Seria pożarów. Spór o nieruchomości w Białymstoku

Władze Białegostoku wpadają ze skrajności w skrajność. Najpierw dały Bogusławie Falgowskiej 10 dni na wyprowadzkę, by w miejscu jej rodzinnego domu zbudować drogę do osiedla, a gdy nagłośniliśmy sprawę, wykupiły tylko część działki. Reszta miała zostać wykupiona w późniejszym terminie. Minęły prawie dwa lata, a w sprawie nic się nie dzieje. Pani Bogusława i jej sąsiedzi żyją jak na walizkach. W dodatku w okolicy nastąpiła ostatnio seria pożarów.

W lipcu 2015 rodzina Falgowskich z Białegostoku dostała 10 dni opuszczenie domu. Nie była jedyna. Prezydent zastosował specustawę by wybudować drogę. Mieszkańcy protestowali na ulicy. Po naszej interwencji rodzinie Falgowskich cofnięto nakaz opuszczenia domu. Mieszka w nim do dzisiaj.

- Część mojej działki i około jedna trzecia domu idzie na inwestycję. Przed nami i za nami wszystko jest już wykupione przez tego dewelopera, który będzie inwestorem – mówi Bogusława Falgowska.

Działki w centrum Białegostoku zostały wykupione przez miasto, niektóre są dewelopera. Teren nie jest specjalnie zabezpieczony, bardziej przypomina slumsy niż centrum. W dodatku ostatnio zaczęły płonąć pustostany. Mieszkańcy, którzy pozostali na swoim, boją się tych podpaleń.

- Tu każda noc jest niepewna, dziękujemy Bogu, że się budzimy rano. Boję się nie tylko ja.
Na naszej ulicy jest sześć domów zamieszkanych – mówi Bogusława Falgowska.

- To grozi zapaleniem następnego domu, a domy są blisko siebie, bo to jest stara zabudowa, wszystko jest suche, z drzewa. To jest chwila wiatru i palimy się wszyscy – dodaje Waldemar Czarnecki, mieszkaniec ulicy Ostrowieckiej w Białymstoku.

- Godzinę przed pożarem ni stąd, ni zowąd, znalazł się tu 15-letni chłopiec. Ja go nie znam. I mówiono, że na Bema, jak był pożar, też ten chłopak był – opowiada Bogusława Falkowska.

Dotarliśmy do filmu, na którym nastolatek mówi przepytującemu go mężczyźnie, że za podpalenia ktoś płaci po 200 zł. O sprawie próbujemy porozmawiać z przedstawicielem dewelopera.

- Powodzenia życzę. Nie będę się tłumaczył, że nie jestem przestępcą – usłyszeliśmy.

- W ciągu jakiegoś miesiąca było parę pożarów pustostanów. One kilka lat już stoją i nagle podpalenia są – mówi Wiesław Bohojło, mieszkaniec ulicy Ostrowieckiej. A jego sąsiadka, Marta Sujeta dodaje: To nie były malutkie pożary, to były duże pożary, w przeciągu 15 minut spłonął cały dom.

Zapewne rozwiązaniem problemu byłaby wyprowadzka z terEnu przeznaczonego pod inwestycje. Na miejscu zostało tylko kilka rodzin. Wiedzą, że będą musiały odejść. Mówią jednak, że są pozostawione same sobie.

- Jest taka niepewność jutra, nic nie można robić, żadnych inwestycji. Człowiek czeka jak na walizkach. Urząd Miasta zobowiązał się to kupić, ale od chwili jak złożyłam podanie, że wyrażam zgodę na odsprzedanie części działki, nie mam żadnego odzewu z Urzędu Miasta – mówi Bogusława Falkowska.

- W tej chwili trwają postępowania, procedury. To jest kwestia wycen tych nieruchomości, ustalenia osób, od których należałoby je odkupić, a zatem te sprawy są w trakcie. Inwestycja ma być realizowana i nigdy tak się nie dzieje w Białymstoku, że jest realizowana wbrew przepisom – twierdzi Urszula Mirończuk, rzecznik prezydenta Białegostoku.

- Z nami nikt nie rozmawia, dzieją się tylko rzeczy dziwne, niebezpieczne dla nas i naszych rodzin. Boimy się o nasze bezpieczeństwo – mówi Marta Sujeta, mieszkanka ulicy Ostrowieckiej.

W związku z podpaleniami prezydent miasta polecił, by w okolica była częściej patrolowana przez straż miejską.

Ekipa Interwencji była w okolicy pięć godzin. Nie mieliśmy okazji spotkać patrolu straży miejskiej. Za to nasza kamera nagrała mężczyzn, którzy rozpalili ognisko, by wytopić miedź z kabli elektrycznych. Podobno to częsta praktyka.*

* skrót materiału

Reporter: Małgorzata Pietkiewicz

mpietkiewicz@polsat.com.pl