Dramat pracowników Praktikera. Zostali bez środków do życia

Dwa miesiące temu, ponad połowa czyli około 600 pracowników firmy Praktiker postanowiła zwolnić się z pracy po tym jak od kwietnia bieżącego roku, pracodawca przestał wypłacać im wynagrodzenia. Pracownicy złożyli w sądzie pozew zbiorowy uznając, taki stan rzeczy za rażące naruszenie ich praw.

-  Wiedzieliśmy, że jesteśmy w tej grupie osób, które nie dostaną wynagrodzenia – mówi pan Tomasz, były pracownik Praktikera.


 - Czekałam cierpliwie i przychodziłam codziennie do pracy. Jeszcze dokładałam do tego interes,  bo trzeba było zapłacić za dojazd, a nie dostałam ani złotówki -  mówi pani Maria,  była pracownica Praktikera.


Obecna sytuacja firmy Praktiker jest spowodowana wieloletnimi zaniedbaniami. Okazuje się,  że przez 20 lat funkcjonowania przedsiębiorstwo tylko w jednym roku miało dodatni bilans finansowy.


- Wiedzieliśmy, że są problemy.  Tłumaczono nam, że musimy ratować miejsca pracy. Już od paru lat nie mieliśmy, żadnych premii  - mówi pani Hanna, była pracownica Praktikera.


- Praktiker w Polsce od samego początku miał już długi. Nawet kto wie, czy nie był kupiony z długami. Także to też było widać po asortymencie, po ciągłych brakach towar – mówi pan Tomasz, były pracownik Praktikera.


-  Problemy Praktikera zaczęły się, kiedy Praktiker w ogóle powstał. W całym 20-letnim okresie funkcjonowania Praktikera,  miał jeden rok z dodatnim wynikiem finansowym. Jeśli firma ma problem to prędzej czy później dochodzi do takiej sytuacji, w której staje się częściowo lub całkowicie niewypłacalna - mówi Maksymilian Kostrzewa, który jest tymczasowym zarządcą restrukturyzacyjnym.


W listopadzie zeszłego roku sąd ogłosił postępowanie sanacyjne,  a zarządzanie spółką powierzył tymczasowemu zarządcy, który miał ratować firmę. Jednym z jego posunięć było wysłanie wezwań do zapłaty pracownikom, którzy zwolnili się z pracy.


-  Według zarządcy naruszyliśmy prawo, bo zwolniliśmy się. Nie mieliśmy prawa się zwolnić i za trzy miesiące trzeba im zapłacić – mówi pani Małgorzata, była pracownica Praktikera.


-  Odpowiadam za całą masę sanacyjną. Odpowiadam za wierzytelności wszystkich, którzy mają roszczenia do masy. Pracowników, dostawców, innych współpracowników. I teraz jeżeli ktoś odchodzi i generuje roszczenie do masy, to nie mogę  pozostawać bierny -  mówi Maksymilian Kostrzewa ,  który jest tymczasowym zarządcą restrukturyzacyjnym.


Postępowanie sanacyjne miało zostać zakończone w maju. Jednak wówczas pojawił się nowy zarząd spółki Praktiker, w osobie bliżej niezidentyfikowanego obywatela Ukrainy, który zaczął celowo przeciągać procedury sądowe. Jak twierdzą specjaliści,  takie działanie może mieć na celu wyprowadzenie z firmy jak największej ilości pieniędzy,  co z kolei może uniemożliwić wypłacenie zaległych pensji pracownikom.    


 - Ewidentne działanie na przedłużenie i na zwiększenie chaosu w firmie. W mętnej wodzie łatwiej ryby łowić. Przedłużenie procedury powoduje pokrzywdzenie pracowników - mówi Maksymilian Kostrzewa,  który jest tymczasowym zarządcą restrukturyzacyjnym.


-  Nie spodziewamy się, że majątek będzie. Tego się nie spodziewamy, nie liczymy na to. Oni  cały czas wywożą towar – mówią byli pracownicy  Praktikera.


 -  Myśleliśmy, że stanowimy jakąś wartość dla firmy. Niestety okazało się, że jesteśmy mniej warci niż ten towar w sklepie – mówi pan Tomasz,  były pracownik Praktikera. *


*skrót materiału


Reporter: Jan Kasia


jkasia@polsat.com.pl