Wynajęli mieszkanie i nie chcą się wyprowadzić
Agnieszka Wróblewska z Kołobrzegu nie może pozbyć się lokatorów, którym kiedyś wynajęła mieszkanie. Małżeństwo nie wyprowadziło się ani po upływie pierwszego terminu wypowiedzenia umowy, ani po upływie drugiego, 5 miesięcy później. Drzwi mieszkania otworzyło, dopiero, gdy pani Agnieszka zaczęła rozkręcać zamki. Kobieta odzyskała lokal, ale tylko na niecały miesiąc. Później dzicy lokatorzy wrócili!
Los nie oszczędza 42-letniej pani Agnieszki z Kołobrzegu. 13 lat temu, kiedy urodził się syn Dawid, jej życie zmieniło się diametralnie. Sama zmaga się z wychowaniem niepełnosprawnego syna - mąż nie wytrzymał ciężaru opieki nad tak chorym dzieckiem.
- Było już po terminie, więc leżałam na patologii ciąży. Syn urodził się z ciężkim niedotlenieniem, w zamartwicy, w śpiączce mózgu. 7 lat trwała walka ze szpitalem kołobrzeskim o zadośćuczynienie w kwocie 250 tys. zł. Zostało ono wypłacone z odsetkami i dożywotnią rentą w wysokości 1400 zł dla Dawida - opowiada Agnieszka Wróblewska.
Wygrana dała pani Agnieszce odrobinę poczucia bezpieczeństwa. Nie musiała się już martwić o pieniądze na rehabilitację syna.
Wystarczyło również na kupno mieszkania na sąsiednim osiedlu. Pieniądze z jego wynajmu miały być dodatkowym źródłem dochodu dla samotnej matki, która musiała zrezygnować z pracy - syn wymaga całodobowej opieki. Na ogłoszenie o wynajmie odpowiedziała piosenkarka - pani Magdalena Rz. z mężem Grzegorzem.
- Podpisałyśmy umowę wynajmu na czas nieokreślony z 30-dniowym wypowiedzeniem. To było mieszkanie po całkowitym remoncie. Gipsowane ściany, podwieszane sufity, meble na wymiar ze sprzętem. W październiku 2016 r. zadzwoniłam do pana Grzegorza, że zamierzam sprzedać to mieszkanie. 21 grudnia, gdy płacił za mieszkanie, odebrał ode mnie wypowiedzenie - mówi Agnieszka Wróblewska.
Kobieta na dowód odebrania przez mężczyznę wypowiedzenia przeczytała nam SMS-y, jakie pani Magdalena napisała do niej tego samego dnia.
„Pani Agnieszko, nie wyobrażam sobie w najgorszych snach, by matka matce z rodziną dała 30 dni na wyprowadzenie się z powodu sprzedaży”.
„Przed Wigilią 30 dni zgotowała pani nam piekło, ja popłakałam się, syn płakał, bo mama płacze, żal ściska, za chwilę miało być pieczenie ciasteczek, dzisiaj ustroimy pięknie mieszkanie, ale już nic nie jest kolorowe. Brak mi słów. Od dziś szukamy mieszkania” – przeczytała pani Agnieszka. - To było 21 grudnia, a ci państwo mieszkają dalej – komentuje pani Agnieszka.
- Jeżeli strona, której wypowiedziano umowę potwierdza SMS-em, że dostarczono tę umowę, to oznacza, że przyjęła do swojej świadomości ,że ta umowa została wypowiedziana – uważa Aleksander Bolko, radca prawny.
- Później już nie odbierali telefonów ode mnie, pukałam, ale nigdy nikt mi nie otwierał – dodaje pani Agnieszka.
Kontakt z najemcami urwał się zupełnie. Zgodnie z wypowiedzeniem 21 stycznia 2017 powinni opuścić mieszkanie. Tak się jednak nie stało.
Bezradna pani Agnieszka dwukrotnie listem poleconym wysyłała nowy termin wypowiedzenia, dając czas najemcom do 1 maja 2017. Listy jednak wróciły do pani Agnieszki. Przeżyła szok, kiedy 4 maja próbowała dostać się do własnego mieszkania.
- Nikt nie otwierał. Agnieszka włożyła klucz do mieszkania i okazało się, że nie pasuje. Pojechałyśmy na policję – wspomina Sandra Kielnik-Kałuża, przyjaciółka pani Agnieszki.
Na policji kobiety dowiedziały się, że mają prawo rozkręcić zamki do lokalu i wejść do środka.
- W momencie, kiedy zamki zaczęły być rozkręcane, drzwi się otworzyły i pojawiła się pani Magda z panem Grzegorzem. Krzyczeli, co tam robimy
– relacjonuje Sandra Kielnik-Kałuża, przyjaciółka pani Agnieszki.
Opróżnianie mieszkania trwało kilka dni. Pani Agnieszka cały czas przy tym była myśląc, że to już koniec historii z najemcami.
- Pan Grzegorz przyjeżdża w poniedziałek i zabiera wszystkie rzeczy z mieszkania. Mieszkanie zostaje puste. Zostawiłam sprzęt na poczet niezapłaconych rachunków za prąd – mówi pani Agnieszka.
- 7 nieopłaconych faktur, czyli półtora roku, bo energia jest co dwa miejsce. Tam było na 1890 złotych plus odsetki – dodaje Sandra Kielnik-Kałuża.
Lokatorzy zobowiązali się jeszcze do opróżnienia ze swoich rzeczy piwnicy, ale ponieważ nie zrobili tego w terminie, kobiety weszły do niej i wyrzuciły worki z brudnymi rzeczami.
Pani Agnieszka była przekonana , że przygoda z najemcami skończyła się. Przeżyła szok, kiedy 27 maja zadzwoniła do niej sąsiadka. Okazało się, że najemcy włamali się do mieszkania pani Agnieszki! Natychmiast zadzwoniła na policję. Ta przyjechała na miejsce.
- To jest klasyczne włamanie. Jeżeli ktoś pokonuje zabezpieczenie lokalu właściciela, to wchodzi tam bezprawnie, włamuje się – mówi Aleksander Bolko, radca prawny.
Policja nie mogła siłą usnąć niechcianych lokatorów, bo tego zabrania prawo. Pani Agnieszka złożyła pozew do sądu o opróżnienie mieszkania. Bezradna postanowiła nagłośnić sprawę w lokalnej gazecie. Do jej obrony dołączyli sąsiedzi.
Rozmowa z „wynajmującymi" przy drzwiach mieszkania pani Agnieszki:
Reporter: Jakim sposobem, jak ona wymieniła zamki, weszliście tu ponownie ?
Pani Magda: A jakim prawem ta pani nas 4 maja wyrzuciła w ciągu jednego dnia. Jakim prawem?!
Reporter: Dała wam wypowiedzenie.
Pani Agnieszka: Kończącej się umowy 1 maja. Takim prawem. Pani powinno tu nie być. Pani ani jednej rzeczy nie spakowała, pani się nie zamierzała wyprowadzić, bo tu nie było ani jednego kartonika spakowanego. Niczego.
Sąsiadka: Dla mnie to jest sprawa prosta, przecież to jest mieszkanie tej pani, przecież to jest tak proste.
Pani Magda: Czy ja kiedyś powiedziałam, że to nie jest mieszkanie tej pani?
Reporter: To co tu robicie?
Pani Magda: Ja chcę odzyskać wszystkie swoje rzeczy.
Sąsiadka: Ale zaraz, to chce pani zawładnąć mieszkanie? To są dwie odrębne sprawy: rzeczy a mieszkanie. O rzeczy pani się może sądzić, ale mieszkanie pani musi opuścić.
Pani Magda: To wszystko zostało w śmieciach, nie mamy naszego całego dobytku.
Sandra Kielnik-Kałuża, przyjaciółka pani Agnieszki: pani Magdo, kto w komórce, którą można jednym puknięciem otworzyć, trzyma futra i drogocenne rzeczy? Pani Magdo, na logikę… pogrąża się pani teraz.
- Uważam, że działania pani Magdy są intencjonalne. Po napisaniu reportażu odezwało się do nas kilka osób, które opowiadały o swoich doświadczeniach z nią i nie były to przyjemne doświadczenia – twierdzi Iwona Siemińska, dziennikarka portalu E-KG.PL, który nagłośnił tę historię.
- Zdecydowałam się odezwać, ponieważ bardzo jest mi żal pani Wróblewskiej. Wiem, że padła ofiarą. Chciałabym też przestrzec wszystkich ludzi przed panią Magdą. Mi się udało wybrnąć z tych wszystkich naszych zawiłości, o których nie będę opowiadać. Mój bilans jest na pewno minusowy, jeżeli chodzi o finanse, ale moje zdrowie było ważniejsze – powiedziała dawna koleżanka pani Magdy.
- Pani Magda jest znaną artystką, świetną piosenkarką gospel. W swoich pieśniach chwali Najwyższego, występuje w kościołach. Jednak ten wizerunek sceniczny odbiega od tego, jakim jest człowiekiem – ocenia dziennikarka Iwona Siemińska.
- Nie możemy już się dogadać, to sądźmy się, bo od tego sądy, ale niech ona opuści moje mieszkanie – podsumowuje pani Agnieszka.*
* skrót materiału
Reporter: Małgorzata Frydrych
mfrydrych@polsat.com.pl