Dom palił się dwukrotnie. Samotna matka z trojgiem dzieci w potrzebie

Rozwód, pożar domu i walka o byt trojga dzieci. 41-letniej Joanny Milewskiej życie nieraz już kazało podnosić się z kolan. Na domiar złego 26 marca zadało jej najdotkliwszy cios. W kolejnym pożarze spłonął cały dorobek jej życia. Została z trojgiem dzieci bez dachu nad głową i środków do życia.

20 lat temu pani Joanna wyprowadziła się z miasta do rodzinnego domu w miejscowości Parszów. Tam urodziło się troje dzieci, którym chciała stworzyć spokojny dom. Niestety, 26 marca tego roku los napisał inny scenariusz.

- Zwyczajnie w świecie poszłam dołożyć do pieca i ogień się na mnie cofnął. Wydawało mi się, że się palę – wspomina pani Joanna.

- Konstrukcja drewniana domu zadecydowała o tym, że pożar rozprzestrzenił się niezwykle szybko i w bardzo krótkim czasie objął cały budynek – tłumaczy Marcin Nyga, rzecznik Państwowej Straży Pożarnej w Starachowicach.

Już raz, ponad 13 lat temu, życie wystawiło panią Joannę na ciężką próbę. Rozpadło się jej małżeństwo, a kilka miesięcy potem rodzina przeżyła pożar tego samego domu. Wtedy zapalił się stary komin. Straty były niewielkie. Pani Renata i jej brat własnymi siłami odbudowali zniszczenia. Tym razem spłonęło doszczętnie wszystko.

- Nie dało się nic wynieść. Wszystko jest zrównane z ziemią. Nie ma zdjęć, dokumentów, pamiątek rodzinnych. Dorobek całej naszej rodziny straciliśmy w ciągu jednej nocy – opowiada pani Joanna.

- Najbardziej będzie mi brakowało tych wszystkich wspomnień, jak siedziało się na sofie i widziało wszystkie te rzeczy, które razem daliśmy radę w domu zrobić – dodaje Wiktor.

Były mąż pani Joanny wie, co spotkało jego dzieci. - Nawet mój syn do niego zadzwonił. Zero odzewu – dodaje kobieta.

Gmina natychmiast wypłaciła zapomogę. Ze wsparciem dla rodziny ruszyli sąsiedzi. Pomogli rozebrać zgliszcza domu i wywożą gruz z działki. Znają panią Joannę od lat i wiedzą, że nigdy nikogo nie prosiła o pomoc. Nie bała się też żadnej pracy, by zarobić na utrzymanie rodziny.  Przed tragedią pracowała w lesie jako drwal.

- Każdy mówi, że z piłą sobie nie poradzę. Nie ma takiej możliwości , wszystkiego się trzeba nauczyć . Dla mnie żadna rzecz nie jest straszna i żadna praca – mówi.

- To jest rodzina pracowita. Chcemy jej bardzo pomóc, ale finansowo nie damy rady– opowiada sąsiadka Renata Głowacz.

- Już myślimy o jakichś tam materiałach, o tym, co będzie potrzebne do wybudowania skromnego domku – dodaje sąsiad Mirosław Kowalik.

Dach nad głową zapewnił rodzinie właściciel hotelu z sąsiedniej miejscowości. Jest to pomoc bezcenna, ale tymczasowa. Marzeniem pani Joanny jest, aby mogła ponownie stworzyć swoim dzieciom rodzinny dom. Sama niestety nie da rady.

- Chciałabym tylko, żeby ten dom jakikolwiek powstał, żeby dzieci miały dach nad głową.  Takie gniazdo, żeby było gdzie usiąść, porozmawiać,
pośmiać się i popłakać razem – podsumowuje pani Joanna.

Jeśli chcą Państwo wspomóc rodzinę, prosimy o kontakt z redakcją 22 514 41 26 lub interwencja@polsat.com.pl

Reporter: Małgorzata Frydrych

mfrydrych@polsat.com.pl