Tajemnicze zniknięcie paralotniarza. Pojawia się rosyjski trop
Grzegorz Miąskowski z Cedr Wielkich, małej miejscowości w pobliżu Gdańska, wybrał się 2 kwietnia w krótki lot po okolicy, którą dobrze znał. Niestety zaginął. Mimo szerokich poszukiwań, nie znaleziono po nim żadnych śladów. Pojawiła się hipoteza, że we mgle mógł stracić orientację i wlecieć do Rosji. Inna zakłada, że odciął się od rodziny i wiedzie życie bezdomnego.
Mówią, że bez latania nie mogą żyć, że jest jak narkotyk. Wciąga i uzależnia. Kiedy unoszą się w górę, wszystkie problemy zostają na ziemi. Liczą się tylko przestrzeń, wiatr, słońce i... wolność.
Grzegorz Miąskowski ma 48 lat. Od 12 lat pasjonuje się paralotniarstwem. Każdą wolną chwilę spędza w przestworzach.
Jest niedziela, 2 kwietnia tego roku. Około ósmej rano pan Grzegorz pojawia się na miejscu startu. W planie ma krótki lot. Chce tylko pokręcić się po okolicy. Chwilę później… po prostu znika.
- Była bardzo gęsta mgła, dosłownie jak mleko. Poza tym pan Grzegorz nie miał przy sobie żadnych urządzeń nawigacyjnych. Stacja BTS namierzyła go w okolicach Górek Zachodnich, Westerplatte, czyli w okolicach Gdańska – mówi Marzena Szwed-Sobańska z policji w Pruszczu Gdańskim.
Waldemar Miąskowski uważa jednak, że jego taty wcale o okolicy Westerplatte nie musiało być.
- Inaczej telefon loguje się jak jest na ziemi, a inaczej jak jest w powietrzu. W miarę możliwości przeszukaliśmy wszystkie okoliczne lasy i bagna. Nic nie znaleźliśmy – opowiada Miąskowski.
W poszukiwania pana Grzegorza zaangażowano ogromne środki. Szukała go m.in. straż graniczna, marynarka wojenna, płetwonurkowie z łodziami wyposażonymi w sonar i ekipy z psami tropiącymi. Mimo to nie udało się znaleźć żadnego śladu pilota ani używanej przez niego paralotni.
Pojawiła się hipoteza, że we mgle mógł stracić orientację i wylecieć poza granice Polski. Do dziś nie udało się jednak ani potwierdzić, ani wykluczyć tej wersji.
- Za Wisłą mamy Mierzeję Wiślaną, mamy Piaski, ale mamy w pobliżu też Sowietów – Kaliningrad. Czasami latamy tam – opowiada Mirosław Hołownia. Paralotniarz ma nadzieję, że jego kolegę zatrzymano w Rosji za nielegalne przekroczenie granicy.
- Bywało już, że lądowali na tym terenie, a Rosja jest takim krajem, że szybko nie daje odpowiedzi – dodaje żona pana Grzegorza.
Kilka dni temu wystosowaliśmy pismo do ambasady rosyjskiej. Mimo to do dziś nie padła z jej strony żadna odpowiedź. Do rodziny pana Grzegorza docierają jednak też inne sygnały. Podobno mężczyzna widziany był w Gdańsku. Na jednej z ulic, w pobliżu starówki.
- Mamy telefony od różnych ludzi, świadków, że jednak mąż jest widywany tutaj w tych okolicach, ale nie ma pewności – mówi Katarzyna Miąskowska.
- Pytaliśmy bezdomnych, dużo osób mówiło, że kojarzy twarz, że widzieli coś. To daje nam nadzieję, że jednak gdzieś tata jest – opowiada Waldemar Miąskowski.
- Nie dopuszczam myśli, że może już go nie być. Grzesiu, jak oglądasz ten program, my czekamy na ciebie. Wróć do domu – apeluje do męża Katarzyna Miąskowska.*
* skrót materiału
Reporter: Rafał Zalewski
rzalewski@polsat.com.pl