Twierdzi, że wypił jedno piwo. Gdy się ocknął, stracił całe gospodarstwo

60-letni Kazimierz Kazimierski z Kamionki Starej koło Suwałk przepisał 18-hektarowe gospodarstwo synowi Mariuszowi. Pewnego dnia mężczyzna wyszedł do baru i zniknął na tydzień. Twierdzi, że wypił z Jarosławem M. jedno piwo i dalej nic nie pamięta. Okazało się, że podpisał z M. umowę pożyczki 200 tys. zł, której zabezpieczeniem hipotecznym było gospodarstwo.

60-letni Kazimierz Kazimierski mieszka z synem i niepełnosprawną siostrą Teresą. 18-hektarowe gospodarstwo to ojcowizna pana Kazimierza. Kiedy mężczyzna zaczął podupadać na zdrowiu, przepisał je na syna. Sobie zapisał dożywotnio możliwość mieszkania w jednym pokoju.

- Mam akt, mam zapisane dożywocie, pokoik – mówi pan Kazimierz.

Przez kilka lat wszystko było w porządku. Syn prowadził gospodarstwo, a uzyskane pieniądze wystarczały na skromne życie trzyosobowej rodziny. Trzy lata temu spokojne dotąd życie Kazimierskich legło w gruzach.

- Spotkałem się z Jarosławem M. w Olecku. Zaprosił mnie na piwo w barze. Rozmawialiśmy o różnych rzeczach. Skończyłem to piwo, wyszliśmy z tego lokalu i urwał mi się film. Po miesiącu dowiedziałem się, że jest ten akt hipoteki na 200 tys. zł – opowiada pan Mariusz, syn pana Kazimierza.

Po wizycie w barze z mężczyzną przez tydzień nie było żadnego kontaktu. Okazuje się, żę w tym czasie podpisał u notariusza akt notarialny, z którego wynika, że zaciągnął u Jarosława M. pożyczkę w kwocie 200 tys. zł. Zabezpieczeniem udzielonego kredytu miało być gospodarstwo w Kamionce.

- Nie pamiętam podpisania tego aktu hipoteki, reszty też nie pamiętam. Wydaje mi się, że w akcie to nie jest mój podpis, ale pewności nie mam. Musiałem coś dostać - jakiś narkotyk czy tabletki odurzające, bo to niemożliwe, żebym nic przez ten czas nic nie pamiętał – mówi pan Mariusz.

Notariusz, w obecności którego doszło do zawarcia umowy, twierdzi, że nie „ma szans, by sporządził akt, nie będąc przekonanym, że strona wie, co robi".

- Żeby syn wziął 200 tys. zł... to jest pieniądz, to ja bym widział, coś chcleba by kupił, a on nie miał grosza i nie ma grosza – mówi pan Kazimierz.

Dla państwa Kazimierskich zaczął się koszmar. Jarosław M. stał się właścicielem gospodarstwa, w którym mieszkają, i zacząć uprzykrzać im życie.

- Taką maszyną porobił dziury, okno chciał wywalić. Wszystko wynosił z chlewa, garażu i podpalał, potem zawalił garaż. Nawet drzewo na zimę zabrał – wspomina pan Kazimierz, a jego syn dodaje, że M. „jakichś sześciu pijaków przywiózł i kazał się wyprowadzić, policja ich wygoniła, a oni znowu przyjechali."

- W styczniu wpłynęło do nas zawiadomienie z prokuratury w Suwałkach. Prowadzimy postępowanie w kierunku oszustwa, zbieramy materiał dowodowy, żeby ustalić, czy doszło do jego popełnienia – informuje Eliza Sawko z policji w Suwałkach.

Chcieliśmy porozmawiać z Jarosławem M. Nowego właściciela gospodarstwa szukaliśmy pod adresem podanym w akcie notarialnym.

- Może jest za granicą, może na Karaibach. Pieniądze ma, a ja muszę zap... Jak do szkoły chodził, to już jeździł na przemyt. Później miał cztery samochody osobowe i dwa busy. Pieniędzy to miał worek. Jak to się zaczęło kończyć, to przeszedł... z komornikami kupuje, na to kredyt i idzie dalej. To jest mafia – mówi nam ojciec Jarosława M. Jego zdaniem syn wyrzuci pana Kazimierza z domu.

- Minął okres ochronny, to wyrzuci. On nie ma skrupułów – dodaje. 

Z M. udaje nam się porozmawiać telefonicznie. - Moim zdaniem, tak jak wszystkich prawników, którzy brali udział w tej sprawie, wszystko odbyło się zgodnie z prawem. Jeżeli ktoś wymyśla fakty, które nie miały miejsca, to już jego problem – oświadcza.

- To jest człowiek niewierzący, on nie myśli umierać, bo żeby człowiek był wierzący, to tego by nie robił – mówi o M. pan Kazimierz. Mężczyzna utrzymuje się z 400 zł zasiłku.*

* skrót materiału

Reporter: Paulina Dzierzba

pbak@polsat.com.pl