Powali 12-latkę z ulicy. Sprawca niedawno wyszedł na wolność

- Szłyśmy z koleżankami. Nagle ona się cofnęła, bo wypadł jej portfel. Pytałyśmy, czy ją odprowadzić, ale odpowiedziała, że mieszka niedaleko - opowiada nam koleżanka 12-letniej Amelii, porwanej z ulicy w rodzinnym Golczewie koło Szczecina. To, że wciągnięto ją do niebieskiego tico udało się ustalić dzięki pomocy sąsiada rodziny, który wskazał policji monitoring. Dziewczynkę uratowali policjanci, którzy po służbie natknęli się na drodze na samochód.

- Oni stali tam na parkingu koło apteki. Patrzyli się, ale nie wiedzieliśmy, że na kogoś polują - opowiada koleżanka Amelii, która szła z nią przez miasto tuż przed porwaniem. Do zdarzenia doszło w piątek między godziną 20 a 21.

- Zobaczyłem samochód na awaryjnych światłach. Myślałem, że ktoś wysiada. Odwróciłem głowę, ale słyszę głos: pomocy! - mówi świadek zdarzenia. Mężczyzna początkowo nie zorientował się, że doszło do porwania. Zainteresował się sprawą, gdy do rodziców Amelii przyjechała policja, około 20-30 minut po zdarzeniu.

- Skojarzyłem fakty, gdy sąsiad powiedział, że córka mu zaginęła. Policja się kręciła. Ja mówię: tu sąsiad dalej miał stołówkę, wiem że ma kamery zamontowane. Szybko do niego zapukałem. Sprawdziliśmy, że to jest daewoo tico - opowiada.

Dziewczynki szukało 350 policjantów ze Szczecina i jednostek powiatowych, 72 radiowozy, 12 przewodników z psami i śmigłowiec policyjny.

- Tutaj w Golczewie ludzie brali samochody, sąsiedzi pakowali się po 3, 4 i jeździli, szukali wszędzie – mówi pani Emilia, mieszkanka Golczewa.

- Dwóch policjantów wracało ze szkoły policji w Szczytnie i przez czysty przypadek natrafili na daewoo tico, czyli ten samochód, przy pomocy którego doszło do uprowadzenia dziewczynki. To był czysty przypadek – informuje Piotr Ostrowski, zastępca komendanta wojewódzkiego policji w Szczecinie.
Następnego dnia policja zatrzymała troje podejrzanych. Jednym z nich okazał się być karany wcześniej za pobicie dziecka i dwa miesiące temu zwolniony warunkowo z więzienia – Ryszard D.

- Wina jest tych, co go wypuścili wcześniej. Dwa lata wcześniej go wypuścili. U psychiatry był, psychologa w Szczecinie i puścili go? Nie rozumiem tego – mówi nam ojciec Ryszarda D.

- Decyzja o przedterminowym, warunkowym zwolnieniu zawsze oparta jest o pewną prognozę. Sąd przewiduje, że skazany w trakcie odbywania kary uległ już takiej zmianie i poprawie, że przewiduje, że nie popełni ponownie przestępstwa. Ta prognoza w tym wypadku okazała się błędna – przyznaje Janusz Jaromin, rzecznik Sądu Apelacyjnego w Szczecinie.

- Oni prawdopodobnie jeszcze w Wolinie zaczepiali dzieci cukierkami i gdzieś w mieście na placu jeszcze - mówi koleżanka Amelii.*

* skrót materiału

Reporter: Jan Kasia

jkasia@polsat.com.pl