Spadek pogrążył rodzinę. Jedynym ratunkiem upadłość konsumencka
W 2011 roku Wojciech Skrzywanek z Tych odziedziczył trzypokojowe mieszkanie po zmarłym ojcu, a wraz z nim kolosalne długi. Mężczyzna nie był w stanie ich spłacić. Wpadł w pętlę kredytową. Dziś zadłużenie pięcioosobowej rodziny Skrzywanków to około 300 tys. zł. Pan Wojciech chce ogłosić upadłość konsumencką.
- Po śmierci matki tata zaczął pić i były problemy z kontaktem z nim. Byłem na wynajmie, więc postanowiłem się wprowadzić do tego mieszkania. Gdybym wiedział, że to przerośnie moje siły, tobym nie przyjmował tego spadku – mówi Wojciech Skrzywanek.
- To była zła decyzja, ale kto podejrzewał, że jego tata nabierze takich kredytów. Nic nie świadczyło o tym, nie przychodziły żadne pisma – dodaje Magdalena Skrzywanek, żona pana Wojciecha.
Mieszkanie okazało się zadłużone, ale pan Wojciech miał nadzieję, że zaległości uda się uregulować. Niestety, do odziedziczonego mieszkania zaczęły przychodzić wezwania do spłaty kolejnych kredytów zaciągniętych przez ojca.
- Jak to wszystko spłacić: 18 tys. zł, 13 tys. zł, 25 tys. zł, 4 tys. zł, 15 tys. zł - wylicza kredyty Wojciech Skrzywanek. - Jesteśmy w szoku, przerażeni, nie wiemy, co mamy robić dalej. On pod to mieszkanie wziął ok. 80 tys. zł kredytów - dodaje.
Pani Magdalena i pan Wojciech razem wychowują troje dzieci. Jedno wspólne i dwoje pani Magdy. Kredyty próbowali spłacać, ale pieniędzy nie starczało na wszystkie zobowiązania. Rodzina wpadła w pętle kredytową. Jej zadłużenie dziś to około 300 tys. zł.
- Mąż wziął kredyt na spłatę zadłużenia, remont mieszkania, w banku spółdzielczym spłacił 7 tys. zł długu, uregulował zadłużenie w gazowni i podatek w urzędzie miasta – mówi Magdalena Skrzywanek.
- Na pewno nie przyjąłbym spadku, gdym miał możliwość cofnąć czas. To jest męczarnia, co z tego, że mamy to mieszkanie – dodaje Wojciech Skrzywanek.
Pan Wojciech pracuje jako hydraulik, pani Magdalena wychowuje dzieci. Komornik zajął konto pana Wojciecha, niestety ich mieszkanie ma zostać w maju zlicytowane. Rodzina postanowiła ogłosić upadłość konsumencką.
- Mam dwóch komorników, jeden na pensji, jeden na mieszkaniu. Po zajęciach zostaje mi 1100 zł, za to muszę utrzymać rodzinę – mówi Wojciech Skrzywanek. Zrezygnowany mężczyzna złożył w ubiegłym roku wniosek o upadłość konsumencką.
- W styczniu była rozprawa i do dnia dzisiejszego nie ma decyzji sądu – tłumaczy Magdalena Skrzywanek.
- Ponad 2 milionów ludzi nie radzi sobie ze zobowiązaniami, a upadłości w zeszłym roku było 4 tysiące. To znaczy, że bardzo mała grupa osób wierzy w tę metodę – mówi Krzysztof Oppenheim, doradca finansowy, specjalista od upadłości konsumenckiej.
Jak tłumaczy, sąd określa plan spłaty wierzycieli, który obowiązuje przez maksimum 36 miesięcy i przez ten czas pozbawiamy się całkowicie długów.
- Zwykle sędziowie zasadzają niewielkie kwoty, które są spłacane na poczet wierzycieli. Może to być 200 zł lub 300 zł miesięcznie, ale też są sytuacje, gdzie sędziowie całkowicie umarzają długi. W takiej sytuacji mieszkanie wchodzi w skład masy upadłości i służy zaspokojeniu wierzycieli. Plusem jest to, że z kwoty sprzedaży upadły dostanie dla siebie i swojej rodziny odpowiednią kwotę, która stanowi do 24 miesięcy czynszu za wynajem – tłumaczy Krzysztof Oppenheim.*
* skrót materiału
Reporter: Aneta Krajewska
akrajewska@polsat.com.pl