Zamiast ciepłych domów - długi

Chodzili od drzwi do drzwi we wsi i proponowali ocieplenie domów. Znaleźli chętnych, namówili do zaciągnięcia kredytów i zniknęli z pieniędzmi. Tak działali przedstawiciele firmy Andrzeja K. Mężczyzna zniknął z prawie 20 tys. zł. W prokuraturze wystarczyło, że oświadczył, iż nie mógł wykonać prac z przyczyn od niego niezależnych i śledztwo umorzono. Ludzie poszli do sądu.

61-letnia Barbara Wróbel, 67-letni Ryszard Wyrwał, 61-letnia Teresa Bielak są sąsiadami. Mieszkają w popegeerowskich blokach w małej wiosce Dołgie niedaleko Szczecina. To emeryci i renciści. O dwóch lat walczą z firmą, która zrujnowała im życie.

- Dał się człowiek oszukać, zawierzył ludziom. Wiarygodni byli  - wspomina Ryszard Wyrwał.

- Obiecanki cacanki, żeby człowiek człowieka tak zrobił. Jak on może spać w nocy – dodaje Teresa Bielak.

Dwa lata temu pani Barbara, pan Ryszard oraz pani Teresa znaleźli firmę ze Szczecina, która miała ocieplić im mieszkania. Właścicielem przedsiębiorstwa był Andrzej K. Ludzie podpisali z jego firmą umowy.

- Ten pan zaczął po wiosce chodzić od domu do domu. I do mnie przyszedł. Tak obiecał, że człowiek uwierzył - mówi Teresa Bielak.

- Mi tynki odlatują od okien. Bardzo chciałam, by było to zrobione przed zimą – wspomina Barbara Wróbel.

Każda z rodzin miała Andrzejowi K. zapłacić za ocieplenie mieszkania po 6 tys. zł. Pani Teresa wpłaciła 3 tys. zaliczki. A pani Barbara oraz pan Ryszard wzięli kredyt na prawie 6 tys. zł, który pomógł im uzyskać właściciel firmy. 

- Przekonywał, żeby tylko podpisać ten kredyt, a on załatwi wszystko z bankiem, on ma umowę podpisaną z bankiem i nie trzeba jechać osobiście. Na tej podstawie się zgodziliśmy – wspomina Ryszard Wyrwał.  

Pani Barbara mówi, że pieniądze z kredytu wziął mężczyzna rzekomo na materiały budowlane. Pani Teresa umówiła się, że da mu połowę kredytu, a resztę po skończonej pracy.

Pieniądze, w sumie prawie 20 tys. zł, trafiły na konto właściciela firmy - Andrzeja K. Niestety minęły dwa lata, a do dziś firma nie wywiązała się z umowy. Starsi ludzie nie mają pieniędzy, ocieplonych mieszkań, a kredyty spłacają.

- Teraz już nie ma żadnego kontaktu z nim, nie odbiera telefonów – mówi Edyta Wyrwał, synowa pana Ryszarda. A mężczyzna dodaje: dał nam 6 tys. zł, a do spłaty prawie 8, to jest dużo pieniążków. 

Sprawa trafiła do prokuratury, ale ta postępowanie umorzyła. Poszkodowani pomocy szukali więc w sądzie. Sąd postanowił, aby prokuratura jeszcze raz sprawę zbadała.  

- Sąd, po rozpoznaniu zażalenia, doszedł do przekonania , że sprawa została umorzona przedwstępnie. Postępowanie było obarczone wadą i należy przeprowadzić je bardziej rzetelnie. Niewystarczające jest tutaj oświadczenie podejrzanego, że wziął pieniądze od pokrzywdzonych po to, by wykonać pracę, a nie doszło do jej wykonania z przyczyn od niego niezależnych. Nie można tego oprzeć jedynie na jego oświadczeniu – mówi Michał Tomala z Sądu Okręgowego w Szczecinie.

Nie udało nam się odnaleźć firmy Andrzeja K. pod wskazanym w umowach adresem. Kontakt telefoniczny również pozostał niemożliwy. Dotarliśmy do jego matki.

- To nie syn, tylko wnuczek. Syn tylko podpisywał umowy, a finanse wnuczek zabierał. Wnuczek czyli syn córki. On teraz pracuje za granicą. Syn do pieniędzy nie miał dostępu - powiedziała nam matka Andrzeja K.*

* skrót materiału

Reporter: Żanetta Kołodziejczyk-Tymochowicz

interwencja@polsat.com.pl