Ziółkowski mieszka w Śremie niedaleko Poznania. Mężczyzna ożenił się 9 lat temu. Ma 7-letnią córkę Otylię. 

Jeszcze kilka lat temu pracował w wulkanizacji, był szczęśliwym mężem i ojcem. Dziś pan Arkadiusz jest inwalidą. Stracił  wszystko: dom, rodzinę i pracę.

 

- Żona stwierdziła, że ma dosyć mojego chorowania  i takiego faceta już nie chce. Gdyby nie mama, tobym wylądował na ulicy – wspomina Arkadiusz Ziółkowski.

 

W kwietniu 2013 roku pan Arkadiusz wracał motocyklem po pracy do domu. Do żony i 3-letniej wówczas córeczki. Niestety do rodziny nie dojechał. Na jednej z poznańskich dróg zderzył się z oplem vectra, którym kierował Marek A.

 

- Byłem na głównej drodze i wyjechało mi auto z ulicy Hutniczej. Kierowca wymusił pierwszeństwo. Wbiłem się w ten samochód, nie byłem w stanie go ominąć – opowiada pan Arkadiusz.

 

W ciężkim stanie trafił do szpitala. Przeszedł kilkanaście operacji rąk i nóg . Obrażenia były tak poważne, iż pan Arkadiusz do dziś nie odzyskał sprawności. Wciąż czekają go kolejne operacje.

 

- Dwie ręce rok w gipsie, to ja nikomu tego nie życzę. Potrzeba kolejnych operacji, ponieważ nie zrasta się kość przedramienia – mówi  pan Arkadiusz.

 

Tuż po tragicznym zdarzeniu sprawą wypadku zajęła się prokuratura w Poznaniu. Jednak wtedy winnym wypadku uznano motocyklistę, choć mężczyzna jechał drogą z pierwszeństwem przejazdu i zgodnie z przepisami. 

 

- To jest najbardziej bulwersująca część całej tej historii. Prokuratura popełniła błąd. Z góry założyła, że skoro motocyklista, to najprawdopodobniej brawurowo przemieszczał się po naszych drogach. Ktoś popełnił błąd, a on do tej pory płaci za niego – ocenia Borys Nowaczyk, pełnomocnik pana Arkadiusza.

 

Pan Arkadiusz po wyjściu ze szpitala zaczął walczyć w sądzie. Sąd po analizie sprawy nie miał wątpliwości. Opinia biegłego wskazała, że to Marek A., kierowca  samochodu był sprawcą wypadku.

 

- Sprawcą wypadku jest Marek A., który wyjeżdżał z drogi podporządkowanej, włączał się do ruchu. Opinia ponad wszelką wątpliwość pokazuje również, że pan Arkadiusz poruszał się z administracyjną prędkością , nie wyprzedzał żadnego pojazdu , nie wykonywał żadnego ruchu, w którym zagrażał bezpieczeństwu ruchu – tłumaczy Borys Nowaczyk, pełnomocnik pana Arkadiusza.

 

Pan Arkadiusz domaga się 500 tys. zł odszkodowania. Sprawa ciągnie się od czterech lat. Sąd przez kilkanaście miesięcy nie mógł odnaleźć bowiem świadka wypadku: kobiety, która obecnie mieszka w Niemczech.  

 

- Od roku nie mamy wokandy w tej sprawie. Czekamy na zeznania świadka, który prowadził samochód  przed panem Arkadiuszem, który zeznał w postępowaniu prokuratorskim, że nie widział tego zdarzenia. Nie wie, czy pan Arkadiusz wyprzedzał, nie ma żadnej wiedzy na ten temat – mówi Borys Nowaczyk, pełnomocnik pana Arkadiusza 

 

- Nie mam pieniędzy na leczenie, rehabilitację, na nic – komentuje Arkadiusz Ziółkowski.

 

Mężczyzna na wyrok będzie jeszcze długo czekał. Żyje z renty inwalidzkiej – 1200 złotych. Musi mu wystarczyć na alimenty, leki i rehabilitację. Próbowaliśmy dotrzeć do Marka A. Mężczyzna mieszka koło Gorzowa Wielkopolskiego. Nie chciał wypowiedzieć się przed kamerą.

 

- Nikt się nie interesuje, czy ja żyję, czy mam pieniądze na życie, nikt – podsumowuje pan Arkadiusz.*

* skrót materiału

 

Reporter: Żanetta Kołodziejczyk-Tymochowicz

 

interwencja@polsat.com.pl