Obiecywał pracę, wakacje, wynajmował mieszkania - oszustwa Pawła Ś.

Paweł Ś. „zarabia" na życie oszukując ludzi. Panią Katarzynę zatrudnił, ale nie zapłacił nawet grosza pensji, kilkunastu osobom zaproponował rejs po Morzu Śródziemnym w korzystnej cenie i zniknął z pieniędzmi, a od pani Ewy wynajmował mieszkanie nie płacąc za nie.

24-letnia Katarzyna Ważnicka z Warszawy znalazła w internecie bardzo korzystną ofertę pracy. Bez wahania zdecydowała się z niej skorzystać. Niestety, jej pracodawcą okazał się Paweł Ś.  

- To miało być stanowisko asystent manager. Zaczęłam pracę od połowy marca. Podpisałam umowę na czas nieokreślony, umowę na warunkach włoskich. Miałam mieć wypłatę w połowie kwietnia. No i czekałam na nią, pytałam Pawła Ś. co z pieniędzmi. Cały czas utwierdzał mnie w przekonaniu, że ta pensja będzie na koncie – opowiada Katarzyna Ważnicka.

Paweł Ś. twierdzi, że kobieta nie podjęła pracy. - Nikogo w żaden sposób nie skrzywdziłem - stwierdził w rozmowie telefonicznej. 

- Wykonywałam zadania, które mi zlecał. Kazał mi np. zorganizować konferencję na 150 osób. Wszystko przygotowałam – zapewnia pani Katarzyna.

Paweł Ś., mimo podpisanej umowy, nigdy nie wypłacił kobiecie wynagrodzenia, a kiedy zaczęła się o nie upominać, zerwał z nią kontakt. Udało jej się jednak znaleźć informacje na temat swojego pracodawcy. Okazało się, że na jednym z portali społecznościowych istnieje grupa pokrzywdzonych przez niego osób.

- Znalazłam jego ogłoszenie na temat rejsu po Morzu Śródziemnym, na zamkniętej grupie żeglarskiej. Ogłoszenie brzmiało naprawdę bardzo fajnie. Zapłaciłam 750 zł za przelot i tak naprawdę za rejs, ponieważ utrzymywał, że łódka była jego - opowiada pani Magda, która czuje się pokrzywdzona przez Pawła Ś. 

- Trzeba było się szybko decydować. Powiedział, że ma dużo chętnych i zależy mu, żeby tę załogę jak najszybciej skompletować. Wylot miał być w piątek, we wtorek mieliśmy się spotkać w celu integracji z resztą grupy. W rejs miało płynąć około 15 osób – mówi inna pokrzywdzona, pani Anna.

- Wpłaciliśmy 750 złotych. Koszt był 1000 zł, ale umówiliśmy się, że resztę przekażemy mu później. Dzień przed wylotem wysłał widomość, że rejs niestety nie może się odbyć z powodu jego stanu zdrowia. Kontakt urwał się po kilku z obiecywanych spotkań, które się nie odbyły – dodaje kolejny poszkodowany, pan Mariusz.

- Nie, to nie jest tak do końca - skomentował sprawę przez telefon Paweł Ś.
Nikt z uczestników rejsu nie odzyskał ani grosza z wpłaconej kwoty. Jednak wśród pokrzywdzonych znalazły się również osoby, które straciły znacznie więcej.

- Pan Paweł odpowiedział na ogłoszenie o wynajmie mojego mieszkania. Od razu zdecydował się na wynajem. Wysłał mi jeszcze tego samego dnia, kiedy podpisaliśmy umowę, potwierdzenie przelewu. Miesiąc po podpisaniu umowy nie miałam nadal kaucji i czynszu za pierwszy miesiąc chociażby. W końcu weszłam do mieszkania i zobaczyłam, że zamieszkiwał  w nim ktoś, kto nie był Pawłem Ś. Domyślam się, że komuś to podnajął w celach zarobkowych. Wziął kaucję, czynsz i zniknął - mówi pani Ewa, której Paweł Ś. jest winny około 7 tys. zł.

- Byłam w 3 mieszkaniach, które jak twierdził, należą do firmy. Później się okazało, że te mieszkania nie należały do firmy, były wynajmowane – twierdzi Katarzyna Ważnicka, pokrzywdzona przez Pawła Ś.

Paweł Ś. nie pojawił się na umówionym z nami spotkaniu, ponieważ w trakcie realizacji reportażu został aresztowany. Okazało się bowiem, że od dawna był poszukiwany przez policję, a dzięki sprawnej akcji i zorganizowaniu się samych pokrzywdzonych w tej chwili zajmie się nim prokurator.*

* skrót materiału

Reporter: Jan Kasia

jkasia@polsat.com.pl