Podarowali dzieciom telewizory. Szpital zdjął je i zamontował płatne
Skandal w bydgoskim szpitalu im. Antoniego Jurasza. Dyrekcja lecznicy usunęła z sal dziecięcego oddziału onkologicznego niespełna roczne telewizory podarowane przez Stowarzyszenie Nowe Różowe Okulary. Zastąpiono je innymi, za których użytkowanie trzeba płacić. I to aż 10 złotych dziennie lub 40 złotych tygodniowo.
- W ten sposób szpital pokazuje, gdzie tę naszą akcję społeczną ma… w poważaniu. W zeszłym roku zorganizowaliśmy akcję „Uderz w raka, daj piątaka". Zorganizowaliśmy środki na zakup m.in. telewizorów. Szpital musiał wyrazić zgodę na przyjęcie darowizny. Cieszył się, że dostał od nas 16 nowych telewizorów – wspomina Izabela Hirsch-Lewandowska ze Stowarzyszenia Nowe Różowe Okulary.
- Dołożyłem się do tej akcji, jak wielu mieszkańców gminy czy województwa. To jest skandal, takich rzeczy nie wolno robić. Dzieci za darmo miały telewizję, a teraz jakaś firma chce na tym zarabiać – ocenia Wojciech Kuziemski, mieszkaniec gminy Nowe.
Okazuje się, że podarowane przez stowarzyszenie nowoczesne 24- i 32-calowe telewizory trafiły do magazynów. Darczyńców nie powiadomiono, że w szpitalnych salach wprowadzono sieć płatnej telewizji.
- Dowiedzieliśmy się przypadkiem. To był szok. Myśleliśmy, że to żart - mówi Izabela Hirsch-Lewandowska ze Stowarzyszenia Nowe Różowe Okulary.
- O tym, że córka zachorowała na nowotwór, dowiedzieliśmy się w sierpniu zeszłego roku. Od tego czasu bardzo dużo czasu spędzamy w szpitalu w Bydgoszczy. Bywało, że byliśmy non stop przez trzy miesiące – opowiada Sławomir Gliniecki, ojciec chorującej na nowotwór Michaliny.
7-letnia Michalina przeszła już trzy operacje. Niedawno opuściła bydgoski szpital. Telewizor na oddziale jest jedną z nielicznych rozrywek, z której może korzystać podczas hospitalizacji.
- Oczywiście, kto nie chce nie musi płacić, ale nie wyobrażam sobie przebywania i niekorzystania z tego telewizora. Był taki czas, że musiałem zrezygnować z pracy, a żona nie pracuje. A pamiętajmy, że są inne opłaty w szpitalu. Pobyt rodzica, parking przy szpitalu. Do tego opłaty za telewizję? To jest nieporozumienie – uważa Sławomir Gliniecki, ojciec Michaliny.
Jak mówi, nie stać go, by przez 2 lub 3 tygodnie codziennie włączać córce telewizor. – A tam jest taka nuda. Jak Michalina miała radioterapię, to mieliśmy leczenia 30 minut, a potem leczenie w pokoju. A dziecko trzeba czymś zająć – wspomina.
Mateusz Kurkowski zorganizował akcję zbiorki pieniędzy, aby umożliwić chorym dzieciom oglądanie telewizji w szpitalu. Udało się zebrać 1600 zł. Zdenerwowała go sytuacja, jaka dotknęła jego siostrzenicę leczącą się na tym samym oddziale.
- Zapłaciła 40 złotych, gdy była na izolacji. Przenieśli ją na normalną salę, bo wyniki się podniosły i musiała wykupić nowy abonament, na inny telewizor, w innej sali. To jest absurd, ściągać pieniądze w taki sposób – ocenia.
Podczas realizacji reportażu nagle okazało się, że zamontowane na oddziale płatne telewizory zostały odblokowane. I chore dzieci mogą z nich korzystać za darmo.
- W tej chwili mamy zamontowane nowe telewizory, gdzie nasze dzieci mają możliwość korzystania z nieodpłatnej telewizji – powiedziała Marta Laska, rzecznik Szpitala Uniwersyteckiego im. A. Jurasza w Bydgoszczy
Reporter: Przez miesiąc ludzie słono płacili, czy państwu nie wstyd?
- Bardzo się cieszę, że udało się nam tę sprawę pozytywnie zakończyć.
- Bo sprawą zajęły się media, w tym Interwencja.
- Ciężko mi powiedzieć, przez jaki okres taka sytuacja miała miejsce. *
* skrót materiału
Reporter: Artur Borzęcki
aborzecki@polst.com.pl