Śmiertelnie groźna szkolna strzelnica. Uczeń stracił oko

17-letni Rafał stracił wzrok w jednym oku, a istnieje obawa, że przestanie widzieć zupełnie. To efekt wypadku podczas zajęć na strzelnicy Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych im. Tadeusza Kościuszki w Stalowej Woli. Chłopak oddał strzał i dostał rykoszetem w oko. Okazało się, że strzelnica nie spełniała żadnych norm, powstała bez pozwoleń, a rykoszety były tam na porządku dziennym.

Zespół Szkół Ponadgimnazjalnych imienia Tadeusza Kościuszki w Stalowej Woli to jedno z najlepszych i najbardziej renomowanych liceów w mieście. Słynie z prowadzenia klas o profilu wojskowym. Jeszcze rok temu do jednej z nich uczęszczał 17-letni Rafał. Na ścianach jego pokoju widnieją plakaty słynnych motocyklistów.

- Tak wyglądało moje życie przed wypadkiem, to postacie, które były dla mnie wzorem. Chciałem jeździć jak oni. Teraz moje życie opiera się na leżeniu i patrzeniu w ścianę,  ewentualnie na tej półce (pokazuje leki - red.) – mówi.

Jest 23 maja zeszłego roku. Tego dnia Rafał ma zajęcia ze strzelectwa. Odbywają się one w strzelnicy znajdującej się w jednym z budynków należących do szkoły. Prowadzi je wychowawca Rafała, major Krzysztof Sz.

- Załadowałem broń i w momencie, jak pociągnąłem za spust, poczułem jak wchodzi mi coś w oko – opowiada Rafał.

- Kiedy oddawał strzał, został uderzony rykoszetem. Nauczyciel nie zwrócił na to uwagi. Zlekceważył tę sytuację – twierdzi dr Iwona Zielinko, adwokat rodziny Rafała.

Jak się okazało, na strzelnicy nie było, mimo takiego obowiązku, apteczki.

- Ten człowiek wysłał uczniów po papier z kibla! Szary papier! – mówi Nadia Jeziorska-Słowik, matka poszkodowanego Rafała.

Major nie zgodził się na wypowiedź przed kamerą.

Rafał przeszedł dwie operacje. Mimo to wzroku w rannym oku nie udało się uratować. Okazało się jednak, że podobne wypadki na strzelnicy zdarzały się znacznie częściej. Rykoszety były tam na porządku dziennym. Na szczęście żaden z nich nie zakończył się podobną tragedią.

- Sam miałem doświadczenie takie, że dostałem pod oko. Nie miałem świadomości, że tak mały sprzęt, z tak małą mocą, mógłby wyrządzić tak wielką krzywdę. Jak raz na lekcję ktoś nie dostał, to było naprawdę dziwne. Każdy myślał, że zamknie powiekę, to nic mu nie będzie  – mówi kolega Rafała, świadek wypadku.

- Śruty leżały na oknach, pod nogami, pod ławką. Skąd się tam wzięły? Z tych rykoszetów – dodaje Nadia Jeziorska-Słowik, matka Rafała.

Miejsce, gdzie doszło do wypadku, obejrzeliśmy z Marianem Pędlowskim, powiatowym inspektor nadzoru budowlanego w Stalowej Woli.

Reporter: Myśli pan, że te kulochwyty, kołnierze spełniały swoją rolę? Że było bezpieczniej?
Inspektor: Raczej było bardziej niebezpiecznie.
- A wysłałby pan swoje dziecko na taką strzelnicę?
- Na pewno nie. Chyba, że bym zaufał dyrekcji, że jeśli już wpuszcza młodzież, to jest tam na pewno bezpiecznie. A myślę, że większość rodziców po prostu tak zaufała.

Na strzelnicy były dostępne okulary ochronne, ale uczniowie ich nie używali. Kolega Rafała tłumaczy, że były tak podrapane, że „nic nie było widać, celność strzału była minimalna".

- Nikt ich nie ubierał, zresztą z osób, które je ubierały, szydzono. Szydził pan major – twierdzi Rafał.

- Major S. wraz z dyrektorem szkoły stworzyli sobie regulamin strzelnicy. Taki twór. Według tego regulaminu nie było wymagane zakładanie okularów ochronnych – mówi Nadia Jeziorska-Słowik, matka poszkodowanego Rafała.

Sprawą wypadku zajęła się prokuratura. W trakcie śledztwa okazało się, że strzelnica od lat funkcjonuje nielegalnie: jest samowolą budowlaną, powstała bez żadnych wymaganych prawem pozwoleń, za wiedzą i zgodą dyrektora szkoły.

- Dyrektor szkoły nie będzie się wypowiadał na temat okoliczności tego zdarzenia oraz związanych z tym medialnych zdarzeń, które mają miejsce – oświadczył Włodzimierz S., dyrektor ZSP nr 2 w Stalowej Woli, po czym zamilkł…
Reporter: Nie wstydzi się pan za to, co się stało? Nie wstyd panu? Dyrektor szkoły od 11 lat... (cisza) Cisza tego nie załatwi, panie dyrektorze. Zamierza pan ustąpić? To by było chyba honorowe wyjście, prawda? W takiej szkole, jak ta, honor to chyba ważne pojęcie... Co pan o tym sądzi? (cisza)

- 20 lutego dyrektor szkoły oraz starosta odebrali statuetkę „Dar serca”. Przyznano ją za pomoc osobom pokrzywdzonym – mówi mama Rafała.

Dwa tygodnie temu nauczyciel Rafała usłyszał zarzut narażenia uczniów na niebezpieczeństwo. Grozi mu nawet pięć lat więzienia. Dyrektor szkoły zawiesił go w obowiązkach. Ale przez niemal rok od wypadku mężczyzna nadal prowadził z uczniami zajęcia.

Reporter: Mamy zarzuty dla nauczyciela, dlaczego w takim razie nie przedstawiliście zarzutów również dyrektorowi szkoły?
Andrzej Dubiel z Prokuratury Okręgowej w Tarnobrzegu: Analizujemy materiał dowodowy pod kątem możliwości przedstawienia zarzutów innym osobom. Niewykluczone, że to będzie również dyrektor szkoły.

Dzień po naszej wizycie w prokuraturze został do niej wezwany także pan dyrektor. Jemu również przedstawiono zarzuty – takie same, jak nauczycielowi. Obaj nie przyznają się do winy. Odmówili też składania wyjaśnień.

- Te osoby tak bardzo chełpiły się swoim poczuciem bezkarności, że do końca nie dopuszczały myśli, że sprawa nie zostanie zamieciona pod dywan – uważa dr Iwona Zielinko, adwokat rodziny Rafała.*

* skrót materiału


PS. Po realizacji reportażu, starosta stalowowolski podjął decyzję o zawieszeniu Włodzimierza S. w obowiązkach dyrektora szkoły. Na razie na pół roku. Co będzie dalej, zobaczymy. Będziemy państwa informować o dalszym rozwoju wydarzeń.

 

Reporter: Rafał Zalewski
rzalewski@polsat.com.pl