Samowolka w mieszkaniu radnego. Sąsiedzi z góry boją się o życie

Państwo Andrearczykowie mieszkają na pierwszym piętrze kamienicy w samym centrum miejscowości Hel. Kiedy w lutym zeszłego roku wrócili z kilkudniowego wyjazdu do córki, zastali w swoim mieszkaniu popękane ściany i obniżoną podłogę. Okazało się, że w mieszkaniu pod nimi wyburzono ściany pod lokal gastronomiczny. Właścicielem mieszkania jest lokalny radny, a najemcą jego kuzyn.

- Kiedy wróciliśmy z ferii, zauważylismy, że jest popękana ściana, zniszczony piec, a podłoga w niektorych miejscach osiadła do dwóch centymetrów – wspomina Bogdan Andrearczyk.

Okazało się, że wyburzenie ścian w lokalu na parterze spowodowało szkody w mieszkaniu na pierwszym piętrze i naruszenie konstrukcji budynku.

- Dziura, która jest przebita na wylot do ulicy Wiejskiej, nie jest niczym podparta . Mur wisi. Gdybym podszedł i włożył śrubokręt, cegły zaczęłyby spadać – twierdzi Bogdan Andrearczyk.

- Nie mamy żadnej gwarancji, że któregoś razu to nie runie – doodaje Anita Andrearczyk.

Sąsiad państwa Andrearczyków, w którego lokalu zostały wyburzone ściany, to miejscowy radny. Mężczyzna nie poczuwa się do żadnej odpowiedzialności za sytuację, bo jak twierdzi: roboty prowadził jego kuzyn.

- Zostałem  wyrolowany przez najemcę i nadzór budowlany, który się czepia do mnie, jak ja nic nie podpisywalem. Czuję się poszkodowany – mówi radny Jan Boszke.

Radny twierdzi, że jego kuzyn miał otworzyć w jego mieszkaniu lokal gastronomiczny. Próbowaliśmy porozmawiać z Jerzym P., który prowadzi kawiarnię w Juracie.

- Powiedziałam mu, o co chodzi, że jest pani z Polsatu, która chce pani porozmawiać na temat Helu, poznać jego wersję. Powiedział, że nie wyjdzie – przekazała nam pracownica kawiarni.

Państwo Andrearczykowie zawiadomili odpowiednie organy. Okazało się, że prace prowadzone były bez żadnych pozwoleń.

- Ustaliliśmy, że sąsiad państwa Andrearczyków nie posiadał stosownego zezwolenia i wykonał te roboty samowolnie – mówi Wojciech Borzyszkowski, naczelnik wydziału architektury i budownictwa Starostwa Powiatowego w Pucku.

- Mamy dwie decyzje nadzoru budowlanego, które jasno określają, że roboty zostały wykonane bez właścicwego zgłoszenia i należy przywrócić stan pierwotny tej nieruchomości, czyli sprzed tych robót budowlanych – informuje Paweł Tomaszewski, pełnomocnik państwa Andrearczyków.

Jednak sąsiad rodziny nic sobie nie robi z decyzji nadzoru budowlanego. Urzędnicy bezradnie rozkładają ręce, chociaż sami w swoich decyzjach piszą, że stan budynku zagraża zdrowiu i życiu mieszkańców. Umówiliśmy się na nagranie w powiatowym inspektoracie nadzoru budowlanego, ale kiedy przyjechaliśmy na miejsce, urzędnicy się rozmyślili.

- Jesteśmy bezradni, dlatego prosimy państwa o pomoc. Nie wiemy, gdzie mamy się udać. Z tym człowiekiem nie da się prozumieć, a instytucje działają opieszale – mówi Anita Andrearczyk.

Radny Jan Boszke przyznaje, że wiedział o robotach budowlanych w swoim lokalu. Decyzji nadzoru budowlanego jednak nie uznaje, bo twierdzi, że prace prowadził jego kuzyn.

- Ma naprawić to, co zepsuł. Tego oczekujemy. Nie tak się powinien zachować człowiek,  zwłaszcza osoba publiczna – podsumowuje Anita Andrearczyk.*

* skrót materiału

Reporter: Paulina Dzierzba

pbak@polsat.com.pl