Tajemnicze zniknięcie. Pojechała do byłego partnera

Ruszamy tropem zaginionej 7 lat temu Lilianny Kownackiej z Poznania. Matka dwóch dziewczynek pojechała do byłego partnera, by dzieci spotkały się z ojcem i ślad po niej zaginął. Stało się to kilka dni po tym, gdy sąd przyznał jej alimenty. Mężczyzna twierdzi, że kobieta porzuciła dzieci, rodzinę i zaczęła gdzieś nowe życie. Bliscy pani Lilianny uważają, że jej były partner miał motyw, by zrobić jej krzywdę.

Lilianna Kownacka pochodzi z Poznania. Nie ma wrogów. Jest matką dwóch córeczek. Jeżeli żyje, w lipcu skończy 28 lat. Właśnie minęła siódma rocznica jej zaginięcia. Ostatni raz widziana była w domu ojca swoich córek.
- Lilanna podała go o alimenty i je otrzymała. Wyrok zapadł 19 marca. Krótko po tym powiedziała mi, że jedzie do Marcina z dziewczynkami, żeby się z nimi zobaczył. Miałam jakieś złe przeczucia. Odradzałam jej.  Przypuszczam, że on ją chyba bił. Nie chciała za dużo mówić o tej relacji. On powiedział kiedyś, że zrobi wszystko, żeby dzieci nie były z nią – opowiada Beata Gacka, ciotka zaginionej Lilianny.
- Jest porywczy, wybuchowy, ale chyba nie do takiego stopnia, żeby coś komuś zrobić. Potrafi krzyczeć, ale nie na dzieci – mówi żona byłego partnera pani Lilianny.
- Nieraz się chwalił, że jak mieli ochotę kogoś pobić, to jechali na Starołękę, łomot komuś spuścili i wracali z powrotem – dodaje Andrzej Kownacki, ojciec zaginionej kobiety.
Jest piątek, 27 marca 2010 roku. Około godziny czternastej pani Lilianna wychodzi z domu. Zabiera ze sobą córki: starsza ma wówczas trzy lata, młodsza niecały rok. Chce, aby zobaczyły się z ojcem: jej byłym partnerem, 24-letnim wówczas Marcinem J.  Najprawdopodobniej bez przeszkód dociera na miejsce. Zostawia dzieci. Chwilę później… po prostu znika. Z relacji jej byłego partnera wynika, że wyszła od niego i zaginęła.
- Jak był przesłuchiwany, to policja mi mówiła, że strasznie kręci, że się gubi w zeznaniach – twierdzi Andrzej Kownacki, ojciec zaginionej Lilianny.
 - Raz powiedział, że wieczorem pojechała do koleżanki, druga wersja była, że pojechała na zakupy i już nie wróciła. Tak zeznawał na policji – dodaje Beata Gacka, ciotka zaginionej.
Żona mężczyzny przekazała nam, że wyjechał za granicę i „nie będzie go przez rok". Ona została z dziećmi pani Lilianny. - To już są moje dzieci, bo uciekła nie wiadomo gdzie – dodała kobieta.
- Powinny być przeprowadzone perfekcyjne oględziny, połączone wręcz z przeszukaniem. Powinny trwać nawet kilka dni. Ze swojego doświadczenia mogę powiedzieć, że niewiele tam zrobiono. To jest niestety benedyktyńska robota – ocenił Maciej Szuba, były komendant miejski policji w Poznaniu.

Wielkopolska policja tłumaczy, iż na miejscu „zabezpieczono ślady, które zostały poddane dokładnym oględzinom, a także badaniom przez biegłych, jednak nie doprowadziło to do żadnego przełomu".

Sąsiadka byłego partnera pani Lilianny wspomina, jak policjanci szukali śladów w piwnicy.
- Było ich z 2,3, a szukali z 10, może 15 minut – opowiada. Kobieta twierdzi, że nie została nawet przesłuchana, podobnie jak inny sąsiad, z którym rozmawialiśmy.

- To było nie po jego myśli, żeby on płacił alimenty. On chciał mieć dzieci przy sobie i nie wiem, czy nie zrobił tego, co planował, żeby jednak mieć dzieci – zastanawia się Beata Gacka, ciotka zaginionej Lilianny.

Miesiąc po zaginięciu pani Lilianny w sprawie nastąpił niespodziewany zwrot. Na adres jej ojca ktoś wysłał pocztą dowód osobisty kobiety. Nadano go z centrum Poznania. Wydawało się, że teraz zagadka zostanie już wyjaśniona. Mimo to śledztwo zamiast przyspieszyć, utknęło w miejscu.

Policja pobrała znajdujące się na dokumencie odciski palców. - Ale tam było ich zbyt wiele i nie dało się jednoznacznie powiedzieć, czyje one są – mówi Beata Gacka, ciotka zaginionej Lilianny.

Rok po zaginięciu kobiety jej były partner związał się z kolejną kobietą. Pobrali się. Razem wychowują dzieci pani Lilianny. Mają też dwoje kolejnych. Kilka lat temu pan Marcin pozwał zaginioną Liliannę o alimenty. - Ostatni raz widziałem wnuki krótko po zaginięciu córki – mówi Andrzej Kownacki. Jak mówi, będąc w mieście, nadal rozgląda się poszukując córki. - Lila, jak żyjesz, daj znać. Bardzo proszę – rozpacza.*

* skrót materiału

Reporter: Rafał Zalewski
rzalewski@polsat.com.pl