Z niepełnosprawnym na bruk. Ostatnie chwile przed licytacją mieszkania

Żona pana Lucjana z Tczewa porzuciła go wraz z dziećmi, a podczas rozprawy rozwodowej zażądała połowy wartości ich mieszkania. Mężczyzna nie był w stanie jej spłacić, dlatego wyznaczono termin licytacji lokalu. Były na niego chętne dwie osoby, które wpłaciły wadium. W dniu licytacji, 17 marca, stało się coś zaskakującego.

Pierwszy materiał o 30-letnim obecnie, niepełnosprawnym Alanie i jego ojcu Lucjanie pokazaliśmy już w 2014 roku. Alan cierpi na porażenie mózgowe z niedowładem kończyn i epilepsją. Odkąd w 2011 roku matka niepełnosprawnego mężczyzny wyprowadziła się do nowego partnera, pan Lucjan sam zajmuje się synem.
- Jak już urzędowała z tym kochankiem, to chciała pachnieć, a syna przewinąć, jak się załatwi, to nawet w rękawiczkach – powiedział wówczas Lucjan Ostojski.
- Wyprowadziła się i powiedziała: co się na mnie, debilu, patrzysz – opowiada Alan Ostojski.
Pan Lucjan złożył pozew o rozwód. Sąd rozwiązał małżeństwo bez orzekania o winie. Wyłączną opiekę nad niepełnosprawnym synem przejął 66-letni pan Lucjan.
Od dnia wyprowadzki pani Beata nie odwiedziła niepełnosprawnego syna. Nie utrzymuje kontaktu także z młodszym synem - Sebastianem.
- Mam syna, dwa lata teraz skończył. Niestety, babcia nie inetersuje się nim w ogóle – mówi Sebastian Ostojski.
Po rozwodzie pani Beata wystąpiła do sądu o podział majątku. Domagała się spłaty połowy wartości 35-metrowego mieszkania w Tczewie. Zgodnie z wyrokiem sądu pan Lucjan miał zapłacić byłej żonie 60 tysięcy złotych. Mężczyzna utrzymuje się z emerytury – 1100 zł, renty Alana – 600 zł i alimentów, które płaci była żona - 400 zł.
- Teraz pani u komornika podała, że przez te lata spłaciłem już 13400 zł. Z emerytury mi 1/4 pobierają. Ale komornik sobie 10 tys. zł naliczył, to ja z długów nigdy nie wyjdę – mówi pan Lucjan.

Była żona płaci 400 zł alimentów. Nie zgodziła się jednak, by tych pieniędzy nie płacić, co miesiąc pomniejszać o nie dług za połowę mieszkania.

- Ona powiedziała: ty mi będziesz płacił zawsze, a ja ci długo płacić nie będę. Spojrzała na syna, roześmiała się i poszła. Znaczy, ona wie, że dzieci z porażeniem długo nie żyją – mówi pan Lucjan.
Była żona domagała się licytacji mieszkania, w którym żyje jej niepełnosprawny syn. Beata O. zdaje sobie sprawę, że pan Lucjan i Alan nie mają gdzie pójść.
- Ja stąd nie wyjdę, będę dalej mieszkał. Najwyżej policja zrobi z nami tak, jak u was w telewizji pokazują: z niepełnosprawnymi na łóżkach wywożą. To jest gorsze od faszyzmu, bo Hitler to by zastrzelił, a oni się psychicznie znęcają – uważa pan Lucjan.
Komornik wyznaczył termin licytacji na piątek 17 marca 2017 r. Zgłosiło się dwóch chętnych, którzy wpłacili wadium. Dla pana Lucjana i Alana licytacja ich mieszkania to koniec świata.
- Caritas nazbierał 12 200 zł. Jutro te pieniądze pobiorę z konta i zaniosę komornikowi za ten dług,
ale czy to powstrzyma licytację? Obawiam się, że nie – powiedział tata Alana.
Matka niepełnosprawnego mężczyzny nie zgodziła się wywiad.
- Nie chcę rozmawiać - powiedziała przez domofon.
Reporterka: Ale jutro jest licytacja mieszkania na pani wniosek.
- I co z tego.

W dniu licytacji stał się jednak cud. Do komornika zgłosił się przedsiębiorca z Tczewa, który chce pozostać anonimowy. Spłacił 20 tys. zł zadłużenia pana Lucjana, a pozostałe 24 tys. zł pożyczył Alanowi i jego ojcu. W efekcie podczas rozprawy sędzia umorzył postępowanie egzekucyjne i zamknął licytację mieszkania.

- Bardzo panu dziękujemy, panie biznesmenie, super jesteśmy zadowoleni dzisiaj – powiedział pan Lucjan tuż po wyroku. - Mam prośbę do mediów, żeby jeszcze pomóc, bo nadal jest to bardzo duża kwota – dodał.*

* skrót materiału

Reporter: Paulina Dzierzba
pbak@polsat.com.pl