Od ponad 20 lat szuka ciała córki
21 lat temu zaginęła Joanna Gibner z Olsztyna. Po kłótni z mężem miała wyjść z domu i ślad po niej zaginął. Po siedmiu latach bezowocnych poszukiwań na policję zgłosiła się nowa partnerka męża pani Joanny. Jej informacje był szokujące: pani Joanna została zamordowana przez męża, Marka W. W procesie poszlakowym został on skazany za morderstwo, jednak do dzisiaj ciało pani Joanny nie zostało znalezione. Jej matka od ponad 20 lat nieustannie go szuka.
Joanna Gibner miała 23 lata. Mieszkała w Olsztynie razem ze swoim mężem, 21-letnim Markiem W., którego poznała w maju 1996 roku. Po trzech miesiącach znajomości postanowili się pobrać.
- Mało oglądam te ślubne zdjęcia, bo uważam ten ślub za pogrzeb – mówi Danuta Januszewska, matka zamordowanej Joanny.
13 września 1996 roku pani Joanna kłóci się z mężem. Około godziny piętnastej, wzburzona, rzekomo wychodzi z domu. Tak twierdzi pan Marek, ale nie ma żadnego świadka, który może cokolwiek potwierdzić. Potem kobieta po prostu znika.
- Twierdził, że jego żona najprawdopodobniej uciekła i wyjechała za granicę – mówi Olgierd Dąbrowski-Żegalski z Sądu Okręgowego w Olsztynie.
- Nie było żadnego tropu, że widziano ją ostatni raz w jakimiś miejscu. Zniknęła po prostu – mówi Marek Książek, dziennikarz.
- Dziwny bardzo był, tak siedział na kanapie i nie chciał z niej wstać – mówi Danuta Januszewska, matka zamordowanej Joanny.
- Bardzo możliwe, że ona jeszcze była w tym tapczanie. Martwa – mówi Marek Książek. Zaginięcie pani Joanny pozostawało tajemnicą przez 7 lat. W tym czasie pan Marek związał się z kolejną kobietą. We wrześniu 2003 roku jego nowa konkubina niespodziewanie postanowiła przerwać zmowę milczenia.
- Z jakiegoś powodu się pokłócili i pan W. miał jej zagrozić, że zrobi jej to samo, co zrobił ze swoją żoną – mówi Olgierd Dąbrowski-Żegalski z Sądu Okręgowego w Olsztynie.
- Nowa partnerka w końcu przestraszyła się, że żyje pod jednym dachem z mordercą. Poszła na policję, policja zatrzymała go, przesłuchała i pękł. Opowiedział o tym i jego słowa zostały potraktowane jako dowód – mówi Marek Książek.
- Przyznał się do tego zdarzenia, opisał jak do tego doszło, jakie osoby uczestniczyły w tym zdarzeniu – mówi Olgierd Dąbrowski-Żegalski z Sądu Okręgowego w Olsztynie.
- Asia powiedziała, że odchodzi i nie chce z nim być. Tak ją dusił, aż udusił. Spakował ciało do torby, ale nogi się nie mieściły, więc połamał nogi i położył na klatce piersiowej - mówi pani Danuta.
W ukryciu zwłok Markowi W. mieli pomagać jego brat oraz przyjaciel. Ten drugi złożył przed sądem mrożące krew w żyłach zeznania. Stwierdził, że Marek W. zabił nie jedną, lecz dwie osoby. Oprócz Joanny w mieszkaniu zginąć miał jej rzekomy kochanek.
- To jest oburzające, że można człowiekowi przypisać dwa trupy, trzy trupy – mówi matka skazanego Marka W.
- W tamtym czasie znaleziono nawet czaszkę mężczyzny w lesie, odtworzono wygląd tego mężczyzny, ale nie była to żadna osoba, która mogłaby mieć cokolwiek wspólnego z rodziną oskarżonego czy też pokrzywdzonej. Przyjęliśmy za wiarygodne te zeznania, które dodatkowo potwierdzały inne dowody w tej sprawie – mówi Olgierd Dąbrowski-Żegalski z Sądu Okręgowego w Olsztynie.
Sprawa zabójstwa pani Joanny na stałe weszła do kanonu polskiej kryminalistyki. Był to jeden z pierwszych poszlakowych procesów w Polsce. Marek W. przed sądem wycofał wszystkie swoje zeznania. Mimo to, został skazany na 15 lat więzienia.
- Chcę się dowiedzieć, co naprawdę się stało. I gdzie jest ukryta. Niech sumienie go ruszy – mówi pani Danuta.
Marek W. nie zgodził się z nami porozmawiać. We wrześniu przyszłego roku wyjdzie na wolność, ale już teraz często korzysta z kilkudniowych przepustek. Widuje się z przyjaciółmi i cieszy się życiem. Ma nawet swoje konto na portalu społecznościowym.
- Hipotetycznie szczątki mogą znaleźć się, ale tworzenie fałszywej nadziei, zwłaszcza dla osób najbliższych, jest bardzo okrutne – mówi Olgierd Dąbrowski-Żegalski z Sądu Okręgowego w Olsztynie.
- Dopóki żyję, to po to jestem, żeby choćby jedną cząsteczkę po mojej Asi znaleźć. Ja ją urodziłam i ja kochałam, i kocham. Ona dla mnie żyje zawsze. Jakby ktoś mi powiedział: 100 kilometrów stąd jest Asi ciało. Jestem wtedy gotowa iść na pieszo. I dojdę. I rękami wygrzebię – mówi pani Danuta. *
*skrót materiału
Reporter: Rafał Zalewski
rzalewski@polsat.com.pl