Urodziła martwe dziecko. Sprawa w prokuraturze

Katarzyna Tomaszewska była podpięta pod aparaturę do badania KTG i do samego porodu słyszała bicie serca dziecka. Chłopiec przyszedł na świat jednak martwy i wyglądał, jakby nie żył od dłuższego czasu. Sprawę porodu wcześniaka bada prokuratura.

2014 rok miał być dla państwa Tomaszewskich z Olkusza wyjątkowy. Oczekiwali narodzin swojego pierwszego dziecka. Ciąża rozwijala się prawidłowo.

- Od pierwszych badań prenatalnych było wiadomo, że to będzie chłopiec – mówi Katarzyna Tomaszewska.

14 lipca 2014 roku w nocy panią Katarzynę obudził ból brzucha. To był 29. tydzień ciąży. Zaniepokojona pojechała z mężem do najbliższego szpitala w Olkuszu. Tam okazało się, że zaczęła się akcja porodowa. Pani Katarzyna miała zostać przewieziona do szpiatala w Krakowie, bo ten w Olkuszu nie jest przygotowany do przyjmowania takich wcześniaków. Tak się jednak nie stało.

- Miałam monitorowane stale tętno płodu. Aparat do KTG stał cały czas obok. Widziałam i słyszałam to tętno. W końcu doszło do porodu. Kiedy synek się urodził, nie słyszałam jego płaczu. Natychmiast go zabrano – opowiada pani Katarzyna.

- Wyszedł doktor, ale nie ten, co odbierał poród, tylko taki, co zajmuje się dziećmi. Stwierdził, że dziecko nie żyje i uciekł – mówi Damian Tomaszewski, mąż pani Katarzyny.
Na żądanie kobiety personel szpitala przyniósł jej syna. - Był bardzo siny, jak ciemnoskóry. Wyglądał, jakby się udusił – rozpacza.

Wielokrotnie próbowaliśmy umówić się na rozmowę z dyrekcją szpitala w Olkuszu. Bezskutecznie. Spotkanie z Januszem B., lekarzem, który odbierał poród, zarejestrowaliśmy ukrytą kamerą.

- Wie pani, jacy ludzie są roszczeniowi. Każdy drobny przypadek oceniają w ten sposób, żeby dostać odszkodowanie. Nie da się wytłumaczyć sytuacji, gdzie dziecko rodzi się w takim stanie, a zapisy KTG są cały czas w granicach 120 tętna – powiedział.

Doktor Janusz B. zajmował się także panią Angeliką, której historię pokazywaliśmy w 2014 roku. Kobiecie po cesarskim cięciu pękły szwy i z rany wydostały się wnętrzności.

Sprawa pani Angeliki została umorzona, natomiast państwo Tomaszewscy nie poddają się. Złożyli zawiadomienie do prokuratury w Olkuszu. Ich zdaniem w czasie porodu doszło do błędu lekarskiego. Kiedy pojechali po dokumentację do Krzysztofa G., lekarza prowadzącego ciążę, ale porodu nie odbierał, bardzo się zdziwili.

- Było dopisane, że powinnam leżeć, odpoczywać, zażywać leki rozkurczowe, magnez. Przy ostatniej wizycie było napisane wskazanie, że w przypadku braku poprawy z leżeniem w domu  -szpital! Tego wcześniej absolutnie nie było – twierdzi pani Katarzyna.

- Biegli stwierdzi, że to zostało dopisane po sporządzeniu dokumentacji. Te zalecenia i recepty nie były nigdy zalecone w toku czynności, które podejmował lekarz – informuje Zbigniew Pawlik z Prokuratury Sosnowiec-Północ.

- Nie fałszowałem i tyle. Sprawa jest w sądzie, nie mam nic więcej do dodania – zapewnia Krzysztof G., oskarżony o fałszowanie dokumentacji ciąży pani Katarzyny.

Doktor Krzysztof G. także był już bohaterem jednego z naszych reportaży w 2013 roku. Zajmował się panią Eweliną Bednarską, której dziecko urodziło się martwe w szpitalu w Sosnowcu. Właśnie zaczął się proces w tej sprawie.

- Gdyby zrobili mi porządne badania, toby to całkiem inaczej wyglądało, Kto jest odpowiedzialny za takie procedury, które doprowadzają do takich nieszczęść – pytała w 2013 r. pani Ewelina.
Państwo Tomaszewscy czekają obecnie na drugą opinię biegłych, którzy mają stwierdzić, czy doszło do błędu lekarskiego. Pierwsza została sporządzona na podstawie sfałszowanej dokumentacji.

- Z tej opinii wynika, że być może były jakieś powikłania medyczne, ale na pewno nie ma mowy o błędzie medycznym. To jest dziwne, kiedy w trakcie porodu dziecko jest niedotlenione i umiera – ocenia Marcin Marszołek, prezes stowarzyszenia Wokanda.

Państwo Tomaszewscy doczekali się drugiego dziecka. Ich córeczka Lenka ma teraz półtora roku. Jest dla nich całym światem. Dziewczynka także była wcześniakiem.

- Już nie jechaliśmy do Olkusza, pojechaliśmy do Katowic. Do tego szpitala bym już nie przyjechał – podsumowuje Damian Tomaszewski.*

* skrót materiału

Reporter: Paulina Dzierzba

pbak@polsat.com.pl