Nie chcą proboszcza, bo "ujawnia grzechy"!

Mieszkańcy wsi Długie w Zachodniopomorskiem starają się o zmianę proboszcza. Lista zarzutów pod jego adresem jest bardzo długa. Ksiądz ma m.in. łamać tajemnicę spowiedzi i opowiadać o usłyszanych w konfesjonale grzechach podczas kazań. - Pod oknami podsłuchuje i plotkuje. Opowiada po całej wiosce, kto z kim seks uprawia - mówią parafianie.

- Tu się naprawdę ludzie księdza boją, żeby z ambony ich nie wygadał. Nie raz i nie dwa tak się zdarzyło. Taka dziewczyna mieszkała tu z dwójką dzieci. Nieraz przychodziłem do niej na kawę czy herbatę, to nagadał jej wujkowi, że niby seks uprawiamy. Zmuszona była spakować rzeczy i wyprowadzić się do matki – wspomina pan Jerzy, parafianin.

- Ludzie nie chodzą do niego do spowiedzi, bo rozpowiadał ich grzechy. I nie tylko u nas. Pojechał do Białej, pojechał do Linówka i ze spowiedzi układał sobie kazania – dodaje inny parafianin, pan Marek.

Kolejny mieszkaniec, pan Andrzej opowiada, że ksiądz nie chciał mu ochrzcić dziecka, bo ma Zespół Downa. – Zgodził się dopiero po interwencji mojej teściowej, ale dziecko miało już ze dwa lata - opowiada.

Ksiądz Bogumił zgodził się zamienić z nami tylko kilka słów. Stwierdził, że z nikim nie walczy, a pytany o przyczyny konfliktu, odesłał nas do parafian.

Początkiem problemów był zbudowany z kostki podjazd do parafii. Powstał on w wyniku zbiórki zorganizowanej przez parafian. Tuż po zbudowaniu ksiądz zniszczył podjazd wjeżdżając na niego traktorem.

- Ludzie zbierali przez dwa lata i nazbierali 28 tysięcy zł. Jeszcze majstrowi pomagali, żeby jak najszybciej podjazd powstał. A ksiądz zniszczył go definitywnie. Powiedział, że będzie jeździł, kiedy mu się będzie podobało, bo gospodarzem jest – wspomina pan Jerzy. 

- Mieliśmy swojego skarbnika i to go bolało, że ludzie w ciągu dwóch lat zebrali 28 tysięcy, a on nie miał żadnej korzyści. Gdybyśmy zbierali przez księdza, to byśmy tej kostki nie mieli położonej do dzisiaj – mówi pan Marek.

- Powiedział, że dopiero stąd odejdzie, jak nas wszystkich pochowa. A tydzień temu wypomniał, że w marcu dopiero jeden pogrzeb był – opowiada pan Daniel.

Frekwencja na mszach jest niewielka. Gdy byliśmy w Długich z kamerą, mieszkańcy policzyli, że w kościele było 28 osób. Ludzie wolą jeździć do kościołów w innych miejscowościach.

- 9 lat już walczymy z księdzem pisząc listy do biskupa – mówią mieszkańcy.

Mimo wielokrotnych próśb zarówno parafian, jak i sołtysów wsi zrzeszonych w parafii Długie, szczecińska Kuria Metropolitalna nie znalazła rozwiązania, które zadowalałoby obie strony sporu.

To jej stanowisko w tej sprawie: "Uwagi i zastrzeżenia kierowane pod adresem Księdza Proboszcza mają charakter duszpasterski, dlatego zostały podjęte działania o charakterze pastoralnym, które trwają. Mamy do czynienia ze starszym i schorowanym kapłanem, któremu – ze względu na stan zdrowia – pomagają okresowo inni kapłani, choć rozumiemy tę grupę parafian, która chciałaby młodszego, bardziej dynamicznego duszpasterza. Nie możemy jednak akceptować sytuacji, w której po kilkunastu latach pracy w parafii starszy i chory ksiądz ma być po prostu odsuwany."

- Jest mu za ciężko, ale wikarego nie chce – mówi parafianka, pani Urszula.*

* skrót materiału

Reporter: Jan Kasia

jkasia@polsat.com.pl