„Ja nie wrócę stąd już". Czego bała się Magdalena Żuk?

Wiadomość o tajemniczej śmierci Magdaleny Żuk w Egipcie obiegła całą Polskę. Po tym, gdy sprawa zrobiła się głośna, na jaw wyszły nowe fakty, pojawiły się nowe zdjęcia i nagrania. Magdalena raz była załamana i przerażona, innym razem pobudzona. Co wywołało u niej takie emocje?

26 kwietnia Magdalena Żuk z Bogatyni wyjechała na wakacje do Egiptu. Pojechała sama, bo tuż przed wyjazdem okazało się, że paszport jej chłopaka jest nieważny. Jak wynika z relacji osób, z którymi była w hotelu, od samego początku zachowywała się dziwnie, o czym klienci i obsługa hotelu informowali biuro podróży Rainbow.

 

- W piątek po pracy mąż mi przekazał, że coś niepokojącego dzieje się z Magdą. Gdy wróciłam do domu, nasza najmłodsza córka Małgosia, pokazała nam filmik, jak nasze dziecko leży na podłodze, zwinięte jak zwierzątko, w białym szlafroku i nic prawie nie mówi.

 

Ja nie wiedziałam w ogóle, co się dzieje. Dla mnie to było jakieś nienormalne: moje dziecko leży zwinięte, skulone, takie biedne, a mnie tam nie ma – opowiada Elżbieta Żuk, matka Magdaleny.

 

Rodzina dziewczyny zdecydowała o skróceniu jej pobytu. Jednak po przewiezieniu na lotnisko okazało się, że stan pani Magdaleny jest na tyle zły, że nie może ona wejść na pokład samolotu.

 

– Lekarz lotniskowy stwierdził, że jej podróż jest absolutnie niemożliwa – informuje Radomir Świderski z biuro podróży Rainbow. 

 

30 kwietnia w niejasnych dotąd okolicznościach doszło do śmierci dziewczyny.

 

- Przyszła koleżanka i powiedziała nam o tej tragedii, że nasza córka kochana umarła. To była niedziela – mówi Elżbieta Żuk.

 

30 kwietnia w internecie pojawił się zapis rozmowy Magdaleny z jej chłopakiem Markusem. Jak się później okazało, był to ich ostatni kontakt. Zachowanie kobiety na nagraniu jest bardzo dziwne.

 

- Komunikat niewerbalny był wyraźny, gdy dziewczyna wykonywała ruchy, wskazując na nadgarstki, skórę poniżej nadgarstków, która najdłużej nosi oznaki krępowania, więc ona być może się komunikuje. Powtarzanie przez jej chłopaka określenia „nie bój się" jest wiedzą na ten temat, że ta dziewczyna ma podstawy się bać - twierdzi Dariusz Loranty, ekspert w dziedzinie bezpieczeństwa i terroryzmu oraz były negocjator policyjny.

 

Fragment rozmowy:

 

Markus: Skarbie, nie bój się, mów do mnie, nie bój się.

 

Magdalena: Oni tutaj mają różne sztuczki, zabierz mnie stąd, oni mi tutaj wszystko robią. Zabierz mnie!

 

Markus: Ale co robią? Powiedz mi!

 

Magdalena: Zabierz mnie!

 

Markus: Nie bój się, tylko mi powiedz, ja muszę to mieć nagrane. Nic się nie bój, ja się tobą zaopiekuję, tylko mi powiedz co tam się stało. (…)

 

Magdalena: Ja nie wrócę stąd już…

 

Markus: Wrócisz stąd, wrócisz. Kochanie, co się stało, powiedz mi, co się stało?

 

– Należałoby zadać sobie kilka pytań: który raz ona jest w Egipcie, dlaczego ta rozmowa jest nagrywana,jakie sygnały wcześniej musiały dotrzeć do adresata. O jakich sztuczkach jest mowa i w jakim ona jest stanie, w jakiej kondycji psychicznej? Jest pytanie: co ją doprowadziło do takiego stanu? Czy jakieś środki chemiczne, które powszechnie są nazywane pigułkami gwałtu, niepamięci? Mogły zostać podane np. w alkoholu – wylicza Marcin Popowski, detektyw.

 

– Widać duży lęk, niepokój, a nawet panikę. Nie można wykluczyć myślenia urojeniowego w takiej sytuacji – ocenia dr Elżbieta Rybińska, lekarz psychiatra.

 

- Ta dziewczyna wyraźnie przekazuje, że nie może mówić. Używa liczby mnogiej określając ich mianem: oni. Oczywiście to świadczy również o jej stanie emocjonalnym, ale ona również coś sygnalizuje – twierdzi Dariusz Loranty, ekspert w dziedzinie bezpieczeństwa i terroryzmu oraz były negocjator policyjny.

 

Również zapis monitoringu ze szpitala, w którym znalazła się Magdalena Żuk, rodzi wiele spekulacji.  Szczególnie, że został on zarejestrowany na kilka godzin przed jej śmiercią.

 

- Mamy do czynienia ze szpitalem, ale tak naprawdę ciężko rozpoznać osoby z personelu medycznego. Można zakładać, że jedna z tych osób to zapewne lekarz, widać też pielęgniarkę. Ale co robią osoby postronne? Mniemam, że jest tam rezydent, być może po to, żeby tłumaczyć na język polski - mówi detektyw Marcin Popowski.

 

- Była silnie pobudzona psychoruchowo, chciała uciekać. To widać. Coś musiała jednak źle interpretować, bo myślenie urojeniowe to jest fałszywe interpretowanie faktów – zaznacza dr Elżbieta Rybińska, lekarz psychiatra.

 

- Nie mamy żadnej wiedzy, czy to jest atak, bo się boi. Chociaż wydaje mi się, że w szpitalu już  nie powinna mieć takich obaw, bo są już osoby postronne, medycy – dodaje detektyw Popowski.

 

Śledztwo w sprawie śmierci prowadzi jeleniogórska prokuratura. Na razie jednak jest znacznie więcej pytań niż odpowiedzi.*

 

 * skrót materiału

 

Reporter: Jan Kasia

 

jkasia@polsat.com.pl