Pogrążyła ich umowa z gminą

Państwo Schmidtowie od roku gnieżdżą się w 30-metrowym lokalu interwencyjnym w Gajkowie na Opolszczyźnie, w oczekiwaniu na inny, obiecany przez gminę lokal. By go otrzymać małżeństwo zrezygnowało z dotychczasowego, dużego lokalu komunalnego. Gmina obiecała zamianę, a teraz rozkłada ręce, bo lokator przyszłego mieszkania Schmidtów nie chce się wyprowadzić. Mężczyzna od lat nie płaci czynszu.

Państwo Grażyna i Tomasz Schmidtowie są małżeństwem od dwóch lat. Poznali się przypadkiem. Sami mówią, że było jak w piosence: ona po przejściach, on z przeszłością.

- Ja byłam po rozwodzie, a mąż był u nas pacjentem. Pracuję w szpitalu jako salowa i jakoś tak wyszło - śmieje się Grażyna Schmidt.

Małżeństwo próbowało mieszkać w Dobrzykowicach koło Wrocławia – w mieszkaniu komunalnym pani Grażyny. Ale się nie dało. - Mieszkanie jest wysoko, na poddaszu, a na schodach nie ma poręczy. Ciężko jest wejść zdrowej osobie, a co dopiero mężowi bez nogi – mówi pani Grażyna.

Postawieni pod ścianą, w sierpniu 2015 roku państwo Schmidtowie skierowali do gminy pismo z prośbą o zamianę mieszkania. Gmina odpowiedziała, że mieszkań nie ma, ale małżeństwo przypadkiem dowiedziało się, że w sąsiedniej miejscowości jest lokal na parterze zajmowany przez zadłużonego lokatora.

- Żona zaproponowała gminie, żeby na zasadzie zamiany: tamtego pana do naszego mieszkania w Dobrzykowicach, a my do jego – tłumaczy pan Tomasz.

- To mężczyzna nie pracujący, pijący, z tego co wiem taki żulik. Nie płaci czynszu – dodaje pani Grażyna.
Warunek był jeden: zamiana będzie, jeśli małżeństwo zwolni 80-metrowe mieszkanie i przeprowadzi się tymczasowo do 30-metrowego lokalu interwencyjnego w Gajkowie. Miał być to lokal na chwilę. Jest w nim już ponad rok. Kiedy gmina zrealizuje obietnice?

- Jeżeli ten mężczyzna usunąłby się z mieszkania, honorując wyrok sądu, nie byłoby z tym problemu, ale podejrzewam, że będziemy musieli wszcząć procedurę o eksmisję poprzez komornika – odpowiada Marian Zaraś, sekretarz gminy Czernica.

Reporterka: Państwo Schmidtowie nie chcieli wyrzucić tego człowieka na bruk, tylko zamienić mieszkania. Nie było takiej możliwości?
Sekretarz gminy: Nie, bo ten pan nie wyrażał zgody, nie chciał tego zrobić
- miał prawo nie chcieć?
Reporterka: pastwo Schmidtowie mieli prawo wierzyć, że skoro będzie zamiana, to lada moment przeprowadzą się do mieszkania.
Sekretarz gminy: Ale proszę państwa, to pismo nie mówi o terminach, chyba, prawda?
Reporterka: Czyli to jest lokal tymczasowy, na chwilę? Rok to chwila?
Sekretarz gminy: Wracamy do tematu procedury sądowej. Za to my nie odpowiadamy.
Grażyna Schmidt: Sprawa do sądu trafiła wrzesień -październik 2016 r. a ja wiem, że jest człowiek, który nie płaci od 2011 roku.
Sekretarz gminy: Są pewne sytuacje, gdzie daje się szansę dotychczasowym mieszkańcom, żeby uregulowali swoje sprawy.

- Wychodzi na to, że ktoś, kto nie pracuje, niszczy, demoluje ma większe prawa niż człowiek który pracuje, płaci, chce spokojnie żyć – podsumowuje Grażyna Schmidt.

Kiedy niepłacący czynszu lokator się wyprowadzi? Tego nie wie nikt. W dodatku w tymczasowym lokalu państwa Schmidtów spotkała kolejna niespodzianka – rachunki za prąd.

- Dostaliśmy pierwszy rachunek za prąd na ponad 800 zł, a po 4 miesiącach kolejny na niemal 950 zł. Ja w Dobrzykowicach ogrzewałam 3 pomieszczenia grzejnikami i nie miałam takich rachunków, a miałam 80 metrów kwadratowych – mówi pani Grażyna.

W rozmowie z sekretarzem gminy pan Grażyna zasugerowała, że rachunki są tak wysokie, bo z prądu najwyraźniej korzysta jeszcze jakś inny lokator.

- Nie mam podstaw twierdzić, że licznik, który jest u kogoś innego założony, przekłamuje – powiedział sekretarz Zaraś.*

* skrót materiału

PS. Już po realizacji materiału państwo Schmidtowie dostali kolejny rachunek od gminy, tym razem na prawie 2100 zł za ogrzewanie.

Reporter: Irmina Brachacz-Przesmycka

ibrachacz@polsat.com.pl