Dwa gwoździe, moneta i wyrok skazujący za kradzież

Do więzienia za niewinność? Właściciel zakładu kamieniarskiego został skazany na prawie dwa lata więzienia za kradzież liter nagrobnych. Prokuratura oparła się na zeznaniach dwóch rzekomych wspólników Bogdana Łady, z których jeden ma problemy psychiczne, a drugi przyznał, że wskazał pana Bogdana, bo mu kazano.

W dodatku ruszyło go sumienie i zeznania odwołał. Mimo to sąd wydał wyrok skazujący.

Historię 56-letniego pana Bogdana Łady z Wągrowca po raz pierwszy przedstawiliśmy 4,5 roku temu. Prowadził swój i wiódł spokojne życie. 7 sierpnia  2012 tego roku pan Bogdan nie zapomni do końca życia. Telefonicznie dowiedział się od żony, że pilnie poszukuje go policja.
Założyli mi kajdanki na rękach pod zarzutem kradzieży jakichś liter mosiężnych na wielu cmentarzach – opowiada pan Bogdan.

Policja przeszukała jego posesję wykrywaczem metali. Znalazła… dwa gwoździe i pięciogroszówkę. - To jedyny dowód. Nic poza tym nie znaleźli – dodaje. 

Pan Bogdan został przetrzymany na policji przez 48 godzin, został też przesłuchany przez prokuraturę. Postawiono mu 16 zarzutów miedzy innymi o współudział w kradzieży mosiężnych liter z nagrobków z cmentarzy na terenie różnych miejscowości. Na tym procederze miał zarobić razem z wspólnikami złodziejami około 5 tysięcy złotych.

- Zarzuty w tym postępowaniu przedstawiono 4 osobom. Troje z tych osób przyznało się do stawianych im zarzutów, dwie składają wyjaśnienia, w których opisują przebieg zdarzeń i wskazują, iż  mają podstawy do tego, żeby obawiać się o współpodejrzanego Bogdana Ł. - informuje Magdalena Mazur-Prus, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.

- Ja powiedziałem: „a któż to taki, kto mnie pomawia?” i wówczas padły takie nazwiska jak Karol P. i Karol Sz. , którego w ogóle nie znam – opowiada pan Bogdan. Karol P. dostaje rentę z powodu dysfunkcji umysłowej.

Reporter: Złapano was na gorącym uczynku? Jak to się stało?
Karol: Nie! Policja przedstawiła dowody i ma wystarczające dowody.
Reporter: A jakie ma na pana dowody? Znaleźli te litery u pana?
Karol: Nie. U mnie żadnych liter nie ma i nigdy liter nie miałem. Wszystkie odbierał na bieżąco.

- Skąd mogę go znać? Oni chcieli, żebym mówił na Ładę, że to kradnie, żeby mogli go przycisnąć. Powiedziałem, że dawał te zlecenia, że kradli i jemu sprzedawali, a Łada dalej to sprzedawał. Tylko, że ja to powiedziałem z przymusu, bo mi tu policja stała i mnie chcieli wywieźć stąd – mówi na Karol Sz.

W najczarniejszych snach pan Bogdan nie przypuszczał, że w lutym 2016 roku Sąd Rejonowy w Wągrowcu skarze go na rok i 10 miesięcy więzienia. Dostał również sądowy, 3-letni zakaz wykonywania prac kamieniarskich. Musiał zamknąć swoją firmę. Doprowadziło go to do bankructwa.

- Żaden normalny człowiek nie uwierzy, że można robić biznes na starych literkach mosiężnych – mówi Łada.

- Litera nowa posiada dwa bolce mocujące do kamienia. Litera po demontażu bolców już nie ma i nie ma możliwości zamontowania jej na kamieniu – zauważa Adam Rewoliński, kamieniarz i liternik. I dodaje: "interesu na tych literkach nie ma, ponieważ to jest inny brąz, to jest brąz dostosowany tylko i wyłącznie do liter. Ich się nie da przetopić. Są kompletnie bezużyteczne."

W dodatku Bogdan Łada nigdy liter nie wykonał. Zajmuje się jedynie nagrobkami. Śledczy przyznają, że nie sprawdzali, co można zrobić ze skradzionym z nagrobka literami. Mimo to, jak twierdzi pan Bogdan, prokurator "przez cały proces przekonywał, że to jest biznes".

Akt oskarżenia w sprawie Bogdana Łady sporządził prokurator Michał Świniarski z  Prokuratury Rejonowej w Wągrowcu. Udało nam się z nim porozmawiać.

Reporter: Dlaczego państwo nie powołaliście biegłego, który by sprawdził, czy takie literki można przetopić i sprzedać jako złom?
Prokurator: W tych celach nie powołuje się biegłego, jest to fakt oczywisty, a nasze prawo nie zakłada dowodzenia oczywistości oczywistej.
Reporter: Literki, o których mówimy zrobione są z metali, które zawierają stopy , których nie da się przetopić i wykorzystać powtórnie, ponieważ mają specjalny skład.
Prokurator: Rozumiem
Reporter: Złomiarze tego nie kupują, bo nie da się z tym absolutnie nic zrobić. Nie ma oczywistej oczywistości, trzeba wszystko sprawdzić, na tym polega udowadnianie i proces śledczy.
Prokurator: Rozumiem to
Reporter: Nie ma pan zielonego pojęcia, co oskarżony miał z tymi literkami robić. Nie znalazł pan nawet jednej literki na jego posesji, nie ma pan żadnego świadka, który by potwierdził, że widział jak Bogdan Łada kradnie, nie ma pan żadnego dowodu.
Prokurator: Mam. Świadkiem jest współsprawca.
Reporter: Który odwołał swoje zeznania.
 
Bogdan Łada sądził, że odwołanie przez Karola P. zeznań, które doprowadziły do jego skazania Sąd Okręgowy w Poznaniu rozpatrzy na jego korzyść. Niestety tak się nie stało. Pan Bogdan musi stawić się w areszcie.

- Ruszyły mnie wyrzuty sumienia. Liczyłem, że jestem w stanie odwołać to, że ktoś się tym zainteresuje, aczkolwiek zawiodłem się na wymiarze sprawiedliwości. Zrujnowałem temu człowiekowi życie - powiedział Karol P.

- Nie wystarczy przyjść i powiedzieć,  że ja teraz twierdzę zupełnie co innego. To nie działa w sądzie. Sąd dokonuje oceny całego materiału dowodowego i uznał, że te dowody były wystarczające – twierdzi Aleksander Brzozowski, rzecznik Sądu Okręgowego w Poznaniu.
Reporter: Ale niech sędzia nazwie te dowody, jakie?
Rzecznik: Sąd to wyjaśnienia współpodejrzanych, a także dowody w postaci zeznań administratorów cmentarzy i osób pokrzywdzonych.
Reporter: Którzy nigdy nie widzieli tam Łady…
Rzecznik: Tak.

- Kradzieże były na cmentarzach i coś trzeba było z tym zrobić, znaleźć winowajcę. Winny czy niewinny, trzeba było ukarać i skończyć temat – podsumowuje pan Bogdan.*

* skrót materiału

Reporterzy: Małgorzata Frydrych, Agnieszka Zalewska

mfrydrych@polsat.com.pl