Sąd kazał zapłacić, gmina nie chce. Bój o świadczenie rodzinne

Bogumiła Kmita cierpi z bólu tak bardzo, że ulgę przynoszą jej jedynie opioidowe plastry przeciwbólowe. Jej mąż zrezygnował z pracy, by zapewnić jej całodobową opieką. Pan Andrzej wystąpił o 520 zł świadczenia rodzinnego, ale pomoc społeczna z Pielgrzymki na Dolnym Śląsku robi wszystko, by świadczenia nie wypłacać. Co roku mężczyzna toczy batalię o pieniądze. Odwołuje się od decyzji, walczy w sądzie. By przeżyć, zapożycza się w parabankach.

W Pielgrzymce na Dolnym Śląsku mieszka Andrzej Kmita ze swoją żoną. Pani Bogumiła od ponad 20 lat ciężko choruje. Do tej pory nie ustalono, dlaczego jej kręgosłup kruszy się. Na co dzień towarzyszy jest ogromny ból.

- Schyliłam się po skrzynkę z wodą mineralną, podniosłam ją i zabolał mnie kręgosłup. Okazało się, że mam zmiażdżony kręg lędźwiowy, jakbym spadła z 5 piętra. Działam dzięki takim plastrom przeciwbólowym, które są opioidami. Jestem skazana na to, że ktoś mi przyniesie jedzenie, picie, ktoś wypierze, posprząta, żeby żyć jak człowiek – opowiada Bogumiła Kmita.

- Potrzebuje opieki drugiej osoby, praktycznie 24 godziny na dobę, bo czuje taki ból, że nie jest w stanie się poruszać. W dodatku, chociażby bardzo chciała, nie jest w stanie wykonywać podstawowych czynności - dodaje Katarzyna Kmita, córka.

Stan pani Bogumiły kilka lat temu znacznie się pogorszył. Pan Andrzej zrezygnował z pracy i zajął się chorą żoną.
Mężczyzna zgłosił się do Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej po świadczenie rodzinne, ponieważ nie byli w stanie utrzymać się jedynie z renty żony, wynoszącej niecałe 800 zł. Dodatkowe 520 zł miesięcznie bardzo by pomogło.

- O dziwo dostałem decyzję odmowną, a to z tego powodu, że pozostaję z związku małżeńskim i zasiłek mi się nie należy. W związku z tym złożyłem skargę do Samorządowego Kolegium Odwoławczego, które nakazało wypłatę mi tego zasiłku od momentu, gdy mi on się należał – wspomina Andrzej Kmita.

Małżeństwo dostawało świadczenie przez rok. Później jego wypłata została wstrzymana. Pan Andrzej nie otrzymywał świadczenia przez 10 miesięcy. Państwo Kmitowie nie mieli z czego żyć, więc musieli się zadłużyć w parabankach. - Za tę pożyczkę kupowaliśmy dla mnie plastry i jedzenie  - tłumaczy Bogumiła Kmita.

Nagle po 10 miesiącach dostali świadczenie ponownie.  Pan Andrzej chciał wyjaśnić tę sprawę w urzędzie.

- Działaliśmy zgodnie z obowiązującymi przepisami. Pan Kmita z tymi przepisami się nie zgadzał, składał odwołania – mówi urzędnik z GOPS.
Pan Andrzej: Nie zgadzałem się z tego względu, że w 2010 roku SKO wytłumaczyło, jak należy interpretować te przepisy.
Urzędnik: Każda decyzja kolegium czy wyrok obowiązuje dla konkretnej decyzji, a nie dla ogółu.
Reporter: To dlaczego raz było przyznane, przed zmianą przepisów, a drugi raz nie?
Urzędnik:  Przed zmianą przepisów konsekwentnie były odmawiane świadczenia.
Reporter: Ale pan Andrzej otrzymywał takie świadczenie.
Urzędnik: Decyzja wyższych instancji.

- To jest niewytłumaczalne: zasiłek dla osoby chorej najpierw się przyznaje, później się wstrzymuje i przez wiele miesięcy nie wypłaca, a później wraca się do wypłaty. W dodatku na tę chwilę wszystko jest robione, żeby nie wypłacić kwoty zaległej, która naprawdę jest potrzebna – komentuje  Katarzyna Kmita, córka małżeństwa.

Pan Andrzej postanowił skierować sprawę do sądu. Pozwał gminę i GOPS o wypłatę odszkodowania: 5200 złotych. Sąd rejonowy przyznał mu rację, ale wyrok nie jest prawomocny.

- Proszę się nie dziwić, że złożono apelację, bo teraz te pieniądze poszłyby z kasy gminy – powiedział urzędnik.

- A… to tylko dlatego nie mogę ich dostać, bo z kasy gminy, tak? Wystarczyło w 2012 roku zamiast „odmawiam", napisać „przyznaję". Więc teraz nie możecie mieć do mnie pretensji, że z waszej kieszeni ma to iść. Trzeba było zrobić to na takim etapie, żeby poszło z państwowych pieniędzy – podsumował pan Andrzej.*

* skrót materiału

Reporter: Angelika Trela

atrela@polsat.com.pl