Wiatraki powstały, ale czy legalnie?

Od roku mieszkańcy gminy Parczew protestują przeciwko wiatrakom, które stanęły we wsi Wierzbówka i Jasionka. Kwestionują ich legalności przede wszystkim dlatego, że na mapie, na podstawie której urząd miasta wydał decyzję środowiskową, nie naniesiono jednej trzeciej okolicznych domów. Usunięcia inwestycji chce też wojewoda.

- Dowiedzieliśmy się o wiatrakach, kiedy przyjechała tu cała wieża i skrzydła. Wcześniej nie było żadnej informacji. Budowa nie była oznaczona, żadnych tablic informacyjnych – opowiada Marta Dąbrowska, mieszkanka gminy Parczew.

- Tutaj stoją domy od ponad 30 lat. Do najważniejszego dokumentu, jakim jest decyzja środowiskowa, od której się to wszystko zaczyna, dołącza się mapę, gdzie nie ma naszych zabudowań. Nie mogliśmy być uznani za stronę – opowiada Bożena Siłuch, mieszkanka gminy Parczew.

- To wszystko było robione bardzo szybko. Raz, że była kwestia nieważności planu, a  dwa, wchodziła ustawa wiatrakowa i bardzo się śpieszyli. Najpierw były wydane decyzje środowiskowe, bez udziału społeczeństwa, potem dopiero wprowadzono plan, po decyzjach, a plan powinien być przed decyzjami - dodaje Agnieszka Dudzińska-Centkowska, również okoliczna mieszkanka.

Mieszkańcy zaalarmowali Wojewódzki Inspektorat Nadzoru Budowlanego.  Naczelny Sąd Administracyjny orzekł, że plan zagospodarowania przestrzennego jest nieważny. Z tego powodu wojewoda lubelski unieważnił pozwolenia na budowę. Wiatraki jednak stanęły, bo zgodę dał Nadzór Budowlany.

- Byłam w Wojewódzkim Nadzorze Budowlanym i zapytałam, jaka wysokość jest tego wiatraka  i pan mi odpowiedział, że nie wie, bo nie mają czym zmierzyć – opowiada Marta Dąbrowska, mieszkanka gminy Parczew.

Pytamy Jacka Horoszczaruka z Wojewódzkiego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego w Lublinie, czy ktoś zmierzył wiatraki.

Naczelnik: Kierownik budowy złożył oświadczenie, że wybudował je zgodnie z tym projektem budowlanym.
Reporter: Ale państwo chyba jesteście od tego, żeby kontrolować, a nie przyjmować na wiarę.
Naczelnik: My kontrolujemy, ale nie mamy technicznej możliwości dokonania takich pomiarów. Możemy nakazać inwestorowi wykonanie ekspertyzy, albo oceny technicznej.
Reporter: Były takie ekspertyzy?
Naczelnik: Nie były zlecane, ponieważ nie było przesłanek, które by dawały, do stwierdzenia, że są uzasadnione wątpliwości.
Reporter: Skargi, to za mało, żeby o taką ekspertyzę poprosić?
Naczelnik: To jest za mało, ponieważ nie były niczym poparte te skargi.

Zdaniem Witolda Makaruka, który pracował przy budowie wiatraków, inwestycja powstała bez odpowiedniego nadzoru.

- Tam w ogóle nie było żadnego nadzoru. Człowiek wysyłał maszynę, to jeszcze musiał się martwić, żeby coś było dobrze zrobione. Tam był taki człowiek, który pilnował ogólnie, taki cieć pilnował tej budowy. Tłumaczył, co trzeba po prostu robić – twierdzi Makaruk.

Pełnomocnik  inwestora, Andrzej Ch., do budowy wiatraków zatrudnił lokalne firmy, które do dzisiaj nie mają należności. Zamówienia robiła matka Andrzeja Ch., która jest skazana prawomocnym wyrokiem za przestępstwa gospodarcze. Jednym z poszkodowanych jest właśnie 43-letni Witold Makaruk, który wykonywał prace ziemne.

- Winien jest mi w granicach 50 tys. zł brutto – twierdzi mężczyzna. W odzyskaniu pieniędzy pomaga mu prywatny detektyw.

- Tam są jakieś cztery spółki, jedna upadła, druga coś tam, ja w końcu się pogubiłem o co tam chodzi – mówi Makaruk.

Od prywatnego detektywa specjalizującego się w sprawach gospodarczych, dowiadujemy się, że przy tej inwestycji ucierpieć miały co najmniej trzy firmy. - Ale wiem, że poszkodowanych może być więcej. Oni byli przekonani, że firma która zleciał im dostawy towaru, to jest firma inwestor. Dopiero później dowiedzieli się o tym, że inwestorem jest zupełnie inna firma – wyjaśnia .

- Straciłem w okolicach 400 tys. zł – dodaje Wiesław Nurzyński, któremu inwestor nie zapłacił za usługi.
 
Siedziba firmy budującej elektrownie wiatrowe mieści w bloku na małym osiedlu w Kole. Spotkamy byłą prezes, matkę Andrzeja Ch. Od sąsiadów dowiadujemy się, że on sam od dawna tam nie mieszka. Chcemy wyjaśnić zarzuty dotyczące inwestycji.

Helena Ch.: Ale, to syn się tym zajmuje. Ja nie jestem prezesem.
Reporter: Ale pani była, już pani nie jest prezesem?
- Nie.
- Bo pani została skazana wyrokiem prawomocnym, prawda?
- Nie. Muszę teraz do syna zadzwonić.
- To ja tu poczekam. Proszę zadzwonić do syna i zapytać, czy chciałby z nami porozmawiać.
- Podam do syna numer i pani zadzwoni.

- Dlaczego nie zostały uregulowane te należności? Elektrownie wiatrowe, które powinny być uruchomione, lipiec-sierpień 2016 r. do dnia dzisiejszego nie nakręciły nawet jednego grosza przez protesty tych państwa, przez te wszystkie postępowania odwoławcze, zażaleniowe – mówi nam Andrzej Ch., pełnomocnik inwestora wiatraków w gminie Parczew.*

* skrót materiału

Reporter: Małgorzata Pietkiewicz

mpietkiewicz@polsat.com.pl