Od 15 miesięcy leży w szpitalu. Czeka na nowe serce

10-letni Kacper Maj z Inowrocławia od 15 miesięcy leży w Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie, czekając na nowe serce. Jego nie było w pełni sprawne od urodzenia, ale chłopiec mógł normalnie funkcjonować. Do grudnia 2015 roku. Od tego czasu jego rodzice naprzemiennie sprawują nad nim opiekę w placówce. Na podjęcie stałej pracy nie ma szans, tym bardziej, że wychowują jeszcze troje innych dzieci.

- Z początku byłem niecierpliwy, ale doszło to do mnie, że nie jestem w stanie nic zrobić, żeby zdobyć to serce. To nie jest zegarek, że to wymienimy, trzeba być cierpliwym – mówi Karol Maj, tata Kacpra.

10-letni Kacper Maj z Inowrocławia tuż po porodzie wydawał się być zdrowym dzieckiem. Niestety już w drugiej dobie jego życia okazało się, że chłopiec ma wrodzoną wadę serca. Po tygodniach spędzonych w szpitalu i dziesiątkach badań Kacper wrócił do domu.

- Przez 9 lat żył normalnie. Bawił się, grał w piłkę.  Brał leki na serce. Wszystko zaczęło się w grudniu 2015 r. Zaczął kaszleć, nie mógł chodzić. W szpitalu w Bydgoszczy okazało się, że ma zapalenie mięśnia sercowego – opowiadają rodzice Kacpra.

Terapia nie pomogła. W pewnym momencie chłopca trzeba było przetransportować helikopterem do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie.

- Trafił do nas w sytuacji dramatycznej. Jego serce było tak niewydolne, że jedynym sposobem jego ratowania było podłączenie go do sztucznej komory serca. To oznacza, że jego rodzice żyją i mieszkają tutaj, u nas w szpitalu przez te ostatnie 15 miesięcy – mówi prof. dr hab. n. med. Bohdan Maruszewski z Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie.

Kacper czeka w Centrum Zdrowia Dziecka na nowe serce. Opiekę nad nim naprzemiennie sprawują rodzice, którzy co tydzień zmieniają się przy jego łóżku. Sytuację komplikuje fakt, że w domu czekają: 1,5-roczna Maja, 10-letni Maciek i 14-letnia Ola.

- Jak jeździmy do Warszawy, to dzieci zabieramy ze sobą – tłumaczy Kamila Maj. A dzieci dodają, że „podróż mija bardzo wolno i nudno".

- Co jest najtrudniejsze? Jak patrzę na syna, który płacze, bojąc się, że umrze. Ciężko jest też zostawić dzieci – mówi Kamila Maj.

Choroba Kacpra i związane z tym podróże do Warszawy całej rodziny uniemożliwiają podjęcie stałej pracy przez panią Kamilę i pana Karola. Mimo starań, sytuacja finansowa rodziny jest zła.

- Biorę wszystko: grabię liście, skoszę trawniki, nie boję się żadnej pracy. Staram się to jakoś powiązać, bo trzeba dom utrzymać i mieć na przejazdy, wszystko – mówi Karol Maj.

Mimo trudnej sytuacji rodzina Kacpra nie poddaje się. Wszyscy mają nadzieję, że znajdzie się serce dla chłopca i wróci on niedługo do domu.

- Pamiętajmy o tym, żeby nie zabierać do grobu narządów, bo one nie przydadzą się ani u góry, ani na dole. Trzeba po prostu ratować życie ludzkie – apeluje Karol Maj.

- To jest szalenie ciężkie doświadczenie dla mamy i taty Kacpra. Gdziekolwiek w Polsce pojawi się dawca, który może rozwiązać problem chłopca, prosimy przede wszystkim personel medyczny, żeby pamiętał, że tutaj przez 15 miesięcy cała rodzina żyje w szpitalu i czeka na to serce – mówi prof. Bohdan Maruszewski, Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie.

- Syn ma takie napady czasem, mówi, że wolałby umrzeć, bo ma już dosyć tego czekania i sobie wyrwie zaraz te rurki. Płaczę wtedy. Co będę mu mówiła, że serduszko się znajdzie, jak już tyle razy mu mówiłam i się nie znalazło – rozpacza Kamila Maj.*

* skrót materiału

Jeżeli chcą Państwo pomóc rodzinie, prosimy o kontakt z redakcją: 22 514 41 26 lub interwencja@polsat.com.pl

Reporter: Dominika Grabowska

dgrabowska@polsat.com.pl