Wielkie serca widzów Interwencji. „Nie wierzyłem, że to się uda”
W lutym pokazywaliśmy historię Anny Szczudlińskiej, która cierpi na mózgowe porażenie dziecięce. Choroba kręgosłupa mamy pani Anny i nowotwór taty na tyle skomplikowały i tak niełatwe życie rodziny, że kobieta została uwięziona we własnym mieszkaniu. Rodzice nie byli w stanie znosić jej po schodach. Dzięki widzom "Interwencji" udało się zebrać pieniądze na specjalną platformę, która sprowadza pani Annę na dół.
- Choroba Ani wiąże się szczególnie z niedowładem obydwu nóg i jednej ręki. Musimy jej pomagać, we wszystkich sprawach życiowych – opowiadał o córce Jacek Szczudliński.
- 4 lata temu mama przeszła operację kręgosłupa i już nie może mi pomagać na tyle, ile przedtem. Już nie prowadzi mnie pod ręce, ja się też boję, żeby z tym jej kręgosłupem dalej coś tam złego się nie stało – mówiła Anna Szczudlińska.
- 18 lat temu u ojca pani Anny zdiagnozowano złośliwy nowotwór nerki. - Został usunięty i myśleliśmy, że po tylu latach choroba oszczędziła nas, a tu, niestety, dwa kolejne nowotwory złośliwe – mówiła Teresa Szczudlińska, matka pani Anny.
Pani Anna przez pół roku była więźniem własnego mieszkania, bo rodzice nie byli w stanie sprowadzać kobiety po 8 stopniach w dół. Pani Anna nie załamała się. W internecie zorganizowała zbiórkę pieniędzy na platformę przyschodową. Jej koszt to 38 tys. zł.
- Pieniądze są i były wielkim ograniczeniem, bo nie raz było nam przykro, że nie mogliśmy Ani wysłać na turnus rehabilitacyjny, nie mogliśmy zapewnić jej rehabilitanta, nie stać nas było – mówi Jacek Szczudliński.
Po naszym reportażu udało się uzbierać całą potrzebną kwotę. Od kilku dni, pani Anna może korzystać z platformy i w końcu wychodzi z domu.
- Od waszej wizyty zmieniło się bardzo dużo. Kwota po programie przyrosła dosyć sporo, bo były różne wpłaty, jedne większe, drugie mniejsze. Przez pół roku nie mogłam wychodzić z domu przez chorobę taty i przez to, że mama sama nie dałaby rady ze mną wyjść. Tęskniłam za świeżym powietrzem i za tym, żeby zobaczyć, co jest za oknem tak realnie, a nie tylko wpatrując się w szybę. – opowiada pani Anna.
- To było szokiem. Przyznaję, że nie wierzyłem, że to się uda, ale jest wspaniale. Przede wszystkim mamy tę upragnioną platformę i Ania, dzięki naszej lekkiej pomocy może wyjeżdżać na dwór, a to było najważniejsze. Teraz to już jest inna Ania, to już jest promienne, nasze słoneczko, jak siedzi na platformie i obsługuje pilota, wie, że za chwilę wyjedzie na jakieś spotkanie, czy koncert – mówi Jacek Szczudliński.*
* skrót materiału
Reporter: Dominika Grabowska
dgrabowska@polsat.com.pl