"Rozkochiwał wszystkie, odchodził zostawiając długi"

Adam K. przedstawiał się jako osoba dobrze sytuowana: przedsiębiorca, adwokat czy pośrednik finansowy. Zdobywał serca, namawiał do wzięcia pożyczki i zniknął z pieniędzmi – opowiadają nam trzy kobiety, które czują się oszukane przez mężczyznę. Jedna z nich ma pół mln zł długu. Choć schemat działania mężczyzny był zawsze podobny, to prokuratura umorzyła w tej sprawie śledztwo.

Trzy kobiety ze Śląska spotkało w życiu ogromne nieszczęście. Pewnego dnia na ich drodze pojawił się 47-letni Adam K. Mężczyzna podając się za osobę dobrze sytuowaną, bez skrupułów wykorzystał uczucia, którymi go obdarzyły.

- Pracowałam na stacji benzynowej. Przyjechał, zatankował, bajer "klepnął" i tak się umówiliśmy. Przedstawił mi się jako adwokat. Na początku zaskakiwał mnie, był bardzo dobry. Dawał prezenty, były wypady, drogie ciuchy – opowiada Anna Różańska. Kobieta przyznaje, że po pewnym czasie zakochała się w mężczyźnie. - Jest dobrym aktorem – twierdzi.

- Poznałam go przez portal internetowy – zaczyna opowieść inna kobieta, która czuje się pokrzywdzona przez Adama K. - 
Zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Przedstawił się jako businessman, właściciel dużej, dobrze prosperującej wypożyczalni samochodów. Czułam się bardzo samotna i zagubiona, a on dał mi poczucie, że jestem ważna, piękna, prawił mi komplementy – mówi.

Jedna z kobiet twierdzi, że zgodziła się wziąć dla K. kredyt, w zamian za 10 proc. jego wartości. O spłatę miał zadbać K.
- Zostałam takim typowym słupem - przyznaje.

- Sielanka trwała do czasu, kiedy poprosił mnie o wzięcie kredytu w banku, bo niby miał jakiś kryzys. Wzięłam – opowiada
Anna Różańska, która twierdzi, że pożyczyła dla Adama K. 45 tys. zł. - Kiedy pytałam o zwrot tej kwoty, stawał się agresywny. Czasami mnie potrafił złapać za gardło – dodaje.

– Ledwo co wiążę koniec z końcem. Jestem samotną matką z dwojgiem dzieci. Pół miliona zł długu, nie spłacę nigdy, nawet w jednym procencie – opowiada inna z kobiet.  

Adam K. zniknął z życia swoich partnerek tak samo niespodziewanie, jak się w nim pojawił, zostawiając je ze złamanym sercem i ogromnymi długami. Pokrzywdzone kobiety postanowiły o wszystkim powiadomić prokuraturę.

– Postępowanie umorzono. Prokurator nie stwierdził, aby w zachowaniu stanowiącym opis czynu zabronionego wypełnione były znamiona przestępstwa – mówi Leonard Synowiec z Prokuratury Rejonowej w Tychach. Okazało się jednak, że wobec Adama K. prowadzonych jest jeszcze wiele innych postępowań o oszustwa.

- Jeżeli osoba przedstawia się jako ktoś kim nie jest, a w innych przypadkach przedstawiał się jako adwokat, czy lekarz medycyny pracy, to przecież nie zachowuje się normalnie – komentuje jedna z kobiet, czujących się pokrzywdzonych przez K.

Adam K. nie czuje się winny. Jego zdaniem byłe partnerki zawiązały spisek w zemście za to, że je porzucił. Kobiety jeszcze przez wiele lat będą płacić za tę miłość, ponieważ w świetle polskiego prawa nie doszło do przestępstwa.

- Ja zniknąłem? Chryste Panie! One się mszczą obie! To wygląda głupio teraz, że ja jakiś tam oszust jestem czy coś, ale to jest nieprawda. Z każdej sprawy jestem w stanie się wytłumaczyć – oświadczył Adam K.

- Jest po prostu zawodowym oszustem – twierdzi jedna z kobiet.

- Rozkochiwał wszystkie po kolei, a potem odchodził zostawiając kupę długów – podsumowuje Anna Różańska.*

* skrót materiału

Reporter: Jan Kasia

jkasia@polsat.com.pl