Tajemnicze zniknięcia czterech nastolatków. Ofiary seryjnego mordercy?

Mieli po 14, 15 lat, pochodzili z tego samego rejonu i zaginęli pod koniec lat 90. na przestrzeni jednego roku. Według jednej z organizacji zajmującej się poszukiwaniem zaginionych osób Janusz, Marek, Andrzej i Łukasz mogli paść ofiarą seryjnego mordercy. Czy to możliwe, że w Zachodniopomorskiem grasował groźny dewiant, który do dziś pozostaje nieuchwytny?

Łobez to małe miasteczko koło Szczecina. Znają się właściwie wszyscy, zazwyczaj nie dzieje się tu zbyt wiele. Życie płynie spokojnie i wolno. Od urodzenia mieszkał tu 15-letni Janusz.

- Wszyscy na niego czekamy. Bardzo za nim tęsknię. Nie po to go rodziłam, żeby on się teraz gdzieś tułał po świecie czy gdzieś niegodnie jego ciało leżało – mówi Krystyna Asminien, matka zaginionego Janusza.

Jest 21 marca 1998 roku. Około godziny 18 Janusz wychodzi z domu spotkać się ze znajomymi. Spacerują wzdłuż rzeki, razem piją alkohol. Powoli robi się ciemno. Mimo to, wkrótce chłopak zostaje sam.

- Doprowadził się do takiego stanu nietrzeźwości, że tak naprawdę nie był w stanie iść dalej z grupą młodzieży. Nasuwała się myśl, że Janusz mógł się utopić, przede wszystkim czynności poszukiwawcze w tej sprawie były nastawione na to, żeby sprawdzić rzekę – mówi Mirosława Rudzińska z Komendy Wojewódzkiej Policji w Szczecinie.

- Znaleźliśmy kurtkę złożoną w kostkę i jego czapkę. Dziwne to było – opowiada Piotr Asminien, brat zaginionego Janusza.

- Tak sobie myślę, że może ktoś specjalnie tę kurtkę i czapkę mu ściągnął, żeby upozorować, że do rzeki wpadł, a gdzieś go wywiózł – dodaje Krystyna Asminien, matka zaginionego Janusza.

W miejsce, gdzie znaleziono rzeczy zaginionego, przyprowadzono policyjnego psa. Ten podjął trop idąc w kierunku drogi, przeciwnym do rzeki. Policja uznała jednak, że Janusza nie porwano, lecz zaginął. Rok później Krystyna Asminien zaczęła odbierać głuche telefony w domu.

- To się zaczęło gdzieś rok po zaginięciu syna. Jak nagłaśnialiśmy. Później usłyszałam w słuchawce, żebym nie węszyła i nie ściągała mediów do Łobza, bo to dla mojej rodziny się źle skończy – opowiada.

- Nieznajomy głos w telefonie miał powiedzieć, że jeżeli nie zostawi tego, zaginie jej drugi syn – dodaje Katarzyna Wilk-Wojtczak, dziennikarka „Faktów i Mitów”.

Rok po Januszu znika kolejny chłopiec – 14-letni Marek. Tym razem w Starym Drawsku, 50 kilometrów od Łobza. Ginie w biały dzień, w drodze do szkoły. Jest 1 marca 1999 roku.

- Była informacja o tym, że chłopiec spacerował po zamarzniętym akwenie i mogło się tak zdarzyć, że załamał się pod nim lód na jeziorze– informuje Mirosława Rudzińska z policji w Szczecinie.

Teren jeziora przez kilka dni sprawdzał tata Marka, Henryk Paczkowski. Twierdzi, że nie znalazł żadnego załamania w lodzie, które mogłoby potwierdzić przypuszczenie policji.

- Według jednego świadka, on już nie żyje. Wsiadł do samochodu na wysokości zamku w Starym Drawsku – mówi znajoma zaginionego chłopca.

- Pedofilów nie brakuje, nie? Handlu organami ludzkimi też. Ten świat się zrobił chory – komentuje ojciec zaginionego Marka.

14-letni Andrzej i 15-letni Łukasz zaginęli miesiąc po Marku. W oddalonym o ponad 100 kilometrów Rewalu. Obaj nie byli święci. Razem uciekli z ośrodka wychowawczego. Potem zaginął po nich wszelki ślad.

- On miał trudne dzieciństwo, bo mieliśmy trudne warunki w domu. Miałam męża pijaka, znęcał się nad synem, a on robił wszystko, żeby tylko ojciec go widział: kradzieże, niechodzenie do szkoły, jak sąd stwierdził: wysoka demoralizacja – wspomina Dorota Sas, matka zaginionego Łukasza.

Kilka tygodni temu jedna z organizacji zajmujących się poszukiwaniem zaginionych osób sporządziła zaskakujący raport. Wynika z niego, że chłopcy mogli paść ofiarą seryjnego zabójcy.

- Trudno wierzyć w zbiegi okoliczności w przypadku zaginięcia 4 chłopców. Byli w podobnym wieku, z tego samego rejonu, podobni fizycznie. Oczywiście był też ten sam czas, bo mówimy o zaginięciach na przestrzeni roku – wskazuje Renata Waligórska z organizacji Missing Zaginieni.

- Żeby zahaczyć się jakiejś tezy, jakiejś teorii, musi być chociaż jakiś ślad, który by na to wskazywał – komentuje Mirosława Rudzińska z policji w Szczecinie.

Mimo upływu lat sprawy zaginięć chłopców w województwie zachodniopomorskim wciąż pozostają niewyjaśnione. Poszukiwania zakończono. Sprawy trafiły do policyjnego archiwum. Hipotezy o seryjnym zabójcy nie udało się ani wykluczyć, ani potwierdzić. A szansa na rozwiązanie zagadki z każdym dniem staje się coraz mniejsza.

- Sprawy dotyczące poszukiwań, zgodnie z obowiązującymi przepisami, prowadzone są przez 10 lat od zgłoszenia zaginięcia osoby. To nie jest jednak tak, że taka sprawa idzie w zapomnienie i nikt się nią nie interesuje - zapewnia Mirosława Rudzińska z policji w Szczecinie.

- Pedofile siedzą, wychodzą i zaraz znowu to samo robią. To on może to samo robić – mówi Józef Asminien, ojciec zaginionego Janusza.

- To przecież jest jak choroba, jak narkotyk. Może odczekać chwilę, ileś tam lat, ale będzie to samo robił – dodaje Dorota Sas, matka zaginionego Łukasza.*

* skrót materiału

Reporter: Rafał Zalewski

rzalewski@polsat.com.pl