Włosi walczą o syna Polki. Chcą go zabrać do… domu dziecka!

Pani Joanna zabrała 4-letniego syna i uciekła z Włoch przed agresją partnera, 52-letniego Paola F. Opowiada, że mężczyzna bił ją, wyzywał i dusił. W Polsce jej koszmar nie skończył się, bo o 4-letniego Giacoma upomnieli się Włosi. Polski sąd wydał postanowienie o wydaniu chłopca, ale sprawę przekazał do innego sądu. Na Giacoma we Włoszech czeka… dom dziecka, bo Paolo F. ma odebrane prawa rodzicielskie.

Pani Joanna ma 36 lat. Jest matką 4-letniego Giacoma. Od kilku miesięcy ukrywa się przed ojcem swojego dziecka – Włochem Paolem F. Kobieta każdego dnia boi się o życie swoje i dziecka. Boi się też, że straci syna. 

- Wzięłam urlop w pracy , nie mogę pracować, myśląc, że ktoś przyjdzie po moje dziecko. Z drugiej strony nie pracując, nie utrzymam dziecka, więc oni mi związują ręce – opowiada.

Kobieta ponad 10 lat temu wyjechała do pracy do Włoch. Siedem lat temu poznała  45-letniego wówczas Paola F.  Wspólne życie rodzinne początkowo układało się dobrze. Niestety kiedy cztery lata temu urodził się ich syn Giacomo, życie rodzinne  zamieniło się w piekło.       

- Dziecko miało dwa miesiące, jak dostałam pierwszy raz: z pięści po nerkach. Trzymałam wówczas dziecko na ręku. Odsunął mi twarz od dziecka zaczął mnie dusić – opowiada pani Joanna.

Jak twierdzi kobieta, jej partner Paolo F. każdego dnia bił ją. By przeżyć, wielokrotnie uciekała do matki i siostry, które od kilkunastu lat mieszkają  we Włoszech.

- Pierwszy raz jak uciekłam do mamy z dzieckiem, to pobił mamę na drodze. Połamał jej żebra i wylądowała w szpitalu. Po paru dniach powiedział, że jak nie wrócę, to zabije mi syna, więc wróciłam – wspomina pani Joanna.

- Ten człowiek ma groźną opinię w swoim mieście. Był karany, dużo spraw przeciwko niemu się toczy. Mama i siostra nieraz dzwoniły, że szyby mają powybijane w samochodzie – opowiada pan Radosław, brat pani Joanny.

W ubiegłym roku Paolo F. dostał dozór policyjny i zakaz zbliżania się do pani Joanny oraz dziecka. A pani Joanna z synem trafiła we Włoszech do ośrodka dla kobiet dotkniętych przemocą. Paolo F.,  jak twierdzi pani Joanna, nadal nie dawał jej żyć. 

- Zawsze miałam gdzieś siniaki koło szyi czy na plecach. Ostatnio wylądowałam  w szpitalu. Chciał mi zmiażdżyć nogę, przycisnął kolanem moją głowę do betonowych płytek. Pękła mi kość nosowa – mówi pani Joanna. 

- Mamę zaatakował, jeszcze jak moja siostra była we Włoszech, potem zaatakował jej przyjaciela, a mnie miesiąc temu. Nawet wczoraj krążył dookoła domu i mojej mamie pokazał, że obetnie je głowę – opowiada siostra pani Joanny, Ewelina, która wraz z matką nadal mieszka we Włoszech

Mama Giacoma miała już dość przemocy i strachu. Kilka miesięcy temu zabrała syna i uciekła do Polski, do domu samotnej matki. Dziś z tego powodu ma tylko same kłopoty. Usłyszała zarzut uprowadzenia dziecka z Włoch.

- Gdyby ona była Włoszką i wyjechała do Polski, to pewnie by się nic nie stało. Ale ze względu na to, że jest Polką, a dziecko jest Włochem, no to: oddajcie nam Włocha naszego – mówi pani Anna, siostra pani Joanny.

- Zrobiłabym tak samo, bo on jest osobą nieobliczalną, mówi jedno, robi drugie – dodaje druga siostra Ewelina.

Włosi postanowili o dziecko zawalczyć i wystąpili do polskiego sądu o wydanie Giacoma, który… ma trafić we
Włoszech do domu dziecka. Ojciec jest pozbawiony władzy rodzicielskiej. Sąd w Głogowie miesiąc temu wydał szokujące dla pani Joanny postanowienie o wydaniu dziecka Włochom. Paolo ma podwójne obywatelstwo: włoskie i polskie.

- Sąd związany jest Konwencją Haską. To, czy nakaz wydania dziecka pozostanie w mocy, czy wniosek zostanie oddalony, będzie przedmiotem postępowania dowodowego. Sprawa została przekazana do Sądu we Wrocławiu – informuje Katarzyna Dąbrówny z Sądu Rejonowego w Głogowie.

- Przede wszystkim nadrzędną zasadą jest w konwencji dobro dziecka. Rzeczywiście Konwencja Haska mówi, że dziecko ma wrócić tam, gdzie jest jego miejsce pobytu. Są jednak okoliczności, które sąd zwalniają z wydania dziecka: przede wszystkim, czy dziecko po powrocie do stałego miejsca pobytu nie będzie narażone na szkodę – wyjaśnia Agata Jasztal z Biura Rzecznika Praw Dziecka w Warszawie.

Wkrótce sąd we Wrocławiu - w miejscu obecnego pobytu matki - podejmie decyzję, czy odebrać dziecko pani Joannie. Czekanie w niepewności jest dla niej największym dramatem.*

* skrót materiału

Reporter: Żanetta Kołodziejczyk-Tymochowicz

interwencja@polsat.com.pl